Bajty i rubiny

Parę razy słyszałem ostatnio wyznanie różnych osób, że w zasadzie to wolą pisać ręcznie na papierze i potem przepisywać na komputerze. Trudno mi polemizować z czyimiś gustami, ale niech i mnie wolno mieć własne. Oto moje credo: nie cierpię pisać ręcznie i unikam tego jak mogę. Jeżeli ktoś nagle kazałby mi wykonywać mój zawód, pozbawiwszy mnie komputera, byłbym skrajnie nieszczęśliwy.

Parę razy słyszałem ostatnio wyznanie różnych osób, że w zasadzie to wolą pisać ręcznie na papierze i potem przepisywać na komputerze. Trudno mi polemizować z czyimiś gustami, ale niech i mnie wolno mieć własne. Oto moje credo: nie cierpię pisać ręcznie i unikam tego jak mogę. Jeżeli ktoś nagle kazałby mi wykonywać mój zawód, pozbawiwszy mnie komputera, byłbym skrajnie nieszczęśliwy.

Pisanie za pomocą komputera ma dla mnie dwie kapitalne zalety. Po pierwsze, tekst napisany na komputerze jest doskonale czytelny. Czytanie bazgrołów jest torturą nie usprawiedliwioną niczym. Listy miłosne i poezja mogą mieć jakąś wartość związaną z bardziej osobistym charakterem pisma odręcznego, ale jakoś dawno nikt nie przysłał mi listu miłosnego (nie licząc tzw. Love you letter, którym usiłowano zawirusować mój komputer), a poezję i tak czytam online, bo ostatnio wszyscy "cierpiący za milijony" przenieśli się do cyberprzestrzeni. Druga zaleta płynąca z pracy z komputerem jest taka, że dzięki absolutnej swobodzie modyfikowania tekstu mogę rzeczywiście w pełni oddać to, co chciałem powiedzieć - tak treścią, jak i formą. Przyznaję, że pieszczenie słów i cyzelowanie zdań sprawia mi przyjemność, a komputer jest do tych pieszczot znakomitym narzędziem.

Komputer, jako narzędzie pisania, ma pewien istotny feler, na co jak dotąd nikt nie zwrócił uwagi. Otóż przybory do pisania zawsze stanowiły element ozdobny. Srebrny kałamarz i piękne pióro, przycisk i nóż do papieru, a także ozdobna papeteria upiększały niejedno biurko. Część luksusowych marek, jak np. Waterman czy Montblanc, "wyrosła" na przyborach do ręcznego pisania. A w niejednym kryminale - tak "z myszką", jak i całkiem współczesnym - przycisk czy nóż do papieru odegrały istotną rolę.

Logicznie rzecz biorąc, należałoby spodziewać się, że dla snobów, którzy zawsze stanowią jakiś procent populacji, powinny zostać wprowadzone komputery luksusowe. Przypomnijmy, co odróżnia towary luksusowe od popularnych: krótkie serie, sprzedaż w wydzielonych punktach, posiadanie marki, nietypowe wzornictwo, wykonanie z cennych materiałów i dużym nakładem pracy oraz - co najważniejsze - wielokrotnie wyższa cena.

Nic mi nie wiadomo, aby były dziś dostępne takie komputery lub inne urządzenia informatyczne. Owszem, dostępne są komputery szczególnie szybkie, wyjątkowo niezawodne albo w bardzo estetycznych obudowach - ale brak takich, które spełniałyby wyżej wymienione założenia. Do niedawna komputery przenośne były postrzegane jako towar luksusowy, ale ostatnio stały się dostępne prawie dla każdego i chodząc po uczelni, na której studiuję, widzę młodzież z notebookami na kolanach.

Prezes poważnej korporacji ubiera się więc w garnitury od Armaniego, nosi zegarek Omega, korzysta (a przynajmniej udaje, że korzysta) z pióra Montblanc, pije najdroższą Metaxę i pali Havana Club, ale... na jego biurku stoi taki sam Compaq, IBM czy Dell jak na biurkach jego pracowników.

Ciekaw jestem, kiedy ktoś zwietrzy interes do zrobienia? A może już przygotowuje linię komputerów w mahoniowej obudowie zaprojektowanej przez najlepszych designerów, z klawiaturą z alabastru i małymi rubinami zamiast diod fluorescencyjnych? I tylko czeka na koniec recesji, aby w centrum Paryża, Londynu, Nowego Jorku, Tokio i Moskwy otworzyć eleganckie butiki, w których będzie można - przy szklaneczce dobrej whisky z lodem - nabyć pierwszego rolls-royce'a wśród komputerów...

Jeżeli tak się stanie, będzie to kolejny przejaw normalności. Normalności za duże pieniądze.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200