BejeeZUS*, czyli strach starości

Każdy kiedyś dobiegnie końca swego życia. Nim to jednak nastąpi, przez kilka, być może kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat będzie klientem instytucji, która budzi cichy strach. Myślę oczywiście o Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.

Począwszy od nazwy, wszystko w ZUS-ie jest na odwrót. Nie jest to bowiem żaden "zakład", tylko rządowa agenda. Nic nie ubezpiecza, nie zatrudnia chyba aktuariuszy, nie ma funduszu rezerwowego. A "społeczny" jest w tym sensie, że wydaje nasze, społeczne pieniądze, nic nie robiąc pro publico bono.

Czepiam się ZUS-u, gdyż miałem (nie)wątpliwą przyjemność mieć pierwszy prawdziwy kontakt z tą firmą, na szczęście jeszcze nie jako emeryt. Napisałem "prawdziwy", albowiem ustalenie kwoty bazowej, jako osoba starająca się żyć w zgodzie z prawem, zrobiłem kiedyś przed terminem tylko dlatego, że zacząłem odpowiednio wcześnie. Okazało się, że choć przez całe moje życie zawodowe zbierałem odpowiednie dokumenty o tym, gdzie pracowałem, to jednak ZUS nie zbierał. Potwierdzanie urzędowych pieczątek zajęło rok. Ale udało się. Co jakiś czas otrzymuję teraz kilka kartek papieru, z których wynika, że moja emerytura będzie olbrzymia. Gdy zacznę ją pobierać ukończywszy 70 lat. Nb. nie mogę zrozumieć, dlaczego amerykański odpowiednik ZUS-u, czyli Social Security Administration, potrafi przysyłać podobny dokument z od razu policzoną kwotą ewentualnych wypłat. Zamiast całej kartki - kilka liczb. Dla komputera to żaden problem, a oszczędność papieru olbrzymia (zestawienia otrzymuje kilkanaście milionów Polaków).

Gdy człowiek przekroczy granicę cienia i zacznie pobierać emeryturę, to także dostaje co roku zaświadczenie o nowej, zrewaloryzowanej podstawie wypłat. Zaświadczenie owo do niczego nie jest potrzebne, bo wszędzie od emeryta oczekuje się okazania ostatniego odcinka przekazu emerytury. Nic dziwnego, że moja 88-letnia matka gdzieś zaświadczenie to zapodziała. Nie miałoby to żadnego znaczenie, gdyby nie konieczność umieszczenia jej w tym roku w domu pomocy społecznej. Okazało się, że do wywiadu środowiskowego odcinek emerytury nie wystarczy. Nie wiadomo dlaczego, ale tak musi być. Byłem akurat w kraju, więc jako dobry syn udałem się do biura ZUS, aby otrzymać kopię dokumentu. Naiwnie sądziłem, że skomputeryzowana instytucja (przez kogo, ach przez kogo?!) jest przygotowana na gapiostwo swoich klientów i potrafi za pomocą kilku kliknięć myszy odtworzyć na drukarce co trzeba. Rzeczywistość przeszła najbardziej zboczone wyobrażenie o tym, co z prostym problemem może zrobić biurokracja. Otóż, zaświadczenie, wysyłane zwykłym listem i w związku z tym łatwo dostępne dla każdego, kto chciałby ukraść je ze skrzynki pocztowej, podlega ustawie o ochronie danych osobowych. Na szczęście jestem zameldowany u rodziców. Udało mi się przekonać panią z okienka, że nic nie stanie się, jeśli da mi do ręki kopię dokumentu, który ja przekażę starszej pani. Wtedy okazało się, że wspaniały system komputerowy ZUS, to nic innego, tylko archiwum papierowych wydruków. Już po 10 minutach ta sama urzędniczka zniosła teczkę mej matki, wypięła z niej zaświadczenie i dała mi do skserowania. Nagle zrozumiałem, dlaczego w hali obsługi klientów I-go oddziału ZUS miasta stołecznego Warszawy jest (prywatny) punkt kserograficzny. Za jedne 80 groszy zrobiłem kopię potrzebnego zaświadczenia, oddałem oryginał, który wraz z całą teczką powędrował z powrotem do archiwum.

Gdy wracałem do domu, dzierżąc pod pachą cenny dokument, dotarło do mnie, że w razie pożaru (zabytkowego) budynku ZUS na ulicy Senatorskiej, praca tej instytucji zostanie sparaliżowana. A wszystko dlatego, że tworzący system komputerowy zapomnieli o archiwizowaniu dokumentów w postaci elektronicznej. Nic dziwnego, że ustalanie kwoty bazowej trwało długo, bo podejrzewam, że ZUS od dawna nie ma kopii wielu moich dokumentów. Może nawet nie ma żadnych. Ostatecznie wszyscy kiedyś dobiegniemy końca, gdy już żadne dokumenty nie będą nam w ogóle potrzebne...

*http://www.merriam-webster.com/dictionary/bejeezus

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200