Backup, głupcze

Mój znajomy prowadzi małą firmę konsultingową. Wszystko ma legalne, w tym oprogramowanie antywirusowe. Nawet dał się skusić na antywirusa z ofertą internetu z kablówki, co okazało się bez sensu, bo antywirusy stoczyły widowiskową walkę o panowanie nad jego niewielkim komputerowym królestwem. Wygrał ten kupiony przez internet, kablówkowy poległ bez szans.

Znajomy mówi, że ma tak małą infrastrukturę komputerowo-komórkową, że śpi spokojnie – nie boi się wirusów, włamań czy szpiegów.

Można nazwać go świadomym użytkownikiem. Na „brzydkie” strony nie wchodzi. Lewego oprogramowania nie ściąga. Nie klika byle czego na Facebooku i w innych serwisach. Na spamowe oferty nie odpowiada, bo wszystko ma odpowiedniej długości. Brania kredytów oduczył się jeszcze w czasach Szkolnej Kasy Oszczędnościowej. Uważnie czyta regulaminy serwisów, w których podaje swoje dane. Garstka jego pracowników z pieczołowitością stosuje się do tych samych zasad. Słowem – mądry, rozsądny użytkownik, jakich ze świecą szukać.

Znajomy ma świadomość, że te rygory mogą wydawać się przejawem paranoi. Ale przecież prowadzi działalność, więc ma dostęp do wrażliwych danych klientów, którym doradza. Gdyby ktoś włamał się do jego komputera, to straty byłyby gigantyczne. W niepowołane ręce dostałaby się nie tylko tajne listy klientów. Zginąć mogłyby też raporty, analizy i inne dokumenty, których wypłynięcie na rynek zachwiałoby niejedną dużą firmą.

Znajomego odwiedził jego znajomy. Właśnie zamknął firmę. Przydarzył mu się przypadek, którego tak starannie unika ten pierwszy. Jego baza klientów i dokumenty tworzone dla nich oraz poufna korespondencja nie tylko wyciekły, ale zostały bezpowrotnie utracone. Przez kilka dni firma praktycznie nie działała, bo brakło kontaktów, dokumentów, raportów.

„Ty głupcze – krzyczał na nieszczęśliwca kolega – musiałeś dać się zawirusować? Ile razy tłumaczyłem ci, że nie wolno klikać tego świństwa, nie odpowiadać na głupie maile!”.

Okazało się jednak, że nieszczęście przyszło z innej strony. Bankrutowi skradziono komputer i komórkę. W ciągu kilku godzin złodziej wszedł w posiadanie loginów i haseł do kont okradzionego i nie tylko wyczyścił konta bankowe, ale przejął zgromadzoną w pamięci własność intelektualną i sparaliżował działalność. Złośliwy złodziej wysłał też obraźliwe e-maile w świat i reputacja okradzionego legła w gruzach.

Spanikowany Znajomy sprawdził, jakie zabezpieczenia ma jego infrastruktura i okazało się, że gdyby go okradziono, scenariusz powtórzyłby się praktycznie w stu procentach.

Ta prosta schematyczna przypowiastka niestety nie jest wymysłem. Takie rzeczy zdarzają się codziennie, a o cichych dramatach nikt nie słyszy, bo sprawa nie jest aferą na skalę krajową. Ale czy z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że zabezpieczamy nasze komputery i komórki fizycznie? Że hasła są trudne do odgadnięcia, a gdyby przypadkiem zginęły twarde dyski i pamięć w komórce, to łatwo byłoby odtworzyć ich zawartość? Nie przypuszczam.

Backup, głupcze
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200