Cudze chwalicie...

W czasach kryzysu tak enigmatyczna oferta, jak intranetowy system zarządzania wiedzą raczej nie będzie wzbudzać zainteresowania. A może wcale nie trzeba go kupować, tylko dostrzec jego istnienie w przedsiębiorstwie?

W czasach kryzysu tak enigmatyczna oferta, jak intranetowy system zarządzania wiedzą raczej nie będzie wzbudzać zainteresowania. A może wcale nie trzeba go kupować, tylko dostrzec jego istnienie w przedsiębiorstwie?

Koncepcja zarządzania wiedzą z wykorzystaniem technologii informatycznych rozwija się od połowy lat 90., niemniej do tej pory, mimo korzystnej koniunktury i zasobnych kieszeni przedsiębiorstw, nie udało się jej znaleźć w głównym nurcie. W kryzysowych czasach sprzedawcy systemów informatycznych będą bardziej desperacko namawiać potencjalnych klientów do zakupów. Ci, którzy ulegną namowom sprzedawców, wysokim nakładem sił i środków wdrożą systemy zarządzania wiedzą i korporacyjne portale po to tylko, by stwierdzić, że absolutnie nic się nie zmieniło. Pracownicy nadal będą dzwonić z problemami do działu informatycznego, zamiast skorzystać z zamieszczonej na intranetowych stronach instrukcji i pomocy, nadal będą marnować czas na tworzenie od początku standardowych ofert i raportów, zamiast skorzystać z bazy wzorców i wskazówek; nie mówiąc o tym, że z trudem dadzą się namówić na dokumentowanie zdobywanej przez siebie wiedzy.

Demitologizacja zarządzania wiedzą

Zdecydowana większość firm dysponuje już rozwiązaniami, umożliwiającymi zarządzanie wiedzą w organizacji, tylko nie wykorzystuje w pełni ich możliwości lub w ogóle nie zdaje sobie sprawy z ich istnienia. To nie pomyłka. Wystarczy sprowadzić abstrakcyjną, marketingową frazę "zarządzanie wiedzą" do praktycznego, najprostszego wymiaru. Zarządzanie wiedzą to jej gromadzenie, organizowanie, umieszczanie w pewnym kontekście i rozpowszechnianie. Wiedza to nie magia, w kontekście organizacji wiedza to posiadanie informacji i doświadczenia niezbędnych do efektywnego wykonywania pracy. W ten sposób rozumiane zarządzanie wiedzą obejmuje np. komunikowanie się z kolegami, którzy pracowali już z danym klientem, korzystanie z baz wzorów ofert i raportów udostępnionych przez innych uczynnych kolegów, korzystanie z katalogów, w których opisane są wszystkie procedury załatwiania pracowniczych formalności w firmowej administracji.

Większość tych działań doskonale można realizować choćby korzystając z Microsoft Exchange, obecnego od lat w wielu firmach. Jeśli ten rozpowszechniony system pracy grupowej nie pęka w szwach od entuzjastycznej wymiany informacji pocztą e-mailową, jeśli poszczególne działy nie utrzymują folderów zawierających wspólną bazę kontaktów, jeśli nikt nie dąży do założenia i utrzymania tematycznych grup dyskusyjnych, można założyć, że nowiutki, zakupiony za ciężkie pieniądze system zarządzania wiedzą nie spełni pokładanych w nim oczekiwań.

Od czegoś trzeba zacząć

Warto zacząć od dokładnej analizy sposobu, w jaki pracownicy już w tej chwili komunikują się i korzystają ze wspólnej wiedzy w firmie. Wielu pracowników ogarnia lęk przed ośmieszeniem i krytyką na myśl o udostępnieniu innym własnych przemyśleń na temat metod pracy, sposobów konstruowania ofert dla klientów czy możliwych w firmie innowacji. Tym bardziej jeśli firma ma niezwykle sztywne zasady postępowania, a pracownicy w celu efektywnego wykonywania swoich obowiązków starają się je obchodzić i naginać. W każdej firmie znajdą się jednak osobnicy odważni, chełpliwi i do tego kompetentni, których otwartość w dzieleniu się informacją może pobudzić innych.

Nie warto zaczynać od nałożenia na pracowników dodatkowych obowiązków związanych z dokumentowaniem prowadzonych projektów, składaniem dodatkowych raportów i spisywaniem nabywanych doświadczeń, tym bardziej że w czasach kryzysu wszyscy pracownicy mają mniej czasu niż zwykle. Lepiej zacząć od udowodnienia woli samego zarządu do dzielenia się wiedzą, czyli np. od udostępnienia w intranetowej bazie wszystkich administracyjnych dokumentów i procedur, niezbędnych np. przy wyjeździe na urlop czy korzystaniu ze zwolnienia lekarskiego. Projekt wymagający niewielkiego wysiłku organizacyjnego może przynieść znaczne, wymierne dla pracowników korzyści i być jednym z czynników, które przerwą informacyjną tamę.

Bo jeśli firma nie potrafi dostrzec tkwiących w jej systemach informatycznych możliwości, z pewnością kolejny pakiet oprogramowania jej nie pomoże. I nawet jeśli w przyszłym roku dostawcy systemów zarządzania wiedzą odnotują zwiększone zyski, to wcale nie musi to jeszcze oznaczać rozwoju owych systemów ani ich użytkowników.

Krzemowe południe

Komentuje Jerzy Szymura, prezes 2Si SA

Od kilku lat jestem propagatorem wizji, mającej na celu stworzenie na południu Polski Autostrady Firm Nowych Technologii, podobnej w koncepcji do kalifornijskiej Krzemowej Doliny. Miałaby ona objąć teren czterech województw: dolnośląskiego, opolskiego, śląskiego i małopolskiego.

O podobieństwie do Krzemowej Doliny nie świadczy jedynie podobny rozmiar tego regionu, ale także świetna, jak na polskie warunki, infrastruktura komunikacyjna. Dodatkowymi atutami jest 25 wyższych uczelni (rocznie ok. 75 tys. absolwentów), 4 lotniska międzynarodowe - we Wrocławiu, Pyrzowicach, Balicach i Ostrawie - oraz autostrada A4. Z 500 największych spółek IT w Polsce prawie połowa znajduje się na południu kraju. Na Śląsku realizowana jest większość dużych polskich projektów informatycznych. To, że pewne firmy z Warszawy wygrywają kontrakty, nie znaczy, iż same je do końca realizują.

Ważne, aby doceniono wartość pracujących ludzi, środowisk akademickich regionu i ich twórczego potencjału. Projekt pozwoliłby zmienić negatywny obraz Śląska, kojarzonego głównie z przemysłem ciężkim. Autostrada Firm Nowych Technologii nie zamierza kreować sztucznej rzeczywistości, lecz lepiej wykorzystać to, co już jest. Pomysł jest próbą wyjścia na zewnątrz i zaprezentowania naszej wizji rozwoju regionu w ramach zjednoczonej Europy. Koncepcja Autostrady Firm Nowych Technologii pozwala na nową identyfikację regionu w Europie. Chciałbym, aby zarówno Polacy, jak i Europejczycy wiedzieli, że istnieje taki region i można z nim nawiązać współpracę.

Szanse na realizację tego projektu są duże. Przede wszystkim dlatego że pozytywnie odnoszą się do niego wszystkie firmy informatyczne w regionie, co pozwoli na efektywny marketing i promocję. Przedsięwzięcie jest na tyle duże, że wymaga jednak także zaangażowania władz lokalnych. Cieszy mnie fakt, że silnymi sprzymierzeńcami są samorządy lokalne i marszałkowie województw, którzy, co ważne, nie konkurują ze sobą, ale chcą nawiązać ścisłą współpracę. Równie istotny jest lobbing na szczeblu rządowym. Zainteresowanie projektem wyraził m.in. wicepremier Marek Pol.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200