Hibernatus

Co mamy z hibernacji? Na razie nic spec-jalnego z wyjątkiem tego, że można jej doświadczyć, łudząc się, iż kiedyś zostanie wynaleziona metoda inwersji. Przynajmniej taką nadzieję mieli ludzie, na których wyraźne życzenie wykonano ten zabieg, dostępny zresztą tylko dla bogaczy, czego klasycznym przypadkiem był Walt Disney.

Co mamy z hibernacji? Na razie nic spec-jalnego z wyjątkiem tego, że można jej doświadczyć, łudząc się, iż kiedyś zostanie wynaleziona metoda inwersji. Przynajmniej taką nadzieję mieli ludzie, na których wyraźne życzenie wykonano ten zabieg, dostępny zresztą tylko dla bogaczy, czego klasycznym przypadkiem był Walt Disney.

Dzięki hibernacji mamy także wiele filmów korzystających w scenariuszach do upojenia z tego zjawiska, wplatając jak najbardziej karkołomne i niewyobrażalne wątki ku uciesze widzów lub ku ich kompletnemu zanudzeniu, czego niesławnym przykładem jest cykl Planeta małp w różnych wariantach.

W swoim czasie za ciosem poszli konstruk- torzy komputerów. Stan hibernacji, pomimo że w ogólnie pojmowanych warunkach polega na głębokim zamrożeniu organizmu, to w informatyce jest to zamrożenie bez schładzania. Aczkolwiek pamiętam, jak dawniej w niektórych dużych komputerach był przycisk "freeze", co też nie miało żadnego związku ze schładzaniem, a pozwalał on na natychmiastowe zatrzymanie pracy procesora z pulpitu technicznego i śledzenie krok po kroku instrukcji maszynowych. Dzięki przyciskowi pracy krokowej procesor pobierał z pamięci następny rozkaz do wykonania, zapalając na pulpicie stosowne do kodu rozkazu lampki, co osoba przeszkolona mogła łatwo zinterpretować na przykład jako pobierz zawartość komórki pamięci o adresie X modyfikowanym rejestrem bazowym Y do rejestru Z. Piękne, nieprawdaż?

Znajdujemy więc wyjaśnienie, dlaczego w filmach o tematyce futurologicznej, zwłaszcza tych starszych, nacisk kładzie się na mnogość migających światełek, mających niechybnie oznaczać szczyt postępu technologicznego bliżej nie określonej przyszłości. Obecnie zrezygnowano z dyskotekowej iluminacji komputerów, delegując te funkcje na urządzenia sieciowe, przypuszczalnie też do czasu, co bynajmniej nie oznacza, że technika cyfrowa nie będzie nadal rozwijać się błyskotliwie.

Stan hibernacji pojawił się już sporo lat temu w przenośnych komputerach, pozwalając na zapamiętanie aktualnego stanu - czyli zamrożenie pracy użytkownika w określonym momencie. Nie było to złe, dopóki coś się nie pochachmęciło lub dopóki komputer można było wyłączyć. Zdarzają się sytuacje, że maszyna staje się zupełnie nieczuła na polecenie "zamknij system" (twarde wyłączanie zasilania kontrolowane programowo oczywiście też nie działa), co w przypadku notebooków skazuje nas na oczekiwanie na wyładowanie akumulatorów, chyba że targani niecierpliwością sami akumulatory wyjmiemy. Inna para kaloszy to stan, w którym po włączeniu komputera, zastajemy pulpit bez paska startowego i żadnej ikony - efekt hibernacji jakiegoś nieokreślonego stanu, który miałem okazję oglądać, tym razem już na stacjonarnym komputerze bardzo renomowanej firmy. Zdesperowany użytkownik z uporem maniaka wyłączał i włączał maszynę, ciągle z tym samym efektem. Inteligencja komputera była nie do pokonania. Gdy pojawiłem się na miejscu awarii, wpadłem (przyznaję bez bicia, że nie od razu) na pomysł i wyciągnąłem na moment kabel zasilający. Komputer wystartował wreszcie jak należy.

Odpowiadając sobie na pytanie zadane na wstępie, konkluduję: dzięki zjawisku hibernacji mamy wielką wdzięczność użytkowników i paczkę herbatników w podzięce. Gdyby to wszystkie problemy help-desku zechciały być równie trywialne.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200