Tak, to się opłaca

Z dr. Remigiuszem Kaszubskim, dyrektorem Związku Banku Polskich, rozmawia Sławomir Kosieliński.

Z dr. Remigiuszem Kaszubskim, dyrektorem Związku Banku Polskich, rozmawia Sławomir Kosieliński.

Dlaczego wciąż pieniądz elektroniczny (PE) nie podbił świata?

Ludzie nie zdają sobie sprawy z pożytków, jakie niesie. W biznesplanach wydawców pieniądza elektronicznego zbyt małą wagę przywiązano do edukacji potencjalnych klientów. Trzeba zaś za każdym razem, kiedy się mówi o pieniądzu elektronicznym, widzieć biznes. Należy sobie unaocznić te 100, 99 czy 102 zł, które przechowujemy w postaci pieniądza elektronicznego. Pamiętajmy, że nigdy pieniądzem elektronicznym nie będzie instrument, który służy do nabywania dóbr wyłącznie u wydawcy. Musi być powszechnie akceptowany i na każde żądanie posiadacza wydawca ma zwrócić żądaną kwotę w gotówce lub na rachunek bankowy.

Zgodnie z Ustawą o elektronicznych instrumentach płatniczych wydawcą pieniądza elektronicznego mogą być banki lub instytucje pieniądza elektronicznego. Jakie są doświadczenia innych krajów?

Analizowaliśmy kilka systemów pieniądza elektronicznego, których na świecie jest ponad 100, z czego ok. 70 zakończyło się częściowym sukcesem, albo lepiej powiedzieć - nieporażką. Natomiast o prawdziwym sukcesie możemy mówić w kilku przypadkach. Toteż doszliśmy do wniosku, że najlepszym sposobem spopularyzowania pieniądza elektronicznego jest scentralizowanie systemu jego wydawania w ramach jednej instytucji pieniądza elektronicznego.

Ciekawy jest przypadek Niemiec, w którym wprowadzono możliwość korzystania z pieniądza elektronicznego, ale nie przeprowadzono akcji informacyjnej wśród klientów. Spowodowało to, że w Niemczech jest największa liczba instrumentów pieniądza elektronicznego w Europie (kart mikroprocesorowych z aplikacją umożliwiającą korzystanie z pieniądza elektronicznego), które prawie nie są wykorzystywane. We Francji, gdzie wstępnie działalność prowadziły trzy systemy pieniądza elektronicznego, przynosiły one straty. Dopiero ich połączenie i powołanie jednej instytucji spowodowało, że wyniki są do zaakceptowania. Okazuje się, że tam gdzie jest jeden system, centralna instytucja pieniądza elektronicznego i sieć dystrybutorów (np. banki), można na tym zarobić.

Co daje system scentralizowany?

Tak, to się opłaca

dr. Remigiusz Kaszubski

Po pierwsze, tworzy spójny system, co w efekcie dla gospodarki jest tańsze niż budowa i funkcjonowanie kilku zdecentralizowanych systemów. Po drugie, jedna instytucja będzie wydawać pieniądz elektroniczny i jednocześnie zarządzać środkami, które pozyskała w wyniku uplasowania na rynku PE, co zwiększy skalę jej działania oraz możliwości rozwojowe i inwestycyjne. Z całą pewnością państwu łatwiej jest też nadzorować jeden spójny system niż wiele różnych. A w przypadku PE szczególnie ważny jest nadzór nad płynnością i zgodnością z normami ostrożności dotyczącymi inwestowania środków przyjętych w zamian za wydany pieniądz elektroniczny.

Nie będę ukrywał, że ideałem byłaby instytucja, która już od wielu lat bardzo dobrze działa na rynku, ma rozwiniętą sieć i zbudowane na tradycyjnych związkach biznesowych kontakty z bankami, która potrafi sprawnie dystrybuować i rozliczać pieniądz elektroniczny. Za taką instytucję uważam Krajową Izbę Rozliczeniową (KIR). Natomiast wtórnymi dystrybutorami mogłyby być takie instytucje, jak banki, gminy oraz przedsiębiorcy. Owszem, najbardziej racjonalne byłoby, żeby to banki nabywały PE i np. wspólnie z samorządami go popularyzowały w pewnych programach, m.in. w wypłatach pomocy społecznej lub zasiłków dla bezrobotnych, ale nie można, co do zasady, wykluczyć innych uczestników.

Odnoszę wrażenie, że taki pomysł nie pobudza konkurencyjności.

Nie obawiałbym się w tym przypadku monopolizacji. Pieniądz elektroniczny wydawany przez instytucję wyższego rzędu jest tylko bazą, umożliwiającą dystrybutorom wtórnym budowanie konkurujących ze sobą produktów. Przykładowo KIR jest takim naturalnym monopolistą i można z całą pewnością stwierdzić, że dzięki temu mamy jeden z najnowocześniejszych systemów rozliczeń na świecie. Teraz na rynek należy patrzeć z perspektywy UE, a przecież w innych krajach UE już takie systemy funkcjonują.

Natomiast rzeczywiście system PE nie ma na celu konkurowania z rynkiem kart płatniczych. Karta kredytowa może ciekawie zostać połączona z PE. Wtedy przy większych płatnościach transakcja podlega autoryzacji na sposób "kartowy", zaś mikropłatności, czyli takie do 20 zł, pokrywa PE. Zatem pełni on przede wszystkim rolę uzupełniającą. Mówimy więc o ustanowieniu standardu i sposobie zarządzania. PE ma być bazą do oferowania różnego rodzaju programów lojalnościowych czy systemów przetwarzania danych w celu zmniejszenia kosztów obrotu gotówkowego. Ma w rezultacie uatrakcyjnić rynek i pobudzić konkurencję. To współczesny znaczek pocztowy - znak wspólnoty interesów.

Ustawa określa, że instytucja pieniądza elektronicznego musi się wykazać kapitałem w wysokości 1 mln euro. Może to jednak za dużo dla naszego rynku, skoro do tej pory taka nie powstała?

Zdecydowanie więcej kosztuje powołanie banku i są ciągle chętni. Pamiętajmy, że rynek nie znosi próżni. Nasz rynek zaczynają penetrować obce instytucje PE. Jeśli my sami nie zjednoczymy się, to one zarobią na wydawaniu PE.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200