Konstelacje spod psiej gwiazdy

Śmiem twierdzić, że mrzonką jest wyobrażanie sobie poważnego projektu informatycznego trwającego krócej aniżeli pięć lat. Jeżeli ktoś twierdzi, że możliwe są projekty zamykające się w krótszym okresie, to nazwę go szarlatanem.

Śmiem twierdzić, że mrzonką jest wyobrażanie sobie poważnego projektu informatycznego trwającego krócej aniżeli pięć lat. Jeżeli ktoś twierdzi, że możliwe są projekty zamykające się w krótszym okresie, to nazwę go szarlatanem.

Pod projektem (przedsięwzięciem) informatycznym rozumiem te wszystkie działania, które zamykają się w pełnym cyklu wytwórczym: od wizji systemu do jego wdrożenia. Zakładając prawdziwość stwierdzenia o znacznej rozciągłości czasowej projektów, a ponadto uwzględniając dodatkową okoliczność, że mam na myśli projekty informatyczne w administracji publicznej, widzę co najmniej kilka problemów, które muszą ujawnić się w okresie realizacji tych projektów: problem zapewnienia ciągłości finansowania z kolejnych - rocznych budżetów, problem akceptującego zrozumienia ze strony zmieniającego się nadzorującego składu kierownictwa instytucji, zmienność aktów prawnych, płynność kadr, postęp w technologiach informatycznych, dynamikę w świecie podmiotów gospodarczych, ale i organizacji publicznych.

Na tej liście problemów, z którą świat informatyki jest oswojony, w blasku ustawy Prawo zamówień publicznych pojawiła się nowa jakość: do roli wykonawców projektów informatycznych pretendują, co coraz częściej kończy się kontraktami, szczególne konsorcja wykonawców, które będę tutaj nazywał konstelacjami spod psiej gwiazdy. Problem jest na tyle poważny, że wręcz należy go uznać za pierwszoplanowy w drodze do oczekiwanego sukcesu.

Krótka historia konstelacji

Jeżeli prześledzić duże przetargi ogłaszane w ostatnich kilku latach za pieniądz publiczny, zauważymy następującą prawidłowość: zamawiający - najczęściej poważna instytucja publiczna - tak definiuje swoje oczekiwanie, że usługa/dostawa wymaga od oferenta specjalizacji jednocześnie w kilku obszarach: analiza wymagań, projektowanie i wykonawstwo oprogramowania, szkolenia i wdrożenia systemów, dostawy i instalacje sprzętu, i złożonych rozwiązań infrastrukturalnych, a nawet: roboty budowlane, transportowe itp.

Jako zamawiający (myślę o instytucjach publicznych), umiemy zdefiniować w pełnym zakresie swoje oczekiwania... i to nas właśnie prowadzi wprost w pułapkę konstelacji. Umiemy zdefiniować oczekiwania, ale brakuje nam wyobraźni, aby wiedzieć, że nie istnieje taki producent - dostawca, który umie (ma) wszystko.

Nie ulegajmy złudzeniom, nie ma, nie mają tego wielkie korporacje, nie mają tym bardziej pojedyncze firmy. Tworząc monstrualnie rozbuchane projekty, stworzyliśmy niszę rynkową. Nisza nazywa się: wszystko chcę mieć, a nowa "jakość" - tutaj nasza konstelacja - odpowiada wszystko umiem i mogę, i sprawię, że będziesz zadowolony.

Nasz błąd - zacznijmy od siebie

Kiedy tworzymy wizję przyszłego rozwiązania informatycznego, z dużą dozą poprawności umiemy zdefiniować oczekiwania widziane przez pryzmat usług, jakie system powinien świadczyć. Firmy konsultingowe (projektowe) z pomocą posiadanych narzędzi projektowych dość dobrze przekładają oczekiwania na złożoną strukturę systemu, jego spodziewaną funkcjonalność, architekturę. Gdyby założyć, że przedmiotem projektu jest wyłącznie mały, kompaktowy system, moglibyśmy przyjąć, że etap tworzenia wizji systemu jest poprawny. Ale już w dużych projektach na pewno nie jest. Brakuje w nim nie tyle koncepcji, ile bardziej strategii realizacji systemu i to strategii pochodzącej od nas - zamawiających.

Postuluję wyraźne rozumowe rozróżnienie koncepcji (planu) realizacji od strategii realizacji. Koncepcję można kupić, bowiem opiera się ona na policzalnych (wyliczalnych) zasobach, słabych i mocnych stronach. Strategię trzeba koniecznie wytworzyć samemu i oprzeć na tendencjach, prognozach, szansach i zagrożeniach. Tego nam w dużych projektach brakuje.

Brak strategii błędem strategicznym

Wydaje się, że stwierdzenie o braku strategii realizacji, jako błędzie strategicznym nie jest zbyt gładkim sformułowaniem stylistycznym. Postawmy więc problem następująco: strategia to uwzględnienie naszego potencjału i wynikających zeń odczuwanych potrzeb, ale to także antycypacja całej, możliwej zmienności otoczenia w jego wymiarze: prawnym, politycznym, technologicznym. Jak więc można taki obszar zmienności zamknąć w nawet najdoskonalszej koncepcji wytworzenia systemu, w metodach wskaźnikowych, miarach i wagach? Przecież po etapie definicji każdego systemu otrzymujemy swoisty monolit, który z każdym następnym dniem po tym jak go opisaliśmy, starzeje się i coraz mniej pasuje do realiów. Koncepcja załatwia nam wytworzenie statycznego systemu w statycznym otoczeniu. A nieodłączna zmienność realiów?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200