Nauka w objęciach biznesu

Współpraca w Polsce jest możliwa nie dzięki rozwiązaniom systemowym, lecz aktywnej postawie pojedynczych badaczy i przedsiębiorców.

Polska nauka z biznesem nawet się jeszcze nie zaręczyła, więc trudno mówić o mariażu. Przyjazne stosunki to na razie nie owoc odpowiedniego systemu współpracy, lecz inicjatyw szczególnie rzutkich naukowców i nieszablonowo myślących przedsiębiorców. Taki wniosek można było sformułować po debacie z udziałem Piotra Kołodziejczyka, podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, konsultantów Ernst & Young, mentorów studenckich zespołów i przedstawicieli funduszy venture capital, która odbyła się w trakcie finału konkursu Uniwersytet Ernst & Young 3 czerwca w Warszawie.

Marzeniem amerykańskiego studenta jest założenie własnej firmy; doktorat robi się po to, by ją założyć i zmonetyzować opracowany pomysł czy technologię. Marzeniem polskiego studenta dobrej uczelni jest zatrudnienie się w dobrej organizacji.

dr inż. Piotr Gawrysiak, Wydział Informatyki Politechniki Warszawskiej

Punktem wyjścia do debaty były rozważania nad perspektywami rozwoju projektu uzyskiwania stosunkowo dużych płaszczyzn grafenu, nowego obiecującego materiału, mającego zastosowanie w elektronice, który to projekt prowadzony jest przez naukowców z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych. Już w pierwszych minutach debaty zarysowało się wyraźne przekonanie naukowców, że badania naukowe a ich komercjalizacja to kwestie zupełnie odrębne, które powinny być finansowane z różnych źródeł i zarządzane przez innych ludzi.

Mieć ciastko i zjeść ciastko

Prof. Wojciech Cellary z Katedry Technologii Informacyjnych Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu zwrócił uwagę na pomijany często aspekt łączenia działalności naukowej i biznesowej oraz koszty zaangażowania się naukowca we współpracę z biznesem. "Naukowiec, który dokonał jakiegoś poważnego odkrycia czy wynalazku, musi zdecydować, kim chce zostać. Jeśli chce dalej uprawiać naukę, musi przekazać swoje prace biznesowi i znaleźć dla siebie jakieś nowe pole działania. Jeśli chce być przedsiębiorcą i zająć się komercjalizacją swojego wynalazku, to musi zapomnieć o nauce. Tych dwóch rzeczy nie da się robić na raz. Jestem naukowcem i wielokrotnie wdrażałem swoje rozwiązania, ale zapłaciłem za to wysoką cenę w postaci opóźnienia w karierze naukowej. Jak się patentuje, to się nie publikuje. To nie są łatwe decyzje" - powiedział prof. Wojciech Cellary.

Połowa przedstawicieli kolejnego pokolenia chce pracować w gospodarce opartej na wiedzy. Poczuwam się do obowiązku wzięcia udziału w budowie tej gospodarki z myślą o moich studentach.

prof. Wojciech Cellary, Katedra Technologii Informacyjnych, Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu

Nie zgodził się z nim dr Piotr Gawrysiak z Wydziału Informatyki Politechniki Warszawskiej: "Tego wyboru nie trzeba dokonywać. W Europie publikuje się wyniki badań naukowych od razu po uzyskaniu patentu, choć konkretne postępowanie zależy od dziedziny nauki. Większość liczących się globalnych firm informatycznych jednocześnie prowadzi działalność naukową i komercyjną, przy czym naturalne jest, że najlepsi naukowcy pracują na uniwersytetach na ich zlecenie".

Prof. Wojciech Cellary i prof. Witold Dzwinel z Katedry Informatyki krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej zwrócili w tym momencie uwagę, że w Polsce nie ma firm dysponujących potencjałem pozwalającym na zlecanie takich badań. Dr Grzegorz Bliźniuk z Wydziału Cybernetyki Wojskowej Akademii Technicznej skonstatował, że międzynarodowe firmy często nie oczekują niczego ze strony polskich naukowców, ponieważ wszystkie istotne technologie powstają w działach badawczo-rozwojowych w krajach, w których prowadzone są badania, a Polska - poza nielicznymi wyjątkami - nie należy do takich krajów. Traktowana jest przede wszystkim jako źródło niedrogiej siły roboczej, której jakość poprawiają między innymi takie konkursy jak konkurs Ernst & Young.

Polska nauka jest słaba i przefinansowana. Który z polskich naukowców opublikował coś ostatnio w "Science" albo "Nature"? W Polsce bycie naukowcem jest sposobem na życie, a nie sposobem na uprawianie nauki. Na uczelniach siedzą autorytety, ale tylko z nazwy, nie stoją za nimi żadne osiągnięcia. Należałoby w zasadzie wypalić ten teren do korzeni i sadzić wszystko od początku.

prof. Witold Dzwinel, Katedra Informatyki, Akademia Górniczo-Hutnicza

Innego zdania był prof. Marek Zaionc, kierownik Katedry Podstaw Informatyki na Wydziale Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, który zauważył, że badań finansowanych przez firmy jest niewiele, ale nie można twierdzić, że nie ma ich wcale, zaś Google zorganizował ostatnio w Zurychu otwarte spotkanie dla uniwersytetów z całego świata - również uczelni polskich - będące formą sprawozdania z prac prowadzonych w laboratoriach firmy i zaproszeniem dla naukowców do nawiązania współpracy. Google będzie wkrótce opowiadać na Uniwersytecie Jagiellońskim o problemach matematycznych, z którymi mogliby się zmierzyć polscy naukowcy.

Zgromadzeni na debacie naukowcy zgodnie uznali, że istotną rolę w nawiązywaniu współpracy nauki z biznesem odgrywają parki naukowo-technologiczne, które funkcjonując w pobliżu ośrodków naukowych, takich jak: Kraków, Poznań, Szczecin czy Wrocław, doprowadzają do przekroczenia masy krytycznej potencjału intelektualnego i powstawania interesujących technologii i form współpracy. Podkreślono, że ważne jest stworzenie form systemowych, bo na razie o ostatecznym nawiązaniu współpracy z biznesem decyduje "potencjał marketingowy" danego naukowca i jego osobista wytrwałość w podejmowaniu prób współpracy z firmami komercyjnymi.

Jaki system bodźców?

Nie można sprowadzić nauki do badań stosowanych. Muszą istnieć badania nierynkowe, a ludzie, którzy nie interesują się komercjalizacją, muszą mieć jakąś osłonę.

dr Grzegorz Bliźniuk, Wydział Cybernetyki, Wojskowa Akademia Techniczna

"Różne instytucje mają różne cele - szkoły wyższe mają uczyć, instytuty mają prowadzić badania - i z nimi wiąże się system finansowania, będący jednocześnie systemem bodźców. Wydaje mi się, że mamy kompletny system bodźców, tylko jego poszczególne elementy są zupełnie od siebie niezależne i cały system postawiony jest na głowie. Dla przykładu, w każdym większym mieście istnieje inkubator przedsiębiorczości, którego działalność finansowana jest z wynajmu powierzchni. Firmy w początkowym etapie rozwoju płacą mniej, dojrzałe więcej. Teoretycznie dojrzałe powinny z niego stopniowo wychodzić i robić miejsce nowym, ale instytucji zarządzającej inkubatorem opłaca się trzymać firmy dojrzałe, które płacą czynsz rynkowy" - powiedział Piotr Kołodziejczyk, podsekretarz stanu w MSWIA.

Prof. Wojciech Cellary zwrócił uwagę, że polscy naukowcy nie powinni koncentrować się wyłącznie na niezwykle innowacyjnych technologiach i materiałach, takich jak grafen, ale na technologiach, które mogą wprowadzić innowacje i zmienić funkcjonowanie dwóch milionów polskich małych i średnich przedsiębiorstw. Zwrócił również uwagę na to, jak szkodliwe jest łączenie działalności badawczej i rozwojowej w ramach hybrydowych ośrodków badawczo-rozwojowych. W ich ramach wybrane zagadnienia naukowe są badane, a następnie porzucane bez wdrożenia, bo kadra naukowa może wziąć kolejny grant na działalność badawczą.

Gdzie tu biznes?

Naukowcy chcieliby, by ktoś zdjął im problem funkcjonowania w rzeczywistości rynkowej z głowy. Wypracowanie modelu, w którym polscy naukowcy i inwestorzy mogliby się spotkać, nie będzie łatwe.

Piotr Wieczorek, przez wiele lat szef działu IT w dużych organizacjach, obecnie inwestor w spółki technologiczne i mentor młodych przedsięwzięć technologicznych.

"Dyskutujemy dziś nad tym, jak możemy robić w Polsce biznes, opierając się na nowych technologiach. Ani razu nie padło dziś słowo "bank", a przecież to banki finansują procesy gospodarcze w państwach, w których większość przedsiębiorstw jest własnością prywatną. Nie widzę tu myślenia w kategoriach nakłady-efekty. Należy odpowiedzieć sobie na pytanie o rolę państwa i strumień dystrybucji środków finansowych. Abstrahując od finansowania badań naukowych, państwo płaci za kształcenie studentów na kierunkach absolutnie nierynkowych, ale tego strumienia nie da się przekierować w jednej chwili na kierunki inżynierskie, bo nie mamy tylu pracowników nauki i dydaktyki, którzy byliby w stanie wchłonąć te środki" - powiedział Piotr Kołodziejczyk.

Wtórował mu prof. Wojciech Cellary. "W Polsce 250 tys. młodych ludzi kształci się na pedagogice, w tym większość ze specjalizacją z nauczania początkowego. Kogo ci ludzie będą uczyć, skoro to pokolenie ma tak niesłychanie niski przyrost naturalny? Komu i na co jest potrzebne takie kształcenie? Nie możemy płacić za kształcenie na nieużytecznych kierunkach" - mówił prof. Wojciech Cellary.

"Jestem zwolennikiem płatnych studiów, skłaniających do podejmowania odpowiedzialnych wyborów. Dzisiaj zupełnie nie skłaniamy młodych osób do brania odpowiedzialności za swoją przyszłość" - zakończył prof. Marek Zaionc.

Kwestia prywatnych grantów

Prof. Marek Zaionc porównał polski i amerykański system finansowania badań naukowych. Polski algorytm przydzielania środków na badania naukowe za główne kryterium przyjmuje liczbę osób pracujących w danej jednostce i tzw. współczynnik kosztochłonności, co prowadzi do sytuacji, w której mniej więcej wszyscy dostają po równo. W Stanach Zjednoczonych największe znaczenie ma system grantów, w ramach których znaczące "koszty stałe" przeznaczone są na finansowanie uczelni. Uczelnia jest więc żywo zainteresowana tym, by przyciągać naukowców uzyskujących granty - a zatem prowadzących badania istotne z punktu widzenia biznesu, gdyż w Stanach ponad 2/3 badań finansowanych jest ze środków prywatnych - bo w ten sposób naturalnie finansuje swoje potrzeby. Gdyby tego rodzaju system został wprowadzony w Polsce, w której na razie zaledwie 1/3 badań naukowych finansowanych jest ze środków prywatnych, po pewnym czasie słabsze ośrodki odnotowałyby odpływ kadry i w pokojowy sposób mogłoby dojść na naturalnej selekcji promującej ośrodki uprawiające dobrą naukę. "Ustawodawca powinien zmienić system finansowania na bardziej drapieżny, byśmy wszyscy nauczyli się walczyć o granty" - powiedział prof. Marek Zaionc.

"Pomiędzy nauką a biznesem czegoś brakuje. Wydaje mi się, że tą dziurą jest brak inżynierów, absolwentów studiów technicznych" - zastanawiał się prof. Dzwinel. Piotr Wieczorek, przez wiele lat szef działów IT w dużych organizacjach, inwestujący obecnie w młode firmy technologiczne, zwrócił uwagę na to, że również w Polsce działa mnóstwo funduszy venture capital, które mają mnóstwo pieniędzy, ale nie są w stanie znaleźć pomysłów i technologii o dużym potencjale, w które mogłyby zainwestować. "Wszyscy przedstawiciele funduszy zwracają uwagę na dwa charakterystyczne dla polskiej nauki zjawiska. Po pierwsze, liderzy świata nauki z niechęcią podchodzą do weryfikacji swojego pomysłu w realnym świecie i nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności za jego komercjalizację. Nawet jeśli wymyśli coś fajnego, to nie aspirują do tego, by za pięć lat to coś znalazło się na przykład w każdym produkowanym na świecie samochodzie. Po drugie, ścieżka formalnej komercjalizacji wyników badań naukowych jest bardzo niejasna. Funduszom brak podstaw formalnych, by dać pieniądze na badania czy ich komercjalizację, niejasny jest status praw autorskich do wynalazku. Po stronie funduszy nie brakuje ani kapitału, ani chęci podejmowania ryzyka" - wyjaśniał Piotr Wieczorek.

"Ale to jest pytanie o królową pszczół - oponował prof. Wojciech Cellary. - Zespół badawczy powinien produkować pszczoły robotnice, czyli doktorantów, z których część będzie angażować się w kariery akademickie, a część założy firmy na bazie tego, co wymyślili w ramach doktoratu. Nie chodzi o to, żeby królową zapędzić do latania po pyłek, bo to uniemożliwi istnienie roju" - dodał.

Dr Jakub Miler z Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej przypomniał, że aktualna nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym idzie w dobrym kierunku; pojawiają się w niej artykuły regulujące powoływanie spółek przez uczelnie i zobowiązujące uczelnie do opracowania zasad komercjalizacji.

Kto na tym zarobi?

Dużo emocji wzbudziła kwestia wynagradzania naukowców, których wyniki badań są komercjalizowane. Prof. Wojciech Cellary jest zdania, że jeśli ktoś w Polsce pracuje dla uczelni, to wszystko, co wymyśli w godzinach pracy i poza nimi, w murach uczelni i pod prysznicem, jest własnością uczelni.

Dr Miler uważa, że nie ma powodu, dla którego naukowcy nie mieliby zarabiać na swoich wynalazkach. "Te kwestie powinna regulować umowa pomiędzy uczelnią a jej pracownikami. Zgodnie z naszym regulaminem, 20% pozyskanych środków przekazywanych jest na rzecz uczelni, 40% dla kierownika danej jednostki i 40% dla twórców. I to działa" - przekonywał prof. Cellary.

Ciekawymi doświadczeniami ze wspierania działalności rynkowej naukowców podzielił się Anders Paalzow, rektor Stockholm School of Economics w Rydze, który ma okazję obserwować zarówno innowacyjny rynek szwedzki, jak i rynek łotewski: "Szwecja jest bardzo hojna dla swoich naukowców, którzy cieszą się dużymi zyskami z komercjalizacji i mają motywację, by komercjalizować swoje wynalazki. Łotewskie uniwersytety z kolei oszczędnie dawkują nagrody dla rzutkich naukowców, więc nic z tego nie wychodzi. Próbuję tłumaczyć, że zachowywanie wszelkich praw i pieniędzy na uczelni prowadzi tylko do tego, że wyniki badań lądują na półce".

W poszukiwaniu partnera

Prof. Jerzy Tyszkiewicz z Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego zwerbalizował odczucia wielu naukowców, którzy nie chcą przejmować odpowiedzialności za finansowy sukces powstały na bazie ich wynalazku: "Wymyśliłem coś, co mogłoby nadawać się do sprzedaży, ale dramatycznie nie chcę zajmować się księgowością, zatrudnianiem i zwalnianiem ludzi i podobnymi sprawami. Ja nie jestem w stanie zapanować nad bałaganem w swoim gabinecie, więc pod moim dowództwem każda firma musiałaby upaść. Potrzebuję zatem wspólnika, którego planom biznesowym gotów byłbym się poddać, bym sam mógł wylądować na stanowisku głównego technologa. Ale nie chcę rozmawiać z dystrybutorami i zajmować się marketingiem, bo się do tego nie nadaję".

Piotr Wieczorek podrzucił myśl, że może tak samo, jak istnieją akademickie inkubatory przedsiębiorczości dla studentów, które pozwalają studenckim firmom w początkowym okresie działalności, nie zajmować się kwestiami księgowości czy rejestracji działalności gospodarczej, powinny istnieć inkubatory przedsiębiorczości pracowników nauki.

Studenckie zmagania

Konkurs Uniwersytet Ernst & Young organizowany jest przed konsultantów z zespołu technologii Działu Doradztwa Biznesowego firmy Ernst & Young we współpracy z dziewięcioma uczelniami wyższymi: Uniwersytetem Ekonomicznym w Poznaniu, Akademią Górniczo-Hutniczą, Uniwersytetem Jagiellońskim, Uniwersytetem Warszawskim, Politechniką Warszawską, Zachodniopomorskim Uniwersytetem Technologicznym, Politechniką Gdańską, Politechniką Śląską i Uniwersytetem Śląskim. W konkursie biorą udział studenci wspomnianych uczelni, a głównym celem konkursu jest upowszechnianie wiedzy z pogranicza biznesu i informatyki. W pierwszym etapie konkursu doradcy E&Y prowadzą na uczelniach wykłady związane z prowadzeniem projektów informatycznych w biznesie. W drugim etapie zespoły w czteroosobowych zespołach opracowują studia przypadku, które są oceniane przez specjalistów E&Y. W trzecim etapie najlepsze zespoły podczas jednodniowego finału rozwiązują nowe zadania przygotowane przez E&Y. W tegorocznej, szóstej edycji Konkursu wygrał zespół z Politechniki Warszawskiej w składzie: Łukasz Drążek, Maciej Jastrzębski, Łukasz Karbowski, Przemysław Krajewski. Gratulujemy!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200