Cédille i sprawa polska

Gotów byłbym założyć się o dużą kwotę, że większość Czytelników Computerworld nie potrafi wymienić rzeczywistych osiągnięć Polaków w szeroko rozumianej dziedzinie informatyki. Przecież nie zaliczymy do nich komputeryzacji izb skarbowych ani składania ponad stu tysięcy komputerów przez firmę Optimus, gdyż w obu wymienionych działaniach znaczący udział przypada cudzoziemcom. Wyglądałoby to wszystko ponuro, gdyby nie fakt, że mimo naszej ślamazarności inni myślą za nas. Od lat firma Hewlett-Packard propaguje RPN, czyli odwrotną polską notację na swoich kalkulatorach, nazwaną tak na cześć profesora Jana Łukaszewicza, któremu oczywiście nigdy nie przyszło do głowy nazywać swego wynalazku "polskim".

Gotów byłbym założyć się o dużą kwotę, że większość Czytelników Computerworld nie potrafi wymienić rzeczywistych osiągnięć Polaków w szeroko rozumianej dziedzinie informatyki. Przecież nie zaliczymy do nich komputeryzacji izb skarbowych ani składania ponad stu tysięcy komputerów przez firmę Optimus, gdyż w obu wymienionych działaniach znaczący udział przypada cudzoziemcom. Wyglądałoby to wszystko ponuro, gdyby nie fakt, że mimo naszej ślamazarności inni myślą za nas. Od lat firma Hewlett-Packard propaguje RPN, czyli odwrotną polską notację na swoich kalkulatorach, nazwaną tak na cześć profesora Jana Łukaszewicza, któremu oczywiście nigdy nie przyszło do głowy nazywać swego wynalazku "polskim".

Przez dziesięć lat, dyskutowaliśmy, gdzie by tu umieścić polskie litery w tablicy kodowej. A potem pojawiły się firmy amerykańskie i podjęły męską decyzję za nas. W rezultacie na każdej popularnej platformie (Windows, Macintosh, Unix) mamy inny standard kodowania, oczywiście także inny zestaw znaków dodanych w tablicy, w której znalazły się polskie znaki diakrytyczne. W efekcie, mimo zapewnień specjalistów, że przecież komputery choć głupie to litery zamieniać pozwalają, nie możemy wymieniać najprostszych tekstów, o ile zawierają one polskie litery pomieszane ze specyficznymi dla innych krajów, np. w nazwach geograficznych.

Wprawdzie znak dodawany przez Polaków do liter "a" oraz "e" nazwano "ogonek" (proszę zajrzeć w jakąkolwiek tablicę kodową a zobaczą tam Państwo to nasze, polskie słowo), lecz jest to jedyny "polski" wkład w tę dziedzinę . Nikt nigdy nie zaprotestował, że przecież ogonek sam jako taki nie występuje, tylko musi być integralnie połączony z literami bazowymi. W rezultacie zamiast wyrzucić go w ogóle i znaleźć miejsce dla wszystkich polskich liter, których jest osiemnaście, obdarowano nas tylko samym ogonkiem, literą "ł", która też jest specyficznie polska oraz kropką do umieszczania nad "z".

Czytelnicy zapytają, jaki związek z powyższym nieszczęściem ma francuski znak cédille (wym. sedij). Ano, ma parę. Po pierwsze biedni Francuzi wpadli w jeszcze większy dołek niż my. Aby zapisać nazwę tego ich znaku narodowego potrzeba już mieć akcentowane litery w zestawie. To coś tak jakby nasz ogonek nazywał się "łogonek". W praktyce we wszystkich tablicach kodowych pisze się po angielsku cedilla. Teoretyków informatyki z pewnością ucieszy taka realizacja problemu metanazwy, zwykłym śmiertelnikom wystarczy świadomość jak w dowcipie, że choć nam urwało nogę to Kowalskiemu obie.

Po drugie, na skutek swobodnego umieszczenia w tablicach kodowych (swobodny ogonek - to brzmi bardzo poetycko!), często zagraniczni projektanci różnych reklam, nie mając o tym pojęcia, podstawiają cédille zamiast ogonka i otrzymujemy coś bardzo dziwnego - z grubsza ogonek wywrócony na lewo. Niech Państwo dobrze się rozejrzą, nawet w reklamach z branży komputerowej takie pomyłki zdarzają się nagminnie. Cóż, jako autor ogonków mogę się tym tylko cieszyć, bo to dowód, że dobry, polski ogonek może powstać tylko w Polsce.

Jednak jako użytkownik komputera nie mogę zrozumieć, dlaczego muszę się tak strasznie męczyć, przekodowując tekst m.in. tego felietonu, tym bardziej, że Internet przenosi tylko siedem bitów i muszę polskie litery zapisywać jako litery łacińskie plus jakiś tam znaczek (na ogół wybieram gwiazdkę i daszek, bo te mam akurat w polskiej klawiaturze mego Macintosha). W rezultacie w druku nie zobaczą pewnie Państwo akcentu nad literą "e" w słowie "cédille". I dobrze, niech Francuzi nie popadają w radość z faktu, że ich rozpieszczamy poprawnym zapisem.

Tylko nie oczekujmy, że gdy już wejdziemy do Wspólnej Europy to ktokolwiek będzie się przejmował naszymi znakami narodowymi. Już niedługo będziemy więc pisali "Walesa", tak jak piszemy "Walezjusz". Może to i lepiej - w takim na pół obcym języku nasze problemy będą wglądały jakby mniej realnie, mniej poważnie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200