Abstrakt, słowo kluczowe, hiperlink

Zorientowałem się niedawno, że przypięty do pasa smartfon z pakietem internetowym wykupionym u operatora radykalnie zmienia moje zachowania. Na przykład, wyjeżdżając do restauracji, nie sprawdzam jej adresu - po prostu wpisuję nazwę w Google Maps i każę się prowadzić. Gdy wsiadam do gdańskiego tramwaju i widzę nazwisko patrona: Daniel Gralath, od razu sięgam do Wikipedii, by dowiedzieć się, kto to taki.

Niemożność sprawdzenia informacji tu i teraz, na podstawie krótkiej notki - nazwiska, nazwy, słowa - byłaby dla mnie równie dokuczliwa jak swędzenie pomiędzy łopatkami, w miejscu, gdzie najtrudniej się podrapać.

Co się z nami stało? Zaczynamy przechowywać informacje w pamięci niczym zakładki w przeglądarce: krótki opis oraz link do zawartości właściwej, utrzymywanej gdzieś tam, w internetowej "chmurze". Wyrzucamy z naszej neuronowej "pamięci podręcznej" informacje łatwe do odtworzenia, przeznaczając to miejsce - czy raczej moc - na przetwarzanie informacji oraz nawigowanie po niej. A smartfon oraz dostęp do bezkresnych przestrzeni internetowej wiedzy to interfejs, który takie zachowanie umożliwia.

Stanisław Lem w swoim ostatnim zbiorze esejów użył określenia logorrhoea, aby opisać natłok informacji, który grozi użytkownikom internetu. Rozumował kategoriami człowieka dwudziestowiecznego: zakładał, że informacje poznawane należy przyswajać i "składować" w pamięci, w jaką wyposażyła nas natura. Wydawało mu się to niemożliwe: człowiek, rozumował Lem, musi zwariować od przeciążenia pamięci.

Nie musi, bo nie musi przyswajać informacji. Jedynie segregować, opatrywać krótkim abstraktem oraz wyposażać w "hiperlink" - najczęściej słowo kluczowe. Wszystko to w powiązaniu z wyszukiwaniem i działającym łączem jest w stanie w ciągu sekund przywołać zawartość właściwą. Notabene, jestem przekonany, że w tle protestów przeciw ACTA tkwi instynktowna obawa młodych ludzi, że ten naturalny dla nich sposób dostępu do informacji jest zagrożony przez armię prawników, rządy i chciwe korporacje.

I sam nie wiem, do czego to doprowadzi. Czy uwolnione od nadmiaru informacji "moce obliczeniowe" naszego mózgu dokonają cudów, wymyślą lek na raka oraz sposób przemierzania bezkresów kosmosu w ułamkach sekund? Czy raczej czeka nas kompletne zidiocenie, jak obawiał się Lem, gdzie informacyjny groch z kapustą zastąpi porządnie posortowaną i skategoryzowaną wiedzę?

Nie wiem, ale widzę, że ta zmiana zachodzi tu i teraz, jest trwała i prawdopodobnie za 10 lat będzie naturalnym sposobem postępowania większości ludzi.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200