Kocham wielkiego brata

Takie wyznanie, jak pewnie Państwo pamiętają, kończy ''Rok 1984''. Winston Smith, bohater powieści, dochodzi do wniosku, że kocha Wielkiego Brata wtedy, kiedy wreszcie jego koszmar się kończy. Podobnie i ja, zdałem sobie sprawę, że kocham Wielkiego Brata dopiero teraz, gdy program ma się skończyć.

Takie wyznanie, jak pewnie Państwo pamiętają, kończy ''Rok 1984''. Winston Smith, bohater powieści, dochodzi do wniosku, że kocha Wielkiego Brata wtedy, kiedy wreszcie jego koszmar się kończy. Podobnie i ja, zdałem sobie sprawę, że kocham Wielkiego Brata dopiero teraz, gdy program ma się skończyć.

Jak już pisałem na tych łamach, programu BigBrother w TVN nie oglądam. Jestem prostym inżynierem, najlepiej więc będzie, kiedy zacytuję innego inżyniera: A w filmie polskim proszę pana to jest tak: nuda... Nic się nie dzieje, proszę pana. (...) Widziałem taką scenę kiedyś... Na przykład, no ja wiem? Na przykład zapala papierosa nie? Proszę pana zapala papierosa... I proszę pana patrzy tak: w prawo... Potem patrzy w lewo... Prosto... I nic... (...) No i panie i kto za to płaci? Pan płaci... Pani płaci... My płacimy... Oto dlaczego nie zainteresował mnie przekaz z domu Wielkiego Brata.

Jednak, jak napisałem, kocham go miłością szczerą i płomienną. To, co dociera do mnie za pośrednictwem innych mediów - przede wszystkim prasy i Internetu - pozwala mi wpaść w stan emocjonalnego uniesienia. To, co dzieje się w domu w Sękocinie, ma wielkie konsekwencje dla ludzi związanych z informatyką i komputerami.

Popatrzmy na transmisję z kamer zainsta- lowanych w domu Wielkiego Brata w Internecie. Dzięki programowi miliony ludzi w Polsce dowiedziały się, że w Internecie możliwe są transmisje na żywo. Że niewielkim kosztem - nieporównywalnym z powołaniem kanału telewizyjnego - można przekazać obraz z jakiegoś miejsca i tylko od atrakcyjności przekazu zależy liczba widzów takiego "programu". A początkowe problemy tp.internet jedynie przyczyniły się do szerszego upowszechnienia informacji o przekazach multimedialnych w Internecie. Słyszę, że teraz można już oglądać przekazy z gabinetu burmistrza Wilna, krowy w oborze, a nawet... dzieci bawiące się w przedszkolu (kolejność przypadkowa). Gdzieś w tym wszystkim widzę niewidzialną, ale silną rękę Wielkiego Brata.

Nie wiem, czy nie za daleko idą moje przypuszczenia, ale... ludzie uświadomili sobie, że jawność nie wymaga wielkiego wysiłku, wielkich wydatków (jak usiłują nam wmówić parlamentarzyści tworzący ustawę o dostępie do informacji publicznej) ani nie jest niczym szczególnym. Może więc Polacy bardziej zdecydowanie zaczną domagać się większej przejrzystości organów władzy? Byłby to kolejny pozytywny efekt programu.

Kiedy widzowie mieli zdecydować, który z uczestników programu wyjdzie z domu, tysiące SMS-ów zablokowały serwery, co wpłynęło na werdykt. W ten sposób miliony Polaków - widzów programu BigBrother - poznały takie pojęcia, jak "kolejka SMS-ów" i "przetwarzanie sekwencyjne". Tylko czekać, aż małolaty z pokolenia SMS zaczną mówić przed klasówką "mam przeciążone serwery", zamiast "mam przegrzane zwoje".

Kocham Wielkiego Brata za jeszcze jedno. Pokazuje, że można - przebywając w pomieszczeniu naszpikowanym elektroniką, będąc obserwowanym przez 24 godziny na dobę - pozostać sobą. Że pomimo iż miliony obserwują grupę ludzi przy codziennym życiu, oglądając ich przy jedzeniu, w łóżku i pod prysznicem, zachowują oni swoją godność i - paradoksalnie! - prywatność. To bardzo ważne spostrzeżenie dla nas wszystkich - płacących na co dzień kartami, robiących zakupy w hipermarketach monitorowanych przez telewizję przemysłową, poruszających się po "inteligentnych budynkach", pozostawiających w Internecie swoje odciski palców w postaci numeru IP i zawartości plików cookies w setkach serwisów.

Wielki Bracie, dziękuję ci za to wszystko!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200