Odzyskać przestrzeń uczciwości

Z Ojcem Maciejem Ziębą, prowincjałem Polskiej Prowincji Dominikanów, rozmawia Andrzej Gontarz

Z Ojcem Maciejem Ziębą, prowincjałem Polskiej Prowincji Dominikanów, rozmawia Andrzej Gontarz.

Sądząc po liczbie afer ujawnianych ostatnio przez media, korupcja w naszym kraju osiągnęła zatrważającą skalę. Czym może grozić jej dalszy, niepohamowany rozwój?

Korupcja zawsze była w społeczeństwach. Jej istnienie wynika po prostu z ludzkiej ułomnej natury. Pierwszy, znany nam dokument na jej temat, pochodzi z Asyrii sprzed 5400 lat.

Jak słusznie zauważył pół żartem, pół serio Stefan Kisielewski, każde społeczeństwo dzieli się na: złodziei, policjantów i okradanych. Wszystko zależy od proporcji. Jeżeli korupcja będzie występowała sporadycznie, to nadal mamy do czynienia ze zdrowym, normalnym społeczeństwem. Problem zaczyna się wówczas, gdy korupcja staje się zjawiskiem powszechnym, rozprzestrzenia się, a co gorsza, sięga organów państwa. Wtedy już możemy mówić o nowotworze atakującym publiczną przestrzeń naszego życia.

Odzyskać przestrzeń uczciwości
Jeżeli poczynań korupcyjnych nie będziemy marginalizować, to nieuchronnie będą się one coraz bardziej rozrastać. Nie może być skorumpowana tylko jedna dziedzina gospodarki. Jeżeli jest korupcja w przemyśle chemicznym, to będzie i w branży informatycznej, i hutniczej, i w każdej innej. Praktyki korupcyjne przerzucają się z miejsca na miejsce jak rak. Jeżeli będziemy mieli skorumpowanego i nieskorumpowanego policjanta czy lekarza, to oni nie będą mogli pracować obok siebie, na jednym posterunku czy w szpitalu. Skorumpowani zawsze będą dążyć do usunięcia nieskorumpowanych. Są bardziej aroganccy, nie mają skrupułów, zrobią wszystko, aby pozbyć się tych, którzy są dla nich zagrożeniem albo zwyczajnie psują im rynek.

To wiedzie do paraliżu państwa, nie sprzyja rozwojowi gospodarczemu. Normalni inwestorzy uciekają z takich miejsc, zostają co najwyżej firmy żyjące z bandyckich, niezgodnych z prawem działań. Zanika zaufanie społeczeństwa do instytucji państwowych: administracji, policji, sądownictwa. Całe społeczeństwo staje się w konsekwencji sparaliżowane - może co prawda wegetować, ale nie może się rozwijać. Ludzie uciekają wtedy w inne miejsca, szukają gdzie indziej możliwości działania, co przy obecnej globalizacji staje się coraz łatwiejsze.

Korupcja jest poza tym bardzo kosztowna. Poniesione na przekupywanie urzędników wydatki trzeba włączać w koszty działalności, za co w konsekwencji muszą płacić wszyscy obywatele. Na dodatek mechanizmy korupcjogenne faworyzują gorszych, ale bardziej agresywnych, a szykanują lepszych, co prowadzi prostą drogą do załamania rynku.

Co sprzyja przekształcaniu się pojedynczych, niegroźnych przypadków korupcji w złośliwy nowotwór atakujący cały organizm społeczny?

W naszym przypadku w znacznym stopniu przesłanki leżą w sferze moralności społecznej ukształtowanej przez nasze doświadczenia historyczne. Przez długie lat mieliśmy do czynienia z obcym, często wręcz wrogim państwem. Oszukiwanie urzędników, oszukiwanie organów państwa bywało nieraz oznaką patriotyzmu lub nawet warunkiem przetrwania.

To dzisiaj rzutuje na poziom korupcji w naszym kraju, znajduje odzwierciedlenie w ogromnej liczbie praktyk korupcyjnych.

Brakuje nam też jasnego, przejrzystego prawa i jednoznacznych reguł działania organów państwa. Na przykład od woli i decyzji pojedynczego urzędnika w izbie skarbowej zależy, czy za dokładnie to samo działanie jedna osoba zostanie ukarana, a druga nie. Mamy do czynienia z nadmiernie rozrośniętym państwem, dającym nadmierne uprawnienia swoim funkcjonariuszom.

Kolejna przyczyna - styk państwowego z prywatnym. Ta sfera jest z natury rzeczy korupcjogenna. Tutaj najważniejsze jest to, kogo się zna, a nie co ma się do zaoferowania.

Styk prywatnego z państwowym jest typowy dla współczesnych demokratycznych systemów państwowych.

Tak, ale w społeczeństwie amerykańskim, francuskim czy niemieckim państwowego jest niewiele i coraz mniej. W Polsce we władaniu państwa pozostaje wciąż bardzo dużo. W związku z tym ci, którzy mają dostęp do odpowiednich ludzi, mogą czerpać z tego tytułu olbrzymie zyski. Trzeba więc zmniejszać obszar wpływu państwa, a także ujawniać procedury obowiązujące w kontaktach z organami państwa. U nas korupcjogenne praktyki na styku państwowego z prywatnym nabrały cech systemowych - jak ktoś się nie chce podporządkować, to jest gnębiony. Wiele do myślenia daje casus Romana Kluski, do szykanowania którego udało się uruchomić jednocześnie cztery, niby niezależne organy państwa, w tym również wojsko. To przerażające, że przeciwko komuś, kto nie chce funkcjonować w patologicznym układzie, można posłużyć się na taką skalę służbami publicznymi.

Czy korupcja jest grzechem? Jeden z artykułów na jej temat nosił tytuł Korupcja grzechem społecznym. Jaka jest różnica między grzechami społecznym a indywidualnym, czy można stawiać takie rozróżnienia?

Grzech ma zawsze osobowe odniesienie, ale może występować w społeczeństwie w dużej skali, w dużym natężeniu. Korupcja to mocny grzech, co najmniej przeciwko trzem Przykazaniom Bożym: siódmemu, ósmemu i dziesiątemu - nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, nie pożądaj żadnej rzeczy, która jego jest. Grzech ma zawsze wymiar indywidualny, ale może się dziać również w przestrzeni społecznej. Korupcja, niestety, jest u nas grzechem powszechnym, masowym, co stwarza duże społeczne zagrożenie.

O grzechu możemy mówić wtedy, gdy jest on świadomy i dobrowolny. Nie zawsze jednak wobec wszystkich, którzy go popełniają, można zastosować te same kryteria odpowiedzialności. Załóżmy, że mamy do czynienia z całkowicie skorumpowanym szpitalem i znajdujemy się w sytuacji przymusowej, bo ktoś z naszych bliskich musi być szybko operowany. Lekarz niedwuznacznie daje do zrozumienia, że trzeba za to zapłacić. W trosce o zdrowie bliskiej nam osoby płacimy więc, chociaż niby nie powinniśmy. Korupcja jest tu grzechem, ale też mamy do czynienia z sytuacją ograniczenia wolności. Dużo większa odpowiedzialność spada wówczas na tego, kto wymaga łapówki, niż na tego, kto został do niej przymuszony. Gorzej, gdy to ja sam występuję z propozycją łapówki, wtedy nie ma taryfy ulgowej.

Czy sytuacja przymusu, wyższej konieczności nie może być wykorzystywana do usprawiedliwiania przed sobą i przed innymi podejmowanych działań korupcyjnych? W końcu, jeżeli całe państwo jest skorumpowane, jeżeli tylko łapówka może być gwarancją otrzymania kontraktu, to mogę czuć się rozgrzeszony.

To kwestia sumienia człowieka, konkretnego przedsiębiorcy, to jest jego wybór. Zło pozostaje złem. Mamy jednak do czynienia z różnymi kręgami odpowiedzialności. Duża rola w tym zakresie przypada państwu. To ono powinno pilnować, aby nie było potrzeby uciekania się do niezgodnych z normami moralnymi zachowań, by były przestrzegane jasne, czyste reguły gry.

Czasami przeciwstawienie się korupcji wymaga heroizmu. Niedawno jeden z moich wychowanków zdawał egzamin sędziowski. Ktoś ze znajomych zaproponował mu kupienie gotowych odpowiedzi na pytania. Odmówił. Ktoś inny z życzliwości chciał mu dać komplet odpowiedzi za darmo. Odmówił. Zdał bez uciekania się do tego typu pomocy. Chciał sam zapracować na ten tytuł i udało mu się. To jednak smutne, że zachowanie uczciwości domaga się często heroizmu. Tacy ludzie doprowadzą jednak w końcu do zburzenia systemu korupcyjnych powiązań w państwie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200