Erozja

Jest to jeden z wielu takich przypadków, kiedy to jakieś stwierdzenie przypisuje się więcej niż jednej osobie. I tak, Mikołaj Kopernik (którego za swego rodaka, oprócz nas, mają Włosi i Niemcy), wraz z Thomasem Greshamem dzieli autorstwo zasady, przez niektórych zwanej nawet prawem, mówiącej, że pieniądz gorszy wypiera z obiegu lepszy. Upraszczając to nieco, można powiedzieć, że pieniądz po prostu psieje. Czasem trzeba na to wielu lat, a czasem dzieje się to niemal na naszych oczach.

Jest to jeden z wielu takich przypadków, kiedy to jakieś stwierdzenie przypisuje się więcej niż jednej osobie. I tak, Mikołaj Kopernik (którego za swego rodaka, oprócz nas, mają Włosi i Niemcy), wraz z Thomasem Greshamem dzieli autorstwo zasady, przez niektórych zwanej nawet prawem, mówiącej, że pieniądz gorszy wypiera z obiegu lepszy. Upraszczając to nieco, można powiedzieć, że pieniądz po prostu psieje. Czasem trzeba na to wielu lat, a czasem dzieje się to niemal na naszych oczach.

Pamiętam czasy, gdy najtańszy bilet na metro w Londynie kosztował 2 szylingi, czyli obecne 10 pensów. Dziś jego cena zbliża się do jednego funta. A piwo w londyńskim pubie za 12 pensów (małe, bo małe, ale zawsze...) można skwitować już tylko łezką (nie z tych krokodylich jednak, gdy ktoś - tak jak ja - za tym napojem nie przepada).

Niektórzy zastanawiają się też, jak długo może rosnąć wartość indeksów giełdowych. Są tacy nawet, którzy sięgają po porównanie z balonem, którego w nieskończoność nadmuchiwać przecież nie można. A może tylko mają oni w pamięci boom dot-comów i nagłą ich zapaść; no, ale to skwitowano mianem bańki mydlanej, czyli bytu wyjątkowo mało trwałego.

Jednych, jak widać, martwi ciągła (i to trwająca dłużej niż tylko od Kopernika) erozja wartości materialnych, inni za to (a pośród nich i ja) biadolą nad upadkiem obyczajów. Nie oznacza to, jednak, ani mego przejścia na stronę mieniących się rycerzami odnowy moralnej, ani nawet próby podlizywania się ich kręgom.

Erozja, którą dostrzegam, nie od dziś zresztą, ma coś wspólnego z erozją wartości materialnych, a jej reguła zdaje się brzmieć: im bardziej dostępne jest dane dobro, tym gorsze obyczaje towarzyszą korzystaniu z niego. Najlepszym tego przykładem jest nasza dziedzina, ale ten smakowity kąsek zostawimy sobie na koniec.

Weźmy pierwszy z brzegu przykład - samochód. Początkowo, gdy pojazd taki był rzadki i drogi, korzystała zeń swoista elita, która przestrzeganie reguł traktowała jak klanowy obowiązek.

Obecne nasze, polskie obyczaje z tego zakresu można zaliczyć do kategorii azjatyckich raczej (nie obrażając przy tym Azjatów) niż europejskich, bo głupoty, chamstwa i bandytyzmu nawet na drogach u nas bez granic. Co tam, zresztą, my - szacowni Anglicy też już narzekają na "lane jumpers", czyli cwaniaków wpychających się niebezpiecznie poza kolejką z innych pasów ruchu. A może to już przejaw twórczego wkładu naszych, którzy licznie tam zjechali?

Inny przykład - to, co Starsi Panowie nazwali kiedyś "dokuczaniem radiem z góry". Co z tego, że od 22 do 6 jest nawet cisza, skoro dostępne za niewielkie pieniądze kina domowe gnębią sąsiadów przez cały dzień tępym dudnieniem subwooferów, które słychać na kilka pięter?

No i wreszcie my. Dopóki internet był elitarny i docierał do niewielu - wszystko było cacy, mówiło się nawet o jakiejś netiquette i w ogóle. Gdyby sądzić zaś na podstawie tego, co ludzie u nas wypisują w internetowych komentarzach, cierpnie człowiekowi wszystko, nie tylko przysłowiowa skóra. Tyle tam zacietrzewienia, złości, głupoty i zwykłego chamstwa, że można by pomyśleć, iż pisaniem tego zajmują się psychopaci, którzy na dodatek nie dokończyli elementarnych szkół, a już z pewnością uciekali na wagary z lekcji polskiego, ludzie, którzy za najlepszy argument, jak kiedyś w piaskownicy, mają "głupi jesteś" i bardzo im chyba żal, że nie mogą jeszcze poprawić łopatką do piasku po głowie jako ostatecznym i rozstrzygającym argumentem.

W internecie jednak o tyle jest lepiej niż na drogach, że można - co sam z chęcią czynię - chodzić własnymi drogami i z zasady nigdy nie czytać żadnych komentarzy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200