Jedzie, jedzie straż ogniowa...

...trąbka gra! Tak ładnie to jest tylko w piosenkach. Mnie udało się wezwać straż robiąc pop-corn w trakcie instalacji systemów. A było to tak.

...trąbka gra! Tak ładnie to jest tylko w piosenkach. Mnie udało się wezwać straż robiąc pop-corn w trakcie instalacji systemów. A było to tak.

Rok temu uznałem, że w biurze trzeba wymienić systemy operacyjne. To niby prosta operacja (w każdym razie pod Mac OS) włożenia CD-ROM z uaktualnieniem, wystartowanie komputera z płyty i uruchomienie instalatora. W domu oraz u znajomych nie zajmuje mi to więcej niż 15 minut, łącznie z czyszczeniem dysku Nortonem.

Problem zaczyna się, gdy w kolejce czeka dwadzieścia komputerów. Nawet zastosowanie taśmowego systemu produkcyjnego niewiele pomaga, bo w trakcie instalacji trzeba odpowiadać na zapytania. Miałem kilka takich samych płyt CD-ROM, bo kupiliśmy uaktualnienie jako tzw. dziesięciopaczki, czyli do każdych dziesięciu licencji była jedna płyta. Mogłem więc skakać od komputera do komputera i walić w klawisz powrotnika. Okazało się, że dwa aktualnie poprawiane komputery znajdują się po przeciwnych stronach biura. A że była to już któraś tam para z rzędu, więc poczułem niemiłe łaskotanie w brzuchu. Nie wiem jak Państwo, ale ja bardzo lubię jeść w czasie nudnej pracy. Może w ten sposób zabijam zmęczenie? W każdym razie tej soboty byłem bardzo głodny. Oczywiście w biurze nikogo nie było i dlatego mogłem skakanie robić efektywnie. Zajrzałem po drodze do lodówki, ale traf chciał, że została ona dokumentnie wymieciona. W przelocie przeczesałem szafki, ale pełny zazwyczaj słój precelków tym razem zawierał na dnie nieco tylko kawałków soli pomieszanej z makiem.

Ślinka ciekła mi coraz bardziej. Teoretycznie mogłem skoczyć do kafejki naprzeciwko i zjeść bułeczkę z serem, ale szkoda mi było czasu. W trakcie kolejnej rundki zauważyłem w szafkach opakowania kukurydzy do samodzielnego prażenia. Nie jest to może produkt wyrafinowanej technologii, ale z pewnością ktoś dobrze główkował, aż wymyślił wygodne rozwiązanie. Wsadza się torebkę do kuchenki mikrofalowej, przyciska guzik i po chwili chrupie aromatyczny pop-corn. Tak też zrobiłem. Guzik ze znaczkiem prażonej kukurydzy znalazłem na górze tablicy kontrolnej kuchenki. Znalazłem też informację, że wewnętrzny komputer sam zadecyduje kiedy kukurydza będzie dobra. Wsadziłem torebeczkę, przycisnąłem guzik i zadowolony poleciałem do kolejnego komputera.

Pech chciał, że coś zaczęło mi się knocić. Źle ustawione preferencje powodowały wieszanie nowego systemu. Na chwilę zapomniałem o głodzie, kukurydzy i całym świecie. Ocknąłem się, gdy światło na ścianie błyskało rytmicznie, a z głośnika dochodził głos wzywający do zachowania spokoju. Po chwili w drzwiach pojawili się dzielni strażacy z toporkami w ręku. A wszystko dlatego że komputerek w kuchence widocznie źle ocenił wielkość paczki i dokumentnie zwęglił kukurydzę. Czujnik dymu znajdował się zaraz koło kuchenki, więc nim poczułem spaleniznę, straż została już automatycznie wezwana. Przynajmniej ten drugi komputer spełnił swoją rolę...

Mili panowie strażacy sprawdzili, że poza spaloną kukurydzą nic innego nie tli się. Pogratulowali mi szczęścia, że nie włączył się system zraszania, i pojechali gasić następną kukurydzę, bo - jak przyznali - mają dziennie kilka takich wezwań. A ja zacząłem szorować kuchenkę. Do dziś pozostał w niej brązowawy osad. Pamiątka mojej przygody z komputerami, którym nie należy zbytnio wierzyć.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200