Krypa, a nie Titanic

Czytam w nr. 12 Computerworlda tekst Olo Sawy o Titanicu.

Czytam w nr. 12 Computerworlda tekst Olo Sawy o Titanicu.

Dowiaduję się z niego, że premier Waldemar Pawlak zatwierdził wybór niemieckiej firmy CGK na wykonawcę ogólnopolskiego systemu informatycznego administracji celnej. Premier rządu zatwierdza wynik przetargu? Zawsze myślałem sobie, że premier przecież ma nieco ważniejsze sprawy na głowie. Czy teraz premier nie powinien odpowiedzieć przed Trybunałem Konstytucyjnym? Jeśli nie za katastrofę projektu, to za wtrącanie się w sprawy, na których się nie zna. A może nie trzeba przetargu, jeśli premier wszystko wie lepiej?

Przeraża mnie, wspomniana w artykule arogancja informatyków i niewiedza kierownictwa. Coopers & Lybrand okazuje się firmą niekompetentną dla domorosłych samouków. Krytyka dotyczy nadmiernej ceny za kompetentną usługę, a główny zarzut to nieznajomość specyfiki polskich ceł. A cóż to za specyfika? Na czym ona polega? Tak akurat się składa, że Coopers & Lybrand opracował studium wstępne udanego zamierzenia pod nazwą Tradelink w Hongkongu<sup>1</sup>. Tyle że w Hongkongu - po pierwsze - potrafią (i chcą) liczyć, a po drugie - na stanowiskach zatrudnia się ludzi wykształconych. Wiceprezes GUC, Janusz Lucow, powiedział, że jeśli miał polecenie komputeryzować, to on nie posłucha jakiegoś tam Coopersa & Lybranda, którzy zalecają najpierw zrobić porządek, a potem wydawać pieniądze na wyposażenie.

A może polska specyfika przewiduje, że można, a nawet należy komputeryzować bałagan? Takie nawet ponoć były decyzje polityczne. Jeśli więc były to decyzje polityczne, czekam na postawienie tych polityków przed Trybunałem. Jeśli zaś okaże się, że były to zamierzone działania, mające na celu unieszkodliwienie polskich ceł, powinni oni iść pod sąd. Czy ktoś podejmie się policzenia strat? Nie przyjmuję do wiadomości informacji, że nie było strat, gdyż nie zapłacono firmie CGK. Straty budżetu wynikają z uniemożliwienia ściągnięcia ceł na skutek zwykłego sabotażu. Barbara Rapacka-Zimny powołuje się na "doświadczenia POLTAX-u". Z jakim skutkiem?

Założenia systemu spisano na 1000 stronach. Kto z tego potrafi wyciągnąć jakąś informację? Czy uwzględniono w nich, warte milion USD, zalecenia firmy Coopers & Lybrand? Jeśli nie, pozwalam sobie twierdzić, że ktoś celowo robotę sknocił. A może rzeczony ktoś nie rozumie, że tej klasy firma - po pierwsze - zna się na tym, co robi, a po drugie - ponosi odpowiedzialność za wykonane prace. Gdyby było inaczej, pies z kulawą nogą nie zamówiłby u nich projektu. Ciekawi mnie też, czy oferenci przedstawili studium wykonalności i czy wzięto je pod uwagę w postępowaniu przetargowym. Z lektury wnioskuję, że nie, gdyż mowa jest przede wszystkim o cenie. Czy można przyjmować cenę za jedyne kryterium? Wyobrażam sobie, że przygotowując przetarg, GUC wykonał jakieś przymiarki. Czy GUC, zamawiając wykonanie studium wstępnego, domagał się oszacowania kosztów zamierzenia przez Coopers & Lybrand? Taka firma potrafi to zrobić i zdziwiłbym się, gdyby takiej informacji nie umieściła w swoim opracowaniu.

Na koniec znów zwrócę uwagę na jedną z ważnych przyczyn kolejnej katastrofy. Jest to nasz system edukacyjny. Dopóki studenci będą nauczani głównie technologii i lekceważenia problematyki zarządzania, a dominującą formą zajęć będzie wykład, etyki zawodowej nie będzie lub będzie przedmiotem marginalnym, dopóty będziemy skazani na niepowodzenia wielkich zamierzeń. A tego kolejnego niewypału nie należy zaliczać do katastrof informatycznych. Przyczyną jest niekompetencja zarządzających.

<hr size=1 noshade>1 Tradelink był zamierzeniem mniej udanym niż Tradenet w Singapurze, gdzie studium wykonalności wykonała inna firma - Price Waterhouse. Dla naszych arogantów też okazałaby się niekompetentna i oczywiście nie znająca specyfiki polskiej rzeczywistości, polegającej na lekceważeniu celu i istoty zamierzenia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200