Fakt prasowy z (u)życia lordów

Wyobraźmy sobie, że w gazecie napotykamy wywiad, który zaczyna się w taki sposób: Q: Panie profesorze, podobno zepsuł się panu komputer. Jak pan teraz pracuje? A: To śmieszna historia. Wysiadł mi komputer, na którym odbierałem pocztę elektroniczną. Nie wytrzymał natłoku e-maili (...). Było tego ponad 1000 listów! Na szczęście mam jeszcze inne komputery, więc pracy mi to nie utrudniło.

Wyobraźmy sobie, że w gazecie napotykamy wywiad, który zaczyna się w taki sposób: Q: Panie profesorze, podobno zepsuł się panu komputer. Jak pan teraz pracuje? A: To śmieszna historia. Wysiadł mi komputer, na którym odbierałem pocztę elektroniczną. Nie wytrzymał natłoku e-maili (...). Było tego ponad 1000 listów! Na szczęście mam jeszcze inne komputery, więc pracy mi to nie utrudniło.

Nie mam wątpliwości, że większość Czytelników CW wzruszyłaby ramionami na owe "ponad 1000 listów", być może zastanawiając się, jakiego to nędznego komputera używał wywiadowany. Ostatecznie wielu z nas otrzymuje co tydzień podobne porcje maili. A teraz proszę zrobić następujące podstawienie: Q = Rz, A = FRANK WILCZEK, [...] = "z gratulacjami po przyznaniu mi Nagrody Nobla". Od razu mamy fakt prasowy Rzeczpospolitej,http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_041110/nauka/nauka_a_1.html .

Prasa, a raczej wszystkie media, mają problem. Z jednej strony rynek oczekuje wiadomości o osobach znanych, które znane są wszystkim, gdyż pojawiają się w mediach. Ludzie uwielbiają czytać lub raczej oglądać informacje o pieskach królowej, o sukience prezydentowej albo o komputerze noblisty. Dzięki owym dodatkom gwiazdy mediów stają się nam bliskie, prawie takie same jak my. O tak, mnie też padł komputer, żona wylała kawę na spódniczkę, a pies kolegi jada tylko szynkę.

Z drugiej strony gwiazdą można być tylko wtedy, gdy jest się innym, wyjątkowym: z pochodzenia, z wyboru społecznego albo z powodu odkrycia naukowego. O ile jednak z królową albo z prezydentem da się porozmawiać o tematach zrozumiałych dla mas, o tyle noblistę z fizyki można najwyżej poprosić, aby przybliżył czytelnikom istotę swej teorii. Ale oni i tak nie zrozumieją.

Padnięty komputer noblisty jest smakowitym kąskiem dla mediów. Wprawdzie nie podano, jaka to firma produkuje komputery, które nie wytrzymują otrzymania nieco większej porcji danych (ca 10 MB), ale na szczęście okazało się, że profesor Wilczek ma też inne komputery, więc mógł dalej pracować. Nad czym - tego tematu wnikliwy dziennikarz już nie drążył, woląc zająć się polskimi korzeniami noblisty. Tymczasem przynajmniej w naszej, komputerowej gazecie przydałoby się poinformować Czytelników, że te inne komputery międlą cały czas skomplikowane równania w programie Mathematica,http://www.wolfram.com/ , zaś padnięty dysk laptopa został odzyskany i żadne dane nie zostały stracone.

Przy okazji okazało się, że pomimo zawieszenia dysku na tzw. lordach (samochodziarze oraz lotnicy wiedzą, o czym mówię), na skutek wsadzenia w ciasną obudowę, mechanizm jego przegrzewał się i już od pewnego czasu sygnalizował problemy.

Niestety, profesor Wilczek zapewne nie stosuje technologii SMART (Self-Monitoring, Analysis and Reporting Technology, wymyślona przez Compaq, dziś powszechnahttp://www.seagate.com/support/kb/disc/smart.html ), choć dysk w jego laptopie był do niej przygotowany, jak większość współczesnych dysków. Stopniowe spowolnienie pracy oraz nieco wyższa temperatura obudowy nie spowodowały reakcji użytkownika, która powinna być oczywista: wyłączenie komputera, ostudzenie, a potem szybkie skopiowanie danych na dysk zewnętrzny. Zapytają Państwo, skąd to wszystko wiem? Ano, bo zawodowo zajmuję się komputerami Franka Wilczka, a także jego kolegów, których przygody z dyskami niestety nie trafiają na czołówki gazet. A powinny, ku przestrodze innych!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200