(Aż) trzy pokrętła

Jeszcze za moich czasów licealnych niektórzy znajomi w swej naiwności powierzali mi do naprawy bądź regulacji swoje odbiorniki radiowe.

Jeszcze za moich czasów licealnych niektórzy znajomi w swej naiwności powierzali mi do naprawy bądź regulacji swoje odbiorniki radiowe.

Pamiętam, że jeden z nich, już wówczas bardzo stary (ale ciągle sprawny), nie miał powszechnej wówczas skali z pionowym wskaźnikiem, lecz tarczę z podziałką przypominającą kątomierz.

Ojciec mój zaś, który amatorsko budował odbiorniki radiowe jeszcze przed wojną, pamięta takie ich modele, w których zakres fal zmieniało się, wyjmując z gniazd jedne cewki i wstawiając w ich miejsce inne. Strojenie polegało tam na odpowiednim ustawieniu aż trzech tarcz obrotowych. Nietrudno sobie wyobrazić, jakiego zacięcia wymagało w tym systemie poszukiwanie nieznanej stacji: pierwsze pokrętło na 1, drugie - tak samo, trzecie - gdzieś między 1 a 100. Potem drugie na 2 i znowu trzecie od początku do końca. Można się zniechęcić, jeszcze zanim się rozpocznie.

Dlaczego o tym piszę? Ano, dlatego że przed kilkoma tygodniami z uwagą wysłuchałem prezentacji na temat pewnej metodyki oceny przewidywanych ekonomicznych skutków przedsięwzięcia informatycznego. Metodyki, której istotą jest poszukiwanie rozwiązania poprzez swoistą "grę" na trzech parametrach.Zbiegiem okoliczności, późną wiosną tego roku, niemal jednocześnie, bo z zaledwie miesięcznym przesunięciem, wspomniana metodyka była przedstawiana na dwóch różnych prezentacjach w Polsce. Podczas gdy w trakcie pierwszej uczono jej stosowania, w drugiej (o pierwszej nic nie wiedząc) sam obszedłem się z tą metodyką - jakby to rzec - no, dość niedelikatnie.

W moim przekonaniu, które wówczas głosiłem i którego dotąd nie zmieniłem, jedną z cech tej metodyki jest zastąpienie w nazwie słowa "total" słowem "global", z podobnym podrasowaniem pozostałych jej członów, by brzmiały lepiej niż to, z czym odbiorcy już się osłuchali.

Obie metodyki zresztą - i ta na "total", i ta na "global" - czynią pewne odkrycie z tego, że również w informatyce występuje kategoria kosztów pośrednich i potrafią one być aż tak znaczące, że trzeba je brać pod uwagę. A przecież ta kategoria kosztów jest znana od dawna: cały rozdział zajmujący się tylko kosztami pośrednimi znalazłem niedawno w niemieckim podręczniku księgowości z roku 1933, a nie jest to zapewne przykład najstarszy.

Wracając zaś do metodyki, o której mowa - zakłada ona sterowanie obliczaniem skutków ekonomicznych rozwiązania informatycznego za pomocą trzech parametrów, jednym z których są koszty, a dwa pozostałe to oczekiwane korzyści i elastyczność, rozumiana jako uzasadniająca wyższe nawet wydatki zdolność rozwiązania do sprostania nieoczekiwanym zawirowaniom, np. gospodarczym. Wszystko to przepuszcza się jeszcze przez filtr potencjalnych rodzajów ryzyka i mamy wynik. I dobrze - tylko nie można się zgodzić z tym, że jest to metodyka precyzyjna, skoro przynajmniej dwa z trzech parametrów trzeba wyznaczyć z dużym udziałem szacunku i wyczucia. I nie zmienia tego próba nałożenia na to następnej jeszcze metodyki, za którą przed paru laty Nobla z ekonomii dostali Fisher Black i Myron Scholes, czyli wyceny korzyści z tzw. finansowych instrumentów pochodnych, która to wycena - mocno trywializując - zajmuje się szacunkiem zysków od zysków na spodziewanych zyskach.

Nadal nie kwestionując istnienia przypadków, w których taki potężny aparat badawczy może okazać się przydatny, wątpić można jednak w jego skuteczność i opłacalność w większości przypadków "zwykłych". Chociaż nasza wyobraźnia radzi sobie jakoś z trzema wymiarami, to trzy parametry (z których dwa i tak wyznacza się z dużym udziałem szacunku), to przynajmniej o jeden za dużo: do jednego pokrętła zawsze brakuje człowiekowi ręki.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200