Czego nie lubię w komputerach

Zdziwienie u laika może wywołać fakt, że informatyk deklaruje jawnie jakieś pretensje do narzędzi swej pracy. Znam ludzi przekonanych o dozgonnej miłości (nie wnikam czy odwzajemnionej) informatyka do komputerów. Ponadto znam takich, którzy stosują w postrzeganiu świata swoistą dwudzielność zawodową: informatyk - lubi komputery, użytkownik - nie lubi. A to już prosta droga do twierdzenia, że informatykiem jest każdy, kto lubi komputery.

Zdziwienie u laika może wywołać fakt, że informatyk deklaruje jawnie jakieś pretensje do narzędzi swej pracy. Znam ludzi przekonanych o dozgonnej miłości (nie wnikam czy odwzajemnionej) informatyka do komputerów. Ponadto znam takich, którzy stosują w postrzeganiu świata swoistą dwudzielność zawodową: informatyk - lubi komputery, użytkownik - nie lubi. A to już prosta droga do twierdzenia, że informatykiem jest każdy, kto lubi komputery.

Z komputerem, jak z żoną - ma wady i zalety. Wymiana na nowy model nie zawsze rozwiązuje problemy, a zazwyczaj przysparza nowych. Po czasie jednak opatrzy się i nieraz dochodzimy do wniosku, że lepsza była stara bieda od nowej.

Ale do rzeczy. W komputerze denerwuje mnie po pierwsze to, że trzeba czekać. Nowe technologie sprzętu wciąż nie mogą nadążyć za wymaganiami oprogramowania, którego narzuty na pracę systemu poważnie dają się we znaki użytkownikom. Wgrywanie i zamykanie systemu jest za długie, uruchamianie programów także. Dysk rzęzi, ja czekam. Chciałbym wreszcie mieć standard WYCIWYG (What You Click Is What You Get), czyli naciskam i od razu mam na ekranie. Czas oczekiwań między reakcjami systemu jest tracony bezpowrotnie, bo za krótki, aby można było coś innego zrobić, a za długi, by go pominąć milczeniem.

W systemach RIAD 32 było o tyle dobrze, że reakcja na polecenie w podsystemie TSO dawała komfort spokojnego wypicia kawy i przeprowadzenia miłej pogawędki. Teraz o wypiciu filiżanki napoju nie ma co marzyć, system nie pozwala na taki komfort. Może jeden łyk i już szybko odstawiamy naczynie, narażając się na oblanie, gdy drżące ręce rwą się do klawiatury i myszy.

Jak już wcześniej wspomniałem, nie zawsze nowe wychodzi na zdrowie. Przy okazji pracy z PC wyrobił mi się pewien nawyk, bowiem lewa ręka służy do trzymania szklanki, prawa do myszy.

Druga rzecz, która mi się nie podoba, to wirusy. One się chyba nikomu nie podobają, oprócz ich twórców. Do tej pory nawet jakoś nie dawały mi się we znaki ("stosuj profilaktykę, a unikniesz zarażenia"), gdy jakiś głupek (najłagodniejszy z epitetów w tym wypadku) wyprodukował wirusy WordCap. Elegancko przenoszą się poprzez pocztę w załączonych dokumentach Worda. Nie dość, że muszę myśleć co i komu przesłać, to jeszcze pliki zamieniać na format RTF, o czym ciągle zapominam.

Poza tym komputery są w porządku i dzięki nim mam pracę ciekawszą niż na przykład dozorca.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200