Doda, ucz się!

Niegdyś serwis YouTube był miejscem, gdzie można było znaleźć rzeczy nieobecne w tzw. mediach głównego nurtu. Dziś pełen jest ludzi, którzy robią nieudane filmy o niczym.

Niektórzy, jak np. Lukas Cruikshank grający fikcyjną postać Freda Figglehorna, tworzą internetowe seriale i trafiają do kategorii tzw. celebrities w wieku lat piętnastu. Wszystko w ich owych klipach jest przeciętne: fabuła, montaż, dźwięk, oświetlenie, dialogi i kompozycja kadru. Z jednym wyjątkiem: milionów wejść i dziesiątków tysięcy komentarzy.

Przypomnę, że taką oglądalność mają w polskiej telewizji najlepsze programy i najważniejsze wydarzenia. Doda i Jola Rutowicz na pierwsze dwa miliony widzów pracowały przez kilka lat kosztem licznych wyrzeczeń, ze sztabem specjalistów od wyglądu i kształtowania wizerunku. Piętnastolatki osiągają to w dwa tygodnie, kosztem mniej więcej 50 dolarów.

Popularność internetowych idoli nie jest zjawiskiem nowym. Ale pierwszymi gwiazdami Internetu byli ludzie w ten czy inny sposób utalentowani albo innowacyjni - np. faceci tańczący na bieżniach w klubie fitness albo funtwo - Koreańczyk, który wykonuje kanon Pachelbela tak, że iskry lecą z ekranu. Co takiego mają w sobie internetowi przeciętniacy - dowiemy się dopiero za parę lat, kiedy fenomen YouTube'a zostanie rozłożony na czynniki pierwsze przez publikacje, doktoraty i konferencje naukowe.

Co kilka lat definiowane jest na nowo pojęcie popularności, albo - mówiąc bardziej swojsko - lansu. Kiedy gwiazdami stali się mieszkańcy domu Big Brothera, mówiono o tryumfie przeciętności. Kiedy okazało się, że główny nurt kultury masowej te gwiazdy wciągnął i przez to poniekąd sam upodobnił się do Wielkiego Brata - mówiono, że "umasowienie" fenomenów kulturowych to naturalna kolej rzeczy. Teraz, gdy miejsce idoli telewizyjnych zajmują postaci z gier komputerowych oraz przypadkowi ludzie z YouTube'a - nie ma odpowiedzi.

A ja myślę, że ludzie cały czas w kulturze szukają autentyzmu. Cały przemysł medialny, który w ostatnich dziesięcioleciach brutalnie wdarł się pomiędzy autora, treść a odbiorcę (a teraz próbuje stworzyć wrażenie, że zawsze tam był i bez niego nie będzie żadnej kultury), ten autentyzm odbiera.

Nastolatki, które wrzucają klipy do YouTube'a i z dnia na dzień zostają gwiazdami z milionową oglądalnością, są równie niezdarne, zwariowane i przeciętne jak ich rówieśnicy spod innych numerów IP, ale poprzez miliony wejść i dziesiątki tysięcy komentarzy przywracają nam wiarę, że w kulturze nadal liczy się twórca i odbiorca oraz treść i jej odbiór, a nie tylko produkcja i promocja.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200