Do Europy

Większa niż zazwyczaj liczba dni wolnych od pracy z początku zawsze robi wrażenie: będzie można zrobić i nadrobić wszystko, na co dotąd jakoś nie było czasu.

Większa niż zazwyczaj liczba dni wolnych od pracy z początku zawsze robi wrażenie: będzie można zrobić i nadrobić wszystko, na co dotąd jakoś nie było czasu.

No i zaczyna się od lenistwa, by w którymś momencie z przerażeniem zauważyć, że czasu wolnego upłynęło już sporo, a planowanych zajęć mało ubyło. Koniec jest zawsze taki sam - większość tego, co było do zrobienia, koncentruje się w ostatnim wolnym dniu, który u mnie przypadł na 3 maja. A ostatnim zaplanowanym zadaniem jest właśnie napisanie niniejszego tekstu.

Tekst ten zaś miał być w ogóle o czymś innym, niż jest, a powodem nagłej zmiany jest... sport (już widzę zdziwienie w oczach tych, którzy znają moje słabiutkie związki z tą dziedziną). Chociaż, w istocie, sport był tylko tłem historii, o której chcę opowiedzieć, ale tłem dość jednak szczególnym, a w pewien sposób - nawet znaczącym.

Tak więc - popołudniem 2 maja spotkaliśmy się w gronie znajomych. Gdy tylko ktoś zaczął o polityce w naszym wydaniu, zaraz odezwały się głosy, by zostawić w spokoju tę dziedzinę żałosnej mizerii, a że rozmowa jakoś się rwała, ktoś zaproponował, by może obejrzeć wspólnie coś sportowego w telewizji. Ponieważ nie tylko ja protestowałem, więc, tzw. krakowskim targiem, włączono Eurosport, ale bez głosu.

Dźwiganie ciężarów z pewnością nie jest dziedziną sportu, która dostarcza miłych wrażeń estetycznych, nie o to przecież w sporcie chodzi. Jeżeli jednak w tym, co pokazywano, było coś szczególnego, to fakt, że dźwigano te ciężary na tle Orła Białego (tak jest - naszego, polskiego Orła Białego) i napisu (pod orłem) "Ministerstwo sportu Rzeczypospolitej Polskiej".

Widząc to, mało zważając na męczące się zawodniczki, zaczęliśmy dochodzić, co to za zawody. Stanęło na tym, że chyba o jakiś puchar ministra, albo coś podobnego. Ktoś jednak nie wytrzymał i sprawdził w telegazecie, że to wcale nie byle co, bo aż Mistrzostwa Europy. Tylko co, wobec tego - zastanawialiśmy się - robi ten Orzeł Biały i szyld ministerstwa wprost za plecami występujących zawodników? Jasne - podkreśla, że to w Polsce, promuje nasz kraj i przysparza mu sympatyków.

Co i raz, nieco jakby obok i poniżej Orła widać było też trzy tajemnicze litery (TVP), każda we własnym prostokącie, powstałym z podziału obejmującego całość, prostokąta większego. To przypomniało mi pewną firmę informatyczną, której logo było kiedyś kwadratem z trzyliterowym skrótem wewnątrz. Zrezygnowała ona z tego, otaczającego litery kwadratu ponad 25 lat temu twierdząc, że kwadrat taki symbolizował zamknięcie się w sobie i takiż stosunek do świata.

Nieważne to jednak - najważniejsze, że było Godło i szyld ministerstwa po polsku. Ministerstwo to przecież Rząd, a Rząd, to strażnik kierunku dopiero co rozpoczętych fundamentalnych zmian, które mają pokazać Europie, co to MY i na co nas stać.

No i pokazaliśmy, bo zawodniczki dźwigały te ciężary jedna po drugiej, a co i raz kamera pokazywała tablicę wyników. Tablicę, jaką Europa zna co najwyżej z niektórych brytyjskich pubów, tych, w których można pograć w darts.

Była to otóż czarna tablica, z namalowanymi białą farbą kolumnami i takimiż napisami. Żadnych obcych słów - chcą nas w Europie, niech się uczą, co to "Nazwisko i imię". A w ogóle - nie będzie nam np. jakiś Niemiec (a szczególnie TEN Niemiec) nakazywał, co mamy robić, pisać no i MÓWIĆ.

No i męczyli się sędziowie kredą na tej tablicy, kaligrafując nazwiska i wyróżniając kółkami najlepsze w tym gąszczu bazgrołów wyniki.

Co - mówicie, że są przecież komputery? I że firmy chcące obok wyników pokazać siebie, stałyby w kolejce? Zgoda. Ale wtedy nie byłoby jak pokazać Europie, dokąd zmierzamy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200