Klimat

Pewien student z nierozwiniętego kraju achodniej półkuli, przyjechał do Polski po niekomputerowe nauki. Już w pierwszych dniach pobytu poszukiwał komputera, bowiem wyobrażał sobie, że bez niego nie poradzi sobie na studiach. We własnym kraju, jak twierdzi, nie poradziłby sobie na pewno. Sprzęt jaki dotychczas miał wydawał się za mało nowoczesny jak na Polskę. I kupił komputer, lecz wydatek okazał się mało praktyczny: nikt od niego nie oczekiwał żadnej komputerowej pracy. Zauważył przy tym, że dostęp do niezłego sprzętu wydziałowego ogranicza się do głaskania go w gabinetach kadry profesorskiej. Profesura też zresztą przeważnie głaszcze sprzęt. Ma o nim zwykle niewielkie pojęcie, za to wykazuje tendencje oszczędnościowe: na pytanie, czy nie lepiej by było udostępnić komputery studentom, na niejednym wydziale w polskich uczelniach można usłyszeć odpowiedź - "prawdę mówiąc studentom sprzęt nie jest bardzo potrzebny..."

Pewien student z nierozwiniętego kraju achodniej półkuli, przyjechał do Polski po niekomputerowe nauki. Już w pierwszych dniach pobytu poszukiwał komputera, bowiem wyobrażał sobie, że bez niego nie poradzi sobie na studiach. We własnym kraju, jak twierdzi, nie poradziłby sobie na pewno. Sprzęt jaki dotychczas miał wydawał się za mało nowoczesny jak na Polskę. I kupił komputer, lecz wydatek okazał się mało praktyczny: nikt od niego nie oczekiwał żadnej komputerowej pracy. Zauważył przy tym, że dostęp do niezłego sprzętu wydziałowego ogranicza się do głaskania go w gabinetach kadry profesorskiej. Profesura też zresztą przeważnie głaszcze sprzęt. Ma o nim zwykle niewielkie pojęcie, za to wykazuje tendencje oszczędnościowe: na pytanie, czy nie lepiej by było udostępnić komputery studentom, na niejednym wydziale w polskich uczelniach można usłyszeć odpowiedź - "prawdę mówiąc studentom sprzęt nie jest bardzo potrzebny..."

Nie wiem, dlaczego w Polsce od dawna i niestety nadal, bardzo swoisty klimat otacza komputer. Wciąż jakby żyje - jak ze złych snów wyjęty - model Syzyfa-Polaka usiłującego dotrzeć do wytworów cywilizacji, wbrew oporowi materii.

Polityka celna i podatkowa w kraju nie sprzyja człowiekowi z komputerem, przeciwnie. Który student, a przecież tylko na studencką i szkolną młodzież można liczyć w batalii o komputerową Polskę, może pozwolić sobie na domowe DX486 czy choćby "jakieś" 386? Dobry notes nadal stanowi marzenie. Nawet jeśli niektórzy ludzie to wszystko mają, w jaki sposób mogą wyjść w świat, gdy praktycznie uśmiercono modemowanie? I dzieje się to na oczach Urzędu Antymonopolowego, który któż to wie, jaką ma naprawdę wiedzę o nowoczesności.

Komputer w Polsce oddycha złą atmosferą we wszystkich możliwych odmianach: domowej, bo rodziny polskie nie są do komputeryzacji przygotowane (z własnej i nie własnej winy), szkolnej - bo mentalność nauczycieli jest generalnie z innej epoki, urzędowej - bo organ ustawodawczy pouchwalał Polakom takie, a nie inne prawa.

Tak na marginesie: o tym, że sam organ ustawodawczy niewiele bierze sobie do serca z cywilizacji komputerowej przekonałam się parokrotnie, śledząc choćby aktywność sieciową naszego Parlamentu, liczbę jego adresów komputerowych. Czy to nie dziwne, że nawet biblioteka sejmowa - miejsce bardzo ważne informacyjnie - nie ma odrębnego sieciowego adresu? Jakimi adresami dysponują posłowie i senatorowie - przedstawiciele wyborców? Tymczasem... Tymczasem odbywają się na świecie wielkie spotkania na wysokich szczeblach z udziałem Polaków, delegacje rządowe odwiedzają amerykańskie uniwersytety, interesując się całkiem praktycznie futurystycznymi programami.

Przedstawiciele rządowi sprawiają wrażenie, że bliżej im do innych planet niż do Polski. Premier Waldemar Pawlak podczas ostatniego spotkania na Uniwersytecie Columbia cieszył się, że może z Ameryki wejrzeć do serwisu prasowego własnego rządu. Nie wiem doprawdy co "sieciujący" polski premier zobaczył w tym frapującego: ot zamożna, prywatna Columbia opłaca sobie abonament za dostęp do prasy przez drogi NEXIS.

To co się w wielu krajach Zachodu dzieje można nazwać naprawdę kulturą komputerową: ustalona, spokojna, niekoniecznie dehumanizująca. Przeciwnie: instytucje muszą odpowiedzieć (nawet podatkowe) przez sieć na sieciowy list, sieciowo działają firmy wysyłkowe, ułatwiając ludziom życie, sieciowo odpowie informacja lokalna, sieciowo istnieje większość gazet, pracują dziennikarze, sieciowo prosi się urzędnika o przekazanie z uniwersytetu do uniwersytetu, naszego wirtualnego indeksu. W USA studenci nie mają od dawna indeksów, nasz - polski, myszką trącący, ręcznie wypełniany, wywołuje w najlepszym wypadku uprzejme zdziwienie. Nie pamiętam, abym w Polsce załatwiła cokolwiek - w urzędach - drogą komputerową. Parę gazet zaczęło działać na sieci, nie tyle w wyniku ogólnego klimatu, ile na skutek niebywałej energii ludzi sieci, którzy poruszają niebo i ziemię za niemal przysłowiowe "dziękuję". Tymczasem firma rządowa, sprzedająca nawet usługi sieciowe, na prośbę o informacje, odpowiada - przez swego rzecznika prasowego - że jej drogą elektroniczną nie udziela. Brak jej - jak sama powiada... zaufania do sieci jako medium.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200