Eksperyment na żywym organizmie

Jedna ze współczesnych sztuczności polega na tym, by coś wymyślić i to coś wytwarzać, wywołując jednocześnie u ludzi potrzebę posiadania tego czegoś. Ponieważ ludzie sami zapewne nigdy nie wpadliby na to, że czegoś takiego w ogóle im potrzeba, wniosek z tego, że dana rzecz tak naprawdę jest zbyteczna i bez sensu. Klasyczny przykład czegoś takiego widziałem niedawno w gazetce reklamowej któregoś z hipermarketów. Nazywało się to ''zestaw do tuningu'' i składało z dwóch elementów: gałki biegów o fikuśnym kształcie oraz podłużnej rurki świecącej zielonym światłem. Brakowało, niestety, informacji o ile zwiększa to moc silnika i obniża zużycie paliwa.

Jedna ze współczesnych sztuczności polega na tym, by coś wymyślić i to coś wytwarzać, wywołując jednocześnie u ludzi potrzebę posiadania tego czegoś. Ponieważ ludzie sami zapewne nigdy nie wpadliby na to, że czegoś takiego w ogóle im potrzeba, wniosek z tego, że dana rzecz tak naprawdę jest zbyteczna i bez sensu. Klasyczny przykład czegoś takiego widziałem niedawno w gazetce reklamowej któregoś z hipermarketów. Nazywało się to ''zestaw do tuningu'' i składało z dwóch elementów: gałki biegów o fikuśnym kształcie oraz podłużnej rurki świecącej zielonym światłem. Brakowało, niestety, informacji o ile zwiększa to moc silnika i obniża zużycie paliwa.

Tandetę taką oferują jednak nie tylko niektóre hipermarkety - całkiem podobny towar można też znaleźć w środkach przekazu, portali internetowych nie wyłączając. Wywołuje to u niektórych odbiorców odruchy obronne, przejawiające się najpierw próbami starannie selektywnego wyboru treści, a później - całkowitym odrzuceniem.

Tak było i w moim przypadku, który zamienił się w swoisty eksperyment z samym sobą.

Gdyby przed laty ktoś mi powiedział, że nie czyta gazet codziennych, miałbym go, no, za niezbyt rozgarniętego. Teraz od lat robię to sam, co więcej - nie odwiedzałem też chyba nigdy stron internetowych naszych dzienników. Od dawna jestem na bakier z telewizjami prywatnymi, bo albo są jawnie tendencyjne, albo miałkie w przekazie. Telewizja zwana publiczną dołączyła do nich niedawno, z podobnych powodów, a konkretnie za sprawą pewnej pani, która prowadząc program z udziałem znanego, chociaż niekoniecznie powszechnie wielbionego, polityka, sięgnęła w pewnym momencie po kpiny i złośliwości nie z głoszonego przezeń programu, czy jego poglądów politycznych, lecz kierowane wyłącznie ad personam.

W lekturze tygodników (już tylko dwóch) mam ponad pół roku opóźnienia, więc czytam teraz o dylematach w związku z zamiarem prezydenta wyjazdu na uroczystości Dnia Zwycięstwa do Moskwy. W radiu toleruję tylko stacje, gdzie grają bez zbytecznego gadania, co zostawia mi kilka stacji internetowych i satelitarnych.

Ponieważ nie obracam się w kręgach, gdzie dyskutuje się o polityce, w pewnym momencie została mi zagranica i trzy nasze internetowe portale informacyjne. Jednak i na nie przyszła kolej, gdy, gdzieś wczesnym latem, poziom komentarzy czytelników osiągnął tam okolice dna, a za argumenty zaczęły służyć inwektywy i manipulowanie na wszystkie sposoby historią.

Uznałem więc, że trzeba się wyłączyć, co i zrobiłem. Została mi sama zagranica i coś, co czasem tu i tam się usłyszy. A jest tej zagranicy wcale niemało: stacje, głównie radiowe, amerykańskie, brytyjskie, niemieckie, czeskie i rosyjskie (oraz - sporadycznie - włoskie i hiszpańskie, ale te - z drugiej ręki). Jak będzie się u nas coś naprawdę ważnego działo, to z pewnością powiedzą. No i chyba nic istotnego się nie dzieje, bo wiadomości nie wychodzą poza kilka zdań, a komentarzy o nas nie ma wcale.

W najmniejszym więc nawet stopniu nie żałuję, że ominęły mnie tysięczne debaty, rozwlekane roztrząsanie wszystkich za i przeciw, różnorakie prognozy i kulminacyjne wieczory. Nawet, gdybym cały zaoszczędzony w ten sposób czas przeznaczył na tzw. nicnierobienie.

W sumie nie byłoby w tym wszystkim nic nadzwyczajnego, bo znam kilku takich, co postąpili podobnie. Mnie jednak z osiągniętym stanem jest tak jakoś dziwnie dobrze, że nie mam najmniejszej nawet ochoty wracać do poprzednich przyzwyczajeń i od naszych środków przekazu (a w tym trzech portali) trzymam się z daleka.

Kiedyś nazywaliśmy to emigracją wewnętrzną. A teraz?

Teraz mamy ofertę na zestaw do tuningu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200