Drażnienie radiem (i telewizją też)

Pisałem niedawno w tym miejscu o irytujących, wynikających najczęściej ze zwykłej niewiedzy, bzdurach, jakie wypowiada się i wypisuje u nas na temat tzw. minionego okresu. To jednak, co słyszałem niedawno, nie było irytujące, lecz zwyczajnie śmieszne.

Pisałem niedawno w tym miejscu o irytujących, wynikających najczęściej ze zwykłej niewiedzy, bzdurach, jakie wypowiada się i wypisuje u nas na temat tzw. minionego okresu. To jednak, co słyszałem niedawno, nie było irytujące, lecz zwyczajnie śmieszne.

Powiedział ktoś otóż do kamery i mikrofonu, a telewizja to nadała, że za poprzedniego reżimu nie wolno było, pod groźbą nienazwanych w wypowiedzi surowych represji, posiadać odbiornika radiowego bez specjalnej zgody, którą otrzymać mogli tylko zaufani ludzie ówczesnej władzy. Gdyby tak rzeczywiście było, władza ta pozbawiałyby się jednego z podstawowych narzędzi propagandy. A głupia, to ona przecież nie była.

Teraz radio i telewizja też są znów przedmiotem kontrowersji: kolejny raz idzie o to, jak zmusić ludzi do płacenia podatku za posiadanie odpowiednich odbiorników. Świadomie używam terminu "podatek", gdyż do tego to się w końcu sprowadza.

Podatki takie są pobierane w większości krajów europejskich, jednak na bardzo różnych zasadach. Ukrytym podatkiem zresztą są również dochody z reklam, przerzucane potem na nabywców reklamowanych towarów.

Najbardziej restrykcyjni są Brytyjczycy, gdyż tam niepłacenie jest przestępstwem kryminalnym i większość kar więzienia orzekanych w tym kraju wobec samotnych matek jest tego skutkiem. Roczna suma opłat, trafiająca w całości do BBC, stanowi tam równowartość produktu krajowego brutto z jednego dnia. Brytyjscy sprzedawcy telewizorów (za radio nie ma opłat), pod groźbą bardzo wysokich kar, mają obowiązek rejestrować dane każdego nabywcy i przekazywać je stosownym władzom.

W Niemczech, rejestrując radio albo telewizor, trzeba podać tyle danych osobistych, że nawet u nas starczyłoby tego na trzy wizy amerykańskie. A ponieważ ewidencję prowadzą landy, przeprowadzka do innego landu to już z tego tylko powodu istny horror.

Podobnie, chociaż centralnie, prowadzą swe ewidencje Austriacy, Szwajcarzy i Czesi. U tych ostatnich można się rejestrować przez Internet i płacić bezpośrednio na rachunek telewizji.

Wszyscy mają skomplikowane reguły ulg i zwolnień, co daje zajęcie kolejnym zastępom urzędników i kontrolerów.

U nas, podobnie jak wszędzie, operuje się mało precyzyjną kategorią gospodarstwa domowego, co może oznaczać zarówno mieszkanko M1, jak i niemały pałacyk, który można jeszcze zabierać ze sobą wraz z odbiornikami przenośnymi czy samochodowymi.

Skoro jednak w domu mogę dowoli i legalnie oglądać dziesięć telewizorów naraz i do tego słuchać iluś tam stacji radiowych, czyniąc to przez całą dobę na okrągło, to znaczy, że za to zapłaciłem. Absurdem zaś jest odbieranie mi tego prawa w pracy czy w sklepie i żądanie dodatkowych opłat od pracodawców czy właścicieli. Przecież radia słuchają nie hale, maszyny, biurka i półki sklepowe, tylko ludzie. Ludzie, którzy raz za to zapłacili i zachowują prawo do słuchania bez dalszych opłat tam, gdzie akurat są, czyli wszędzie.

Skądinąd uważam, że płacić należy, ale po co z tych pieniędzy finansować jeszcze skomplikowany aparat poboru i sposobione ponoć właśnie watahy kontrolerów, które mają niebawem ruszyć do działania. Mimo że płacę od zawsze, z pewnością przegonię, gdy tylko tacy się zjawią.

Czy nie prościej dołożyć jedną pozycję w zeznaniach podatkowych, co zliczą komputery urzędów skarbowych, a same urzędy przeleją stosowną kwotę gdzie trzeba? Tyle mówimy o pokazaniu przykładu Europie - jest do tego doskonała okazja!

Bo od samej chyba wojny do dziś wszystkie kolejne władze w Polsce miały przynajmniej jedną cechę wspólną: zamiłowanie do działań, które nie przynosząc nikomu istotnych korzyści, skutecznie rozdrażniają społeczeństwo.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200