Dwaj felietoniści, czyli sequel

Całkiem niedawno miałem przyjemność poznać osobiście kolegę z łamów (pozdrawiam pana Jakuba!). Okazją była kawa, którą zostałem poczęstowany w ramach barteru za nieodpłatne przekazanie domeny chabik.pl, o nabyciu której pisałem jakiś czas temu.

Tak na marginesie spotkania przypomniałem sobie, że 10 lat temu widziałem się z innym felietonistą CW i nawet napisałem o tym felieton. Ostatecznie, co innego mogą robić felietoniści poza pisaniem?! Tekst ów znajdą Państwo guglując Tatarkiewicz + "trzej felietoniści". Niestety, Marian Kuraś już od dawna felietonów nie pisze, a szkoda. Mam nadzieję, że ostatnie spotkanie nie zakończy kariery drugiego kolegi...

Przeniesienie się w czasie o dziesięć lat spowodowało u mnie napad ostrej nostalgii. Już nie wspomnę, że w roku 1999 jeszcze podawano w restauracjach porcje o gargantuicznym rozmiarach. Dziś, gdy wszyscy wokoło odchudzają się, uprzejmie podziękowałem za oferowane mi ciastko - kawa z odtłuszczonym mlekiem i bez cukru to i tak było szaleństwo kaloryczne. Tematy rozmów też kiedyś były nieco inne. Internet bezprzewodowy poprzez telefon komórkowy powoduje, że wszyscy wszędzie i przez cały czas są w sieci, więc nie ma po co rozmawiać o ściąganiu poczty i podobnych drobiazgach. Ba, można umówić się w jakimś dziwnym miejscu i mieć pewność, że druga strona dzięki komputerowym mapom dokładnie w to miejsce dotrze. Ale już samo spotkanie osób, które znają się tylko z niezbyt aktualnych fotek gazetowych, okazało się problemem. Turysta z Polski niczym nie wyróżnia się w tłumie innych turystów, ja zaś mam znacznie dłuższe włosy niż kiedykolwiek w życiu (styl kalifornijski? neo-hippizm? lenistwo? zdaje się, że wszystko razem). No, ale dzięki telefonom komórkowym udało się nam zbliżyć do siebie na odległość kontaktu wzrokowego, po czym nastąpiło wzajemne rozpoznanie. Myślę, że serwisy oferujące podawanie, kto ze znajomych jest w okolicy, nie są wcale takim głupim pomysłem.

Na spotkanie podążałem zresztą szybko, bo chciałem poinformować kolegę, że zostawił samochód w miejscu niedozwolonym. Widok auta z polską flagą w oknie, stojącego wzdłuż krawężnika pomalowanego na czerwono, raczej nie pozostawiał wątpliwości. Tak to niestety już teraz jest: pojazd można wynająć zdalnie, ale o zasadach ruchu w innym kraju nie idzie się łatwo dowiedzieć. Trzeba dodać, że kolega Chabik miał szczęście. Jego wynajęty samochód nie został odciągnięty na parking policyjny poza miastem. Dzięki temu kierowca mógł udać się w dalszą drogę, przy okazji dzwoniąc do mnie i pytając, dlaczego inni kierowcy pokazują mu na przednią szybę. Wyjaśnienie okazało się banalne: w Kalifornii nie wolno niczego przyczepiać do tego okna, także telefonów na przyssawce. Przepis pochodzi zapewne z czasów, gdy ludzie na szybie mieli nielegalne tu antyradary. Podejrzewam, że kolega będzie miał teraz wspaniała okazję do wyżycia się: nie tylko na granicy zdjęli mu odciski palców, nie tylko śledzili, gdzie jeździ (poprzez karty kredytowe oraz ukryty GPS, wbudowany zapewne w wynajęty samochód), ale jeszcze na dodatek ograniczyli mu wolność osobistą w ograniczaniu pola widzenia.

Ze spraw pozytywnych widzę łatwość, z jaką będę mógł wysłać felieton do redakcji. 10 lat temu, gdy udawało mi się zrobić przekaz 40 kB pliku wordowego już za pierwszym razem, to bardzo się cieszyłem. A dzisiaj kolega Webmaster (pozdrowienia Mariuszu!) z telefonu komórkowego od razu odpowiada na zastrzeżenia co do wyglądu jakiegoś starego felietonu w portalu. Tak, tak, internet wszystko zmienił. Chociaż my pozostaliśmy (chyba) tacy sami.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200