En Face: Łukasz Misiukanis

… założyciel i prezes zarządu notowanej na rynku New Connect agencji społecznościowej Socializer, wcześniej wieloletni wiceprezes firmy Synerway

O wyczuciu rynku i zakładaniu firm

Trzeba obserwować rynek za granicą. Europa Środkowo-Wschodnia, jeśli chodzi o trendy w branży internetowej, jest zawsze o krok za Europą Zachodnią i kilka kroków za Stanami Zjednoczonymi. Kiedy w Stanach rozkręcał się boom na Facebooka, u nas na topie była Nasza-Klasa, a Facebook był malutkim serwisem. Jednak obserwując dynamikę jego rozwoju, można było się spodziewać, że sukces z USA zostanie powtórzony za rok, dwa lata w Polsce. Należało zająć odpowiednią pozycję na rynku, przekonać kilku klientów i startować z biznesem.

Obecnie wiele usług w mediach społecznościowych, które są popularne za granicą, w Polsce nie zostało jeszcze zagospodarowanych. My mamy już kilkanaście pomysłów. Zresztą w branży dużo się dzieje. Chociażby w obszarze systemów monitorujących internet, takich jak Fanpage Trender czy Brand24. To odpowiedź na dzisiejsze potrzeby rynku, kiedy wszyscy chcą monitorować media społecznościowe i internet. Ale gdy powstawały, nie były potrzebne tak jak teraz. Firmy, które je opracowały, wyprzedziły rynek. Dlatego trzeba obserwować rynek zagraniczny, wyłapywać trendy, a później przetestować pomysł w Polsce. Sam zanim na dobre otworzyłem agencję social media, zrobiłem dwie testowe kampanie. Okazało się, że były one tańsze niż alternatywne kampanie poza mediami społecznościowymi i przynosiły lepsze efekty. Przekonałem się, że jest to nisza, na której można zarobić.

O start-upach

Pomysł na biznes to nie wszystko. Właściciele start-upów nawet jak mają dobry pomysł na biznes i znajdą finansowanie, często myślą, że dobry produkt sam się obroni. I nawet jeśli ta strategia sprawdzi się na początku, to szybko pojawią się naśladowcy, którzy pomyślą o PR, marketingu, zarządzaniu i innych niezbędnych elementach udanego biznesu. W takich przypadkach start-up może skończyć jako inspiracja dla tych, którzy później zagarniają cały rynek. Dlatego potrzebne jest doświadczenie lub pozyskanie wspólnika, który ma praktykę w rozwijaniu biznesu. Jedną z pierwszych osób, którą zatrudniłem po założeniu Socializera, był PR-owiec, dzięki któremu od razu byliśmy postrzegani jako topowa agencja i łatwiej nam było pozyskiwać klientów. W start-upach zazwyczaj nie myśli się o takich rzeczach.

O promocji w społecznościach

Facebook wprowadza nowe typy reklam, ale to są tylko nowe formy reklam, a nie rewolucyjne zmiany. W USA coraz większą popularność zyskuje serwis Pinterest. Nie wiadomo, czy wejdzie on do Polski i czy zdobędzie u nas popularność. Gdyby tak się stało, to tam też pewnie pojawią się nowe możliwości reklamy, choć nie dla wszystkich klientów, bo liczy się kontent obrazkowy. Cały czas czekamy na Google+, który nie ma jeszcze wystarczającego zasięgu, żeby robić tam kampanie. Pomogłoby mu otwarcie zasobów, tak żeby można było robić i umieszczać tam aplikacje i gry. Wtedy od razu ruszyłyby tam działania marketingowe. Ale Google+ już teraz integruje się z wyszukiwarką Google, więc jeśli ktoś chce być widoczny w wyszukiwaniach, to musi powoli myśleć o tym, by działać na ich serwisie społecznościowym. Tym bardziej że w samej wyszukiwarce Google’a zaczyna się społecznościowe pozycjonowanie wyników.

O pieniądzach w social media

Social media to bardzo duży rynek. To rynek kupna i sprzedaży reklam, produkcji aplikacji i gier, moderowania, redagowania stron, a więc elementy PR, monitoring. To wielki ekosystem, który w Polsce może być wart ok. 500 mln zł. Nowym firmom, które chciałyby zaistnieć w nim dopiero teraz, trudno byłoby zawalczyć o duże budżety korporacyjne. Korporacje nie ryzykują: wybierają partnerów, którzy mają duże doświadczenie, portfolio, gwarantują jakość. Mała firma może już się w tym segmencie nie przebić. Ale jest jeszcze długi ogon, czyli duża liczba mniejszych firm, które mają mniejsze budżety, ale też chcą zaistnieć w mediach społecznościowych. Na ich obsłudze nowi gracze rynku social media ciągle mogliby zarobić.

O rynku pracy informatyków

W ostatnim czasie otworzyliśmy oddział agencji w Białymstoku. Interesowały nas miasta, w których są dobre ośrodki akademickie, dlatego rozważaliśmy też inne lokalizacje, takie jak Lublin, Łódź czy Toruń. W Białymstoku pensje informatyków na stanowiskach specjalistów są o 30-40% niższe niż w Warszawie. Niestety, podobnie jest z efektywnością. Widzimy, że pracownicy IT w Warszawie są przyzwyczajeni do szybszej pracy, krótszych terminów, a w Białymstoku pracuje się w trochę innym tempie. Dużą zaletą miast takich jak Białystok czy Lublin jest to, że można tam bardzo szybko znaleźć pracowników. W Warszawie przez trzy miesiące szukaliśmy sprawnego programisty, w Bialymstoku w tydzień znaleźliśmy pięciu. To ważne dla skalowalności biznesu. W Białymstoku mógłbym w miesiąc powiększyć oddział o 30 pracowników, w Warszawie 30 osób pozyskiwałem przez siedem miesięcy. Różnic jest więc wiele. Łącznie z tym, że w Białymstoku pracę zaczyna się o 8 i kończy o 16, a w Warszawie wiele osób zaczyna o 10 i kończy o 18.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200