Program dla mocnych

Z profesorem Ryszardem Tadeusiewiczem, rektorem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, rozmawia Andrzej Gontarz.

Z profesorem Ryszardem Tadeusiewiczem, rektorem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, rozmawia Andrzej Gontarz.

Jak w Pana ocenie wypada porównanie między założeniami 6. i 5. programów ramowych?

Co do celów, to z ubolewaniem stwierdzam, że wyraźnie nasilił się cynizm silnych gospodarczo państw Unii Europejskiej. Stąd małe szanse, by wyniki 6. Programu naprawdę zasiliły polską gospodarkę.

Program dla mocnych

Profesor Ryszard Tadeusiewicz - rektor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie

W poprzednich programach ramowych można było doszukać się zadań, które dawały się interpretować w taki sposób, że oto wspólnym wysiłkiem zmierzamy do wytworzenia dóbr intelektualnych użytecznych dla wszystkich partnerów. O niektórych celach wcześniejszych programów dawało się nawet powiedzieć, że były one nakreślone w sposób znamionujący dążenie Unii Europejskiej do zniwelowania różnic gospodarczych i cywilizacyjnych między wschodem i zachodem Europy. To było zgodne z naszym interesem narodowym.

Tymczasem w 6. Programie Ramowym Unia Europejska całkowicie zrzuciła maskę: cele w nim postawione jednoznacznie wskazują na to, że zjednoczony wysiłek badawczy wszystkich państw członkowskich będzie skierowany na osiąganie wyników, które posłużą głównie - czasem wręcz wyłącznie - dalszemu rozwojowi gospodarek krajów najbardziej rozwiniętych. Odbywa się to w znacznym stopniu w kontekście ambitnych planów rywalizowania Unii Europejskiej na płaszczyźnie intelektualnej ze Stanami Zjednoczonymi. W dokumentach oficjalnych mówi się wręcz o konieczności intensywnego pościgu Europy za "uciekającym" cywilizacyjnie supermocarstwem.

Niestety, z naszego punktu widzenia oznacza to, że potężniejąca w stosunku do świata zewnętrznego Europa będzie jeszcze silniej spolaryzowana wewnętrznie, a nasz dystans do najbardziej rozwiniętych krajów naszego kontynentu będzie się powiększał, zamiast maleć. Ponadto będzie się to odbywało częściowo także i za nasze pieniądze. Fundusze na badania w 6. Programie pochodzą ze składek krajów członkowskich, czyli to także nasza wpłata. Całkiem spora, jeśli porównać ją z kwotami przeznaczanymi na finansowanie badań naukowych prowadzonych w kraju. Pieniądze wpłacone do Brukseli bardzo trudno będzie nam odzyskać.

Jakie szanse mają zatem polskie podmioty na udział w projektach realizowanych w ramach 6. Programu Ramowego?

W 6. Programie będzie nam jeszcze trudniej niż w 5. Dotychczasowy, znany już "wskaźnik sukcesu" polskich projektów w 6. PR jest na poziomie 5%, tzn. tylko co dwudziesty wniosek zyskuje aprobatę, podczas gdy w 5. PR nasz "wskaźnik sukcesu" nie odbiegał od średniej europejskiej. Uważam, że jest to związane z tym, iż w 5. Programie recenzenci oceniający w Brukseli wartość projektów otrzymywali informacje anonimowe, tzn. widzieli tylko, co jest proponowane, ale już nie kim jest proponujący podmiot ani z jakiego kraju pochodzi. Obecnie recenzenci otrzymują komplet danych wraz z pełną identyfikacją projektodawcy. Nie ukrywajmy, że tam, gdzie chodzi o rozdysponowanie dużych pieniędzy pomiędzy różne kraje europejskie, polityka może silnie zaburzać optykę merytoryczną. Dodam, że polscy naukowcy występujący w roli recenzentów w Brukseli stanowią niespełna 1% ogółu opiniodawców.

Czy chce Pan przez to powiedzieć, że możemy sobie darować starania o udział w 6. Programie?

Nie, to absolutnie nie znaczy, że możemy sobie 6. Program "odpuścić". Wiedzmy jednak, że gramy na obcym boisku z sędziami, którzy wyraźnie faworyzują konkurentów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200