Banki jeszcze (i pewno nie ostatni...) raz

Co chwila już, już wydaje się, że kryzys kredytowy sięgnął dna i teraz już tylko długa droga mozolnego zeń wychodzenia. I co chwila okazuje się, że dno to ciągle ucieka w głąb, a jedyna różnica jest taka, że Bear Stearns padł z dnia na dzień, Northern Rock przetrwał jakoś dzięki pomocy państwa, a taki UBS, mimo rekordowych strat (razem jakieś 38 mld dolarów), sprawia wrażenie jakby ukąsił go spory komar, no - może dwa duże komary.

Co chwila już, już wydaje się, że kryzys kredytowy sięgnął dna i teraz już tylko długa droga mozolnego zeń wychodzenia. I co chwila okazuje się, że dno to ciągle ucieka w głąb, a jedyna różnica jest taka, że Bear Stearns padł z dnia na dzień, Northern Rock przetrwał jakoś dzięki pomocy państwa, a taki UBS, mimo rekordowych strat (razem jakieś 38 mld dolarów), sprawia wrażenie jakby ukąsił go spory komar, no - może dwa duże komary.

Skutkiem kryzysu są nie tylko wielkie straty banków. Poważniejszy i odbijający się na bieżącej działalności banków - zarówno tych, które prowadziły się dobrze, jak i tych, które uprawiały jazdę po kredytowej bandzie, jest wzajemny brak zaufania. To w jego wyniku banki w USA, a zapewne inne też, powstrzymują się od tego, co było i jest praktyką powszechną - udzielania sobie pomocy w postaci krótkotrwałych, często udzielanych niemal na godziny, pożyczek.

Co oczywiste - nikt nie robił tego bezinteresownie, ale teraz woli nie zarobić, ale mieć. Bo, skoro pożyczy na jeden dzień nawet, nie wie, czy dostanie to z powrotem kiedykolwiek. U nas, w Polsce, takie chwilowe pożyczki, np. na pokrycie sesji rozliczeniowej z innymi bankami, też są na porządku dziennym, i - jak dotąd - szczęśliwie nie widać oznak braku zaufania, czego skutki - gdyby do tego doszło - musiałyby być przecież dotkliwe nie tylko dla sektora bankowego, ale przede wszystkim dla gospodarki, którą on obsługuje.

Z rzadka, jak dotąd, ale jednak pojawiają się u nas głosy, że pod koniec tego roku, no może na początku następnego, naszym bankom zacznie już brakować pieniędzy na kredyty hipoteczne. Wtedy, aby zdobyć dodatkowe środki, będą one musiały łączyć już udzielone kredyty w paczki i sprzedawać je tym, którzy dając w zamian gotówkę, potraktują je jako długoterminowe inwestycje.

To ta sama praktyka, która rozniosła po świecie kryzys amerykański, trzeba jednak podkreślić, że nie ona była jego przyczyną. Przyczyną była jednak niefrasobliwość przy samym udzielaniu kredytów, czyli bezpodstawne przyjmowanie na siebie zbyt wysokiego ryzyka, co można wytłumaczyć tylko zaślepieniem chęcią zysku za wszelką cenę.

Pojawiające się tu i ówdzie opracowania analityczne, próbujące ogarnąć cały ten kryzys i jego przyczyny, nie stronią również od ogólnej oceny działań banków w ostatnich kilkunastu latach. Wynika z niej m.in., że w większości banków totalnym fiaskiem zakończyły się wielkie programy oszczędnościowe, których efektem miały być znaczne obniżki kosztów. Restrukturyzacje, redukcje personelu, racjonalizacje, poszerzenie lub zawężenie zakresu działania, wszystko to dało efekty poniżej 5% oszczędności, a więc takie, które w ogóle trudno przypisać konkretnym programom oszczędnościowym.

Pisze się też, i w tym cała nadzieja naszej branży, że drogę wyjścia z tego trudnego położenia banki widzą w intensyfikacji wydatków na informatykę, która miałaby dać w zamian nowe, lepsze i bardziej precyzyjne narzędzia do oceny tego, co warto i co się nie opłaca i - jeżeli warto - do określenia, gdzie jest wyraźna granica, za którą już tylko przepaść. Miło słyszeć, że jak trwoga, nadzieję dostrzega się w informatyce. Oczywiste też wydaje się, nie będące w żadnym stopniu propagowaniem rozrzutności stwierdzenie, że kto chce się rozwijać i rozwijając się zarabiać, musi wydawać, bo oszczędzanie jako cel zawsze sprawia fatalne wrażenie działania już tylko ratunkowego.

Każde jednak narzędzie informatyczne, o jakim tu można myśleć, ma swój próg czułości, przy przekroczeniu którego alarmuje. Ktoś jednak musi ten próg na jakimś tam poziomie ustawić. I to z pewnością nie jest komputer.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200