Grób Nieznanego Adresata

Poczta elektroniczna wrosła w życie codzienne. W każdym razie wrosła w moje życie rodzinne. Oboje z żoną mamy po dwa adresy (ja domowy i w pracy, ona w Polsce i w Bostonie). Córka też, bo w domu używa mojego byłego adresu warszawskiego (za co serdecznie Polsce OnLine dziękuję!), a na uczelni dostała niedawno osobny.

Poczta elektroniczna wrosła w życie codzienne. W każdym razie wrosła w moje życie rodzinne. Oboje z żoną mamy po dwa adresy (ja domowy i w pracy, ona w Polsce i w Bostonie). Córka też, bo w domu używa mojego byłego adresu warszawskiego (za co serdecznie Polsce OnLine dziękuję!), a na uczelni dostała niedawno osobny.

Syn po przeprowadzce na uniwersytet w innym mieście też, oczywiście, ma własny adres, przedtem zaś dzielił skrzynki pocztowe (subkonta) ze mną. Nawet mego ojca, który podejrzewał, że przez Internet łapie się tylko wirusy, namówiliśmy na założenie sobie konta. Szwagier z żoną od dawna mają własne adresy, a nawet kilka. W ten sposób rodzinna lista adresowa jest całkiem pokaźna.

Zauważyłem, że eksponencjalny wzrost liczby korespondentów, niestety, nie idzie w parze z jakością usług i stabilnością adresów. Coraz częściej w mojej korespondencji pojawiają się zwroty "Returned mail: User unknown", gdyż coraz więcej ludzi korzysta z przypadkowych, darmowych kont. To chyba polska specjalność. Telekomunikacja Polska SA wykończyła konkurencję, oferując darmowy dostęp do Internetu, ale każąc sobie płacić za czas połączeń. Nic więc dziwnego, że oszczędni rodacy, zamiast zakładać normalne konta ze skrzynkami pocztowymi u profesjonalnych dostawców usług internetowych, wolą przypadkowe, ale bezpłatne adresy. Problem jest szerszy niż tylko prywatne konta, bo i wiele firm dało się skusić darmowymi adresami, które po jakimś czasie zanikają, wyłączane przez administratorów.

W efekcie co najmniej połowa polskich adresów elektronicznych w mojej książce adresowej stała się już nieaktualna. Przestałem więc ją stosować. Pozostał problem, jak kontaktować się ze znajomymi. Gdy potrzebuję wysłać tradycyjny list, a ktoś się przeniósł, nie wiem co zrobić. Nie mam bowiem ŻADNEGO adresu.

Ostatnio okazało się, że mój nie zmieniony od lat adres elektroniczny też sprawił komuś kłopot. Otrzymałem od pana Pawła O. (piszącego z adresu pani Iwony W. z Warszawy - też polska specjalność) informacje finansowe nt. nowej firmy, adresowane do mnie, tj. do Kuby, na adresie elektronicznym PoL. Córka wykonała "podaj dalej" i w rezultacie dowiedziałem się, że sekretarce oferuje się w latach 1999-2000 pensję miesięczną w wysokości 500 USD, doradca zaś będzie zarabiał w tejże firmie 2400 USD. Szybko odpisałem, że propozycję akceptuję, bo kto wie, może to jedyna szansa, aby zacząć przyzwoicie w Polsce zarabiać?! Potem domyśliłem się, że nieuważny korespondent, nie znając lub nie pamiętając adresu jakiegoś Kuby (tą drogą serdecznie pozdrawiam imiennika), założył, że jak się ma adres w Polska OnLine, to pewnie składa się on tylko z imienia.

Z kolei pan J. Lidner (imię nieznane), jak sam napisał, "posiadający dostęp do Internetu i mieszkający w jeszcze wojewódzkim mieście", poinformował mnie, że wraz z kolegami lubi otrzymywać listy elektroniczne, ale nie lubi na nie odpowiadać. W związku z tym nie oczekuje ode mnie odpowiedzi na swój list. Tyż piknie, jak mawiali starzy górale!

Poprzedni zaś felieton mógł był nie ukazać się na łamach Computerworlda. Mój amerykański dostawca usług internetowych przysłał mi zwrotkę listu do redakcji z adnotacją, że wiadomość nie może być dostarczona, gdyż dzieli nas więcej niż 25 hops, czyli skoków przez bramki. Zawsze podejrzewałem, że Warszawa jest daleko, ale że aż tak?!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200