Nieoczekiwany zaszczyt

O mało nie spadłem z krzesła, kiedy przeczytałem artykuł ''Prestiżowa pokojowa'' zamieszczony w tygodniku Polityka. Artykułowi towarzyszy tabelka prestiżu społecznego zawodów. Na bardzo wysokim, szóstym miejscu znalazł się tam zawód określony jako informatyk - analityk komputerowy.

O mało nie spadłem z krzesła, kiedy przeczytałem artykuł ''Prestiżowa pokojowa'' zamieszczony w tygodniku Polityka. Artykułowi towarzyszy tabelka prestiżu społecznego zawodów. Na bardzo wysokim, szóstym miejscu znalazł się tam zawód określony jako informatyk - analityk komputerowy.

Jak to często w prasie codziennej, autor obszernie omawia rzeczy oczywiste (np. dobre miejsce nauczyciela czy spadek na samo dno takich zawodów, jak poseł i minister), natomiast nie poświęca nawet słowa (uważnie patrzyłem, nawet jednego słowa!) fenomenowi nazwanemu informatyk - analityk komputerowy. Dodam, że znacznie niżej uplasowali się np. sędzia, dziennikarz, zaś lekarz - ratujący przecież zdrowie i życie - znalazł się jedynie o oczko wyżej. Dlaczego, wydawałoby się, podobny do informatyka i jeszcze niedawno z nim utożsamiany, inżynier w fabryce, znalazł się trzy miejsca niżej? Jak to się stało, że odróżnialną kategorią jest technik, operator sprzętu komputerowego i ten znalazł się dopiero na miejscu 14?

Mimo iż refleksji zabrakło dziennikarzowi Polityki, nie powinno jej zabraknąć nam. Ni stąd, ni zowąd - ku zaskoczeniu nas samych, jak sadzę, znaleźliśmy się na szczycie drabiny społecznego prestiżu. Fakt ten wymaga wnikliwej analizy i zastanowienia się, co z tym nieoczekiwanym kredytem zaufania i podziwu zrobić. Myślę, że nikomu nie będzie szczególnie przyjemnie, jeśli za parę lat powtórzymy los działacza partii politycznej czy posła, którzy z samej góry spadli na sam dół.

Przyczyny są nietrudne do opisania. Informatyk postrzegany jest jako zawód trudny do zdobycia i wykonywania. Medialny wizerunek naszej profesji jest taki, że informatyk to "mózgowiec", a jajogłowych u nas się ceni (pierwsze miejsce w rankingu zajmuje profesor). Poza tym, bądźmy szczerzy, ludzie widzą, że informatyka to profity, że mamy na rynku ciut lepiej niż cała reszta pracowników najemnych i generalnie opłaca się być informatykiem. Jednocześnie mają poczucie, że są to profity ciężko i uczciwie wypracowane, nie zaś wynikające - jak choćby u prawników czy lekarzy - ze źle pojętego korporacjonizmu czy wręcz nepotyzmu.

Miałem zaszczyt przeprowadzić w 1999 r. wywiad ze Stanisławem Lemem i gościłem w jego domu. Nawet on, największy polski pisarz science fiction, o ugruntowanej, międzynarodowej reputacji, obdarzony umysłem, przy którym każdy czuje się intelektualnym karzełkiem, z wyraźną ciekawością wypytywał mnie "jak to jest być informatykiem". Jest więc wokół tego zawodu jakaś aura, która wzbudza w ludziach podziw i szacunek.

Myślę, że nie doceniamy też jednego istotnego faktu, wpływającego na publiczny wizerunek informatyki i informatyków: jeszcze żaden informatyk się publicznie nie sprostytuował i nie skompromitował. Informatyka i Internet nie stały się jeszcze - chwała Bogu! - kartą przetargową np. w waśniach grup interesów, czy to w polityce, czy w gospodarce. Nawet spektakularnie źle zrobione projekty informatyczne w sektorze publicznym obciążyły decydentów, nie zaś specjalistów je realizujących.

Powiem może coś zaskakującego: klucz do utrzymania takiego wizerunku tkwi w naszej postawie mentalnej i moralnej, a nie tylko fachowości. Jakie standardy powinniśmy więc utrzymywać, aby nadal cieszyć się dobrym miejscem w rankingu zawodowego prestiżu?

Kisiel mawiał: "Gdy nie jesteś pewien jak postąpić, zachowaj się przyzwoicie". Wniosek, jaki powinniśmy wyciągnąć z wyników badania przeprowadzonego przez Politykę, brzmi więc mniej więcej tak: Róbmy swoje, a poza tym zachowujmy się przyzwoicie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200