Ochrona i rywalizacja

Z profesorem Stanisławem Sołtysińskim, specjalistą w zakresie Prawa własności intelektualnej i Prawa handlowego, partnerem w kancelarii prawnej Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak, rozmawia Andrzej Gontarz.

Z profesorem Stanisławem Sołtysińskim, specjalistą w zakresie Prawa własności intelektualnej i Prawa handlowego, partnerem w kancelarii prawnej Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak, rozmawia Andrzej Gontarz.

Przygotowany przez Ministerstwo Nauki i Informatyzacji projekt Ustawy o informatyzacji niektórych podmiotów świadczących usługi publiczne wywołał dyskusję na temat roli administracji rządowej w zakresie stanowienia standardów dla systemów informatycznych wykorzystywanych w urzędach. Choć wszyscy są zgodni, że prawo powinno być tak skonstruowane, by zachować neutralność wobec konkretnych rozwiązań technicznych, to w praktyce trudno tę zasadę zrealizować, bowiem ostatecznie i tak trzeba będzie wybrać konkretne produkty. Jak to zrobić, by prawo nikogo nie faworyzując, pozwalało zarazem na dokonanie optymalnego wyboru? Czy rozwiązania dominujące na rynku mogą zostać uznane za standardowe?

Zapewnienie neutralności prawa wobec technologii, szczególnie informacyjnych, rzeczywiście nie jest rzeczą łatwą. Prawo własności intelektualnej chroni dorobek firm przed wykorzystaniem przez konkurencję. Pozwala uzyskać dominującą pozycję, czy nawet monopol, temu, kto wyprodukował najlepszy, znajdujący uznanie nabywców produkt. Jeżeli rząd lub znacząca grupa innych użytkowników wybiera ten produkt ze względu na przewagę konkurencyjną, to staje się on swego rodzaju standardem. To pozwala na umocnienie pozycji rynkowej firmy.

Kto ma monopol na najlepszy produkt, ustala swoją pozycję rynkową. Co do zasady jest to zgodne z Prawem własności intelektualnej, które ma stymulować postęp i wynagradzać wytwórców przodujących rozwiązań.

W ciągu ostatnich 60 lat trwa konflikt interesów między przepisami własności intelektualnej, które pozwalają na dominację i ustanawianie standardów na rynku, a Prawem antymonopolowym, zakazującym nadużywania pozycji dominującej.

Na czym on polega? Kto jest władny ingerować w taki konflikt?

Ochrona i rywalizacja

prof. Stanisław Sołtysiński

Niwelowanie negatywnych skutków dominacji należy do instytucji publicznych i Prawa antymonopolowego. Na przykład w Polsce mamy Ustawę o ochronie konkurencji i konkurentów. Samo pojęcie nadużycia pozycji dominującej jest definiowane rozmaicie. Pierwszy kazus prawny dotyczący nowych technologii informatycznych miał miejsce w USA wobec firmy IBM. W latach 80. IBM miał też proces przed Komisją Europejską, która zarzuciła firmie dominację na rynku komputerów osobistych. Z podobnych przesłanek wynika też postępowanie wobec Microsoftu.

Znamionami nadużycia mogą być np. próby zdominowania rynku wtórnego czy produktów peryferyjnych, m.in. poprzez utrudnienia w dostępie do tzw. interfejsów czy też kodów źródłowych, niezbędnych do tworzenia takich rozwiązań.

Najpierw trzeba udowodnić, że ktoś ma pozycję dominującą. Na ogół przyjmuje się, że taką pozycję ma podmiot kontrolujący co najmniej 40% rynku i mający decydujący wpływ na działania konkurencji. Sankcji podlega nie tyle sama pozycja dominująca, ile jej nadużywanie. To może orzec jedynie organ antymonopolowy, a w razie odwołania od jego decyzji ostateczne orzeczenie wydaje sąd. Na przykład wg Komisji Europejskiej BBC nadużywa pozycji dominującej, odmawiając licencji na publikowanie programu telewizyjnego tym, którzy chcą ten program opublikować tydzień wcześniej. BBC zostało zmuszone do udzielenia takiej zgody wskutek interwencji Komisji Europejskiej, której decyzję zaaprobował Europejski Trybunał Sprawiedliwości.

Jakie sankcje grożą nadużywającym pozycji dominującej?

Najczęściej urzędy antymonopolowe nakładają na takich monopolistów obowiązek ujawnienia poufnych informacji, które są niedostępne albo trudno dostępne dla konkurentów. Najostrzejszą formą ograniczenia pozycji monopolisty - która jako taka jest legalna w świetle Prawa autorskiego czy Prawa patentowego - jest zakaz prowadzenia działalności w pewnym obszarze rynku. Komisja Europejska rozważa np. możliwość zmuszenia Microsoftu do wyłączenia oprogramowania multimedialnego z systemu Windows i ujawnienia kodu źródłowego Windows. Sprawa jest jednak bardzo złożona.

Z ekonomicznego punktu widzenia nakazy antytrustowe są korzystne dla konkurencji. Nie wiadomo jednak, czy zawsze równie korzystne dla klientów. Używanie produktu powszechnie dostępnego na rynku jest często łatwiejsze i tańsze niż sięganie po nowe, dopiero wchodzące na rynek rozwiązania. Poza tym dominująca pozycja danego produktu świadczy też o jego jakości - to użytkownicy potwierdzają, że w danym momencie jest on najlepszy.

Administracja państwowa też jest jednym z użytkowników. Dopóki preferowanie przez nią jednego standardu jest tańsze dla podatnika, dopóty jej stanowisko można uznać za uzasadnione. Czy obywatele zaakceptowaliby sytuację, gdyby np. składanie zeznań podatkowych w innych standardach musiałoby się wiązać z dodatkowymi nakładami?

Wiele krajów, właśnie ze względów oszczędnościowych, zaleca korzystanie przez administrację z systemów open source.

Nie wiadomo też jednak, jaką pozycję na rynku w przyszłości osiągną rozwiązania typu open source. IBM początkowo, gdy wyprodukował PC, ujawniał informacje na jego temat, bo sądził, że może wiele zyskać na ulepszaniu swojego sprzętu przez użytkowników. Ale gdy PC stały się popularne, IBM zmienił taktykę, bo inni zaczęli oferować podobne komputery. Żeby nie ułatwiać konkurencji działania, firma zaczęła chronić swoje produkty patentami i Prawem autorskim.

Jak państwa radzą sobie z równoważeniem wymogów Prawa własności intelektualnej i Prawa antymonopolowego?

To się zmienia. W różnych okresach urzędy antymonopolowe i sądy przywiązywały większą wagę albo do postulatu konkurencyjności, albo do ochrony praw autorskich i patentowych. Na przestrzeni ostatnich trzech dekad mamy na świecie do czynienia z dominacją Prawa własności intelektualnej. Chociaż daje się zauważyć, że w ciągu ostatnich pięciu lat wskazówka prawna przesuwa się znowu w stronę zwolenników stosowania ostrzejszych rygorów antymonopolowych.

W latach 60. w USA właściciele licencji nie mogli krępować użytkowników praktykami monopolistycznymi, np. zobowiązywać ich do przenoszenia praw do swoich ulepszeń. W latach 80. zaczęto odchodzić od tej polityki. Przedstawiciele chicagowskiej szkoły ekonomicznej uważają, że zdecydowanie korzystniejsze dla rozwoju społeczeństwa jest premiowanie najlepszych.

Ekonomiści spierają się jednak, czy system własności intelektualnej jest optymalny. Z jednej strony stymuluje rozwój, z drugiej zaś ogranicza korzystanie z nowych technologii i dokonywanie inkrementalnych ulepszeń znanych produktów. Wydaje się, że obecnie przeważa pogląd, iż właściwy jest system czasowego wykorzystania praw własności intelektualnej, bo w przypadku wykrycia nadużyć mamy do dyspozycji środki ich ograniczania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200