Gdybym nie był informatykiem...

Myślę czasami, kim byłbym, gdybym nie był informatykiem. Jestem dzieckiem rewolucji mikrokomputerowej, ale kiedy wybierałem kierunek studiów, zawód ten nie był jeszcze ''na fali'', tak jak dziś. Mówiono wtedy, że najlepiej zostać sklepikarzem. Jednak nie posłuchałem dobrych rad i wcale nie żałuję. Kim byłbym, gdybym nie był informatykiem?

Myślę czasami, kim byłbym, gdybym nie był informatykiem. Jestem dzieckiem rewolucji mikrokomputerowej, ale kiedy wybierałem kierunek studiów, zawód ten nie był jeszcze ''na fali'', tak jak dziś. Mówiono wtedy, że najlepiej zostać sklepikarzem. Jednak nie posłuchałem dobrych rad i wcale nie żałuję. Kim byłbym, gdybym nie był informatykiem?

Gdybym nie był informatykiem, byłbym żeglarzem. Smaganie wiatru po twarzy, słony smak w ustach, szum fal i krzyk mew... Smak przygody, ryzyka, odkrywanie nowych miejsc, poznawanie nowych ludzi. Samymi ruchami steru, napięciem żagli sprawiać, że potężne siły przyrody pchają nas tam, gdzie chcemy dotrzeć - czy może być coś wspanialszego?

A może lepiej nie być żeglarzem? Gdybym nie był informatykiem, byłbym budowniczym mostów. Zdałem sobie z tego sprawę w Edynburgu, kiedy przejeżdżałem nad zatoką Firth of Forth. Są tam dwa mosty - jeden wiszący, o lekkiej, prawie filigranowej konstrukcji, wyglądający jak sznur do bielizny niedbale rozpięty między brzegami zatoki. Drugi - solidny most kratowy, z wieloma przęsłami i gdyby nie jego ogrom, wyglądałby jak konstrukcja sprzed stu lat. Wysilić wyobraźnię tak, żeby ujrzeć brzegi rzeki spięte klamrą mostu, stworzyć coś, co jest zarazem piękne i potrzebne... tak, most to inspirująca konstrukcja i gdybym nie był informatykiem, stawiałbym mosty.

Mógłbym być też barmanem. Co wieczór spotykałbym ludzi - od bardzo ciekawych, do bardzo zwykłych. Rozmawiałbym z nimi o ich sprawach, słuchałbym cierpliwie, co mają do powiedzenia. Starałbym się ulżyć im w ich problemach - nie tylko dolewając im do kieliszka, ale tak zwyczajnie, po ludzku.

Chyba że zostałbym malarzem. Chciałbym "wznosić konstrukcje w powietrzu i zbudowane z powietrza; pracować z materią tak plastyczną, a jednocześnie tak potężną jak ludzka myśl". Nadawać kształt swoim wyobrażeniom, sprawiać, aby inspirowały one ludzi i robiły na nich wrażenie. Pociągnięciami pędzla "powoływać do życia nowe światy, rzeczy i stworzenia, które nie istnieją i które istnieć nie mogą". Tak, gdybym nie był informatykiem, zostałbym malarzem.

Albo nie, zostałbym dilerem samochodów. Sprzedawałbym ludziom wysoko technologiczne rozwiązania, które posłużą im do czegoś dobrego. Mogliby dzięki mojej pracy odwiedzić jakieś ciekawe miejsce, skrócić okres potrzebny na załatwienie spraw. Dzięki temu więcej czasu poświęciliby rodzinie lub swoim zainteresowaniom. Gdybym był dilerem samochodów, zarabiałbym przyzwoicie albo nawet lepiej niż przyzwoicie. A może lepiej zostać mechanikiem? To musi być wielka przyjemność rozumieć, jak działa tak złożone urządzenie, jak auto. I umieć sprawić, że zacznie działać lepiej i będzie bezpieczniejsze. Tak, gdybym nie był informatykiem, chciałbym być mechanikiem samochodowym.

Ale po co miałbym być żeglarzem, barmanem, malarzem albo dilerem czy mechanikiem samochodowym? Przecież zdania, którymi opisałem pracę malarza, pochodzą z książki informatycznej (Frederick Brooks, The Mythical Man-Month). Będąc informatykiem, znam smak ryzyka, smak przygody i nieznanego. Co dzień, projektując moje systemy, rozmawiając z moimi współpracownikami, wznoszę konstrukcje z wyobraźni; konstrukcje, które - gdy osiągną kształt programu - pomagają komuś. Rozumiem, jak działają maszyny, i potrafię zaprząc prawa przyrody - logiki, matematyki i fizyki - rozwiązując ludzkie problemy. I jeszcze mogę się z tego utrzymać na nie najgorszym poziomie.

Mam wszystko to, co mają malarz i żeglarz, barman i budowniczy mostów, diler i mechanik. Wolę więc być informatykiem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200