Á la polonaise

Po przełomie politycznym i rozluźnieniu roku 1956 zaczęli wracać do Polski niektórzy nasi rodacy, których losy wojenne rzuciły daleko w głąb terytorium ZSRR. Ojciec miał takiego znajomego, a ten czasami opowiadał o niewyobrażalnie ciężkich warunkach bytowania tam i o całkiem bezinteresownej serdeczności tubylców, bez którego to, zwyczajnie ludzkiego odruchu, trudno byłoby przybyszom tam przeżyć.

Po przełomie politycznym i rozluźnieniu roku 1956 zaczęli wracać do Polski niektórzy nasi rodacy, których losy wojenne rzuciły daleko w głąb terytorium ZSRR. Ojciec miał takiego znajomego, a ten czasami opowiadał o niewyobrażalnie ciężkich warunkach bytowania tam i o całkiem bezinteresownej serdeczności tubylców, bez którego to, zwyczajnie ludzkiego odruchu, trudno byłoby przybyszom tam przeżyć.

Gdy już chodziłem do liceum, trafiło tam do nas dwóch braci, synów - jak to się wtedy mawiało - repatriantów z ZSRR. Po polsku mówili kiepsko, z mieszanką kresowego akcentu i rosyjskich naleciałości. Szkoła - zarówno jako oficjalna instytucja, jak i jako społeczność - przyjęła ich bardzo ciepło, a konieczność nienachalnej pomocy była dla wszystkich więcej niż oczywista.

A teraz historia, jedna z wielu, zasłyszana całkiem niedawno w pociągu. Jest nas w przedziale troje. Przy oknie, naprzeciwko siebie starszy pan i dużo odeń młodsza pani i ja, przy drzwiach. Jeszcze przed odjazdem pociągu oni, mimo że się nie znają, zaczynają dość żywą wymianę zdań. Dogadują się szybko, że jadą daleko i w tym samym kierunku. W jej twarzy widać lekkie, jakby złagodzone, dalekowschodnie rysy, a w sposobie mówienia z trudem i to tylko chwilami można wychwycić obcy akcent. Mówi po polsku poprawnie, z bogatym zasobem słów, lepiej niż niejeden z nas.

Opowiada o sobie, jak to przyjechała kiedyś do Polski na studia. Tu poznała męża i została w jego kraju. Później zjechali do Polski jej znajomi i członkowie rodziny i tworzą tu teraz taką małą, kilkudziesięcioosobową, mocno zasymilowaną z tubylcami społeczność.

Dalej opowiada swemu vis a vis o niedawnym ślubie, gdzieś w północno-wschodniej Polsce, kogoś ze swej rodziny z - nie pamiętam już - Polką czy Polakiem. W którymś momencie mówi: - Pokażę panu zdjęcia z tego ślubu... I tu, muszę przyznać, moja wyobraźnia zawiodła. Oczekiwałem, że pani dobędzie z bagaży jakiś album, a tu nic z tego - pani wyjęła telefon i na jego ekranie zaczęła pokazywać rozmówcy obiecane zdjęcia. Nie omieszkała przy okazji dodać, ale bez śladu przygany w głosie, że niewielka część rodziny z polskiej strony odmówiła udziału w ceremonii ślubnej i uroczystości weselnej, bo ślub był tylko cywilny, a był taki, jak łatwo można się domyślić, z powodu istotnych różnic wyznaniowych między młodymi.

Potem zmienia temat i opowiada o swym nowym problemie: właśnie przyjechał do Polski z jej stron ktoś z 10-letnim chłopcem, którego trzeba jak najszybciej umieścić w jakiejś szkole, bo przecież dziecko do szkoły nie chodzić nie może. No i są z tym problemy. Formalnie nie ma żadnych przeszkód, tylko ci dyrektorzy w szkołach...

No i dzwoni do dyrektorki szkoły w niemal 600-tysięcznym mieście, które przed wielu laty życzliwie przygarnęło sporą grupę uchodźców z Grecji, których liczni potomkowie żyją tam do dziś. Z rozmowy wynika, że dyrektorka robi wszystko, wyciąga najbardziej absurdalne argumenty, aby tylko chłopaka do szkoły nie przyjąć.

A mnie się coś zdaje, że winna być wdzięczna losowi, że daje jej taką okazję do nieustającej lekcji tolerancji i pomocy, do zaprezentowania odległej kultury i pokazania, że są ludzie tacy jak i my, którzy w co innego jednak wierzą, inną mają skalę wartości, bo w innej (co nie znaczy gorszej) wyrośli kulturze.

Nie wiem, jak ta sprawa się skończyła, ale jestem przekonany, że obecną specjalizacją licznych polskich szkół jest kształcenie pokoleń, które ostentacyjnie nie chodzą potem na niekościelne śluby z nie-Polakami. A niedawna decyzja ciała pedagogicznego z Wybrzeża w sprawie (pełnoletniego) ciała z okładki magazynu dobrze to ilustruje i dobitnie potwierdza.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200