Zdźbło i zhaba

Z profesorem Antonim Mazurkiewiczem z Instytutu Podstaw Informatyki PAN,wiceprzewodniczącym nowo powstałej Rady Języka Polskiego, rozmawia Sławomir Kosieliński.

Z profesorem Antonim Mazurkiewiczem z Instytutu Podstaw Informatyki PAN,wiceprzewodniczącym nowo powstałej Rady Języka Polskiego, rozmawia Sławomir Kosieliński.

Co Pana skłania do zajmowania się naszym językiem?

Cenię poprawny język polski. Irytuje mnie język zwulgaryzowany, zły i nadużywający obcych wyrazów. Dlatego, mimo nawału innych zajęć, nie protestowałem, gdy zostałem zaproszony do Rady Języka Polskiego jako reprezentant środowiska informatycznego. Nie wyobrażam sobie szerszego zastosowania nowoczesnych technologii w codziennym życiu bez poprawnegojęzyka polskiego, dotyczącego komputerów i efektywnego porozumiewania się drogą elektroniczną np. za pośrednictwem poczty elektronicznej.

Czy w takim razie będziemy próbować zastępować słowo komputer innym?

Jestem daleki od takich pomysłów! Jeśli wyraz przyjął się w naszym języku, tworzą się ładnie od niego inne części mowy, jak przymiotniki, np. komputer -> komputerowy, nie ma podstaw, aby usuwać go ze słowników. Słowo komputer wywodzi się z łaciny i świetnie wpisuje się do bardzo licznej rodziny wyrazów tego pochodzenia. Poza tym chciałbym uniknąć przejawów nacjonalizmu językowego, z czym - moim zdaniem - można spotkać się w językach: hiszpańskim (ordenador) lub francuskim (l'ordinateur).

Każdy to wie i wyczuwa, lecz warto jednak wyartykułować, na jakich płaszczyznach następuje styk języka komputerowego z językiem ogólnym?

To raczej kwestia wyczucia niż wiedzy. Niewątpliwie język fachowy korzysta siłą rzeczy z jęz. angielskiego. Jeśli będzie się to ograniczać do sfery zawodowej, terminologia w którymś momencie dotrze się. "Kliknąć" jest słowem powszechnie używanym, podobnie będzie z innymi. Lecz jeżeli gdzieś można wprowadzić polski odpowiednik, to czemu nie? Na przykład, bardzo mi się podoba wyraz "notel" jako rodzime określenie notebooka. To sprawne i dowcipne połączenie poczciwego notesu z elektroniką.

Jakie problemy języka komputerowego zamierza poddać Pan pod osąd Rady Języka Polskiego? Mówiąc inaczej: co tak doskwiera informatykom, że muszą zajmować się naszym językiem?

Nie chciałbym używać słowa "osąd" i nie mam zamiaru niczego osądzać; dokona tego życie, a pokaże przyszłość. Stawiam natomiast czytelnikom pism komputerowych pytanie, czy język stosowany w tych publikacjach im odpowiada.

Sądzę, że wielu z nich, a wśród nich i ja, odczuwa niezadowolenie i chodzi o to, aby to niezadowolenie zmniejszyć. Z drugiej strony, dużo zagranicznego oprogramowania, które mogłoby być u nas użyte, rozbija się o brak zasad transkrypcji polskich znaków na alfabet łaciński. Nadchodzi czas, aby to jakoś znormalizować. Przez brak normalizacji cierpi wymienialność systemów informatycznych dotyczących polskich nazwisk, tytułów, tekstów itp.

Dla odprężenia: czy zna Pan taką szaradę:

Pierwsze zwierzę, co ma trąbę

Drugie - zgłoska po a, ą, b.

Co to jest?

Hm. Nie wiem.

Słońce! Niestety, w wielu istniejących transkrypcjach nie będzie zachowana taka słownikowa kolejność. Dostaję na przykład wydruki komputerowe z banku, w których zamiast litery "l" z kreską występuje znak funta brytyjskiego. Wśród osób stosujących formalizm programu składu TeX, litera ta jest poprzedzona znakiem "/". Piszący w edytorze "Word" po przesłaniu tej litery pocztą elektroniczną, zobaczą ją w postaci jeszcze innego dziwnego znaku itd., itd.

W takiej sytuacji transkrypcja polskich znaków diakrytycznych na alfabet łaciński powinna doczekać się wreszcie rozwiązania. Rosjanie opracowali system transkrypcji cyrylicy na alfabet łaciński. Niemcy dopuścili oboczność przy pisaniu umlautów ("_") i eszet ("á"). Duńczycy zamiast "a" z kółkiem u góry, piszą podwójne a: "aa". Z ostatniego przykładu wzięło się chyba przeinaczenie w notatce PAP, podanej przez Gazetę Wyborczą, która podała informację o mojej rzekomej propozycji w sprawie pisowni polskiej litery "a" (z ogonkiem).

Zastanawiam się, czy to nie jest jednak sztuczny problem. Są przecież tzw. strony kodowe, które starają się rozwiązać problem pisowni komputerowej znaków narodowych...

Dobrze, mamy te strony kodowe, lecz służą one tylko uzewnętrznieniu znaków na ekranie i poprawnego drukowania. Nie ma jednak jednolitego sposobu numeracji polskich symboli. Oczywiście, można uzyskać "ą" czy "ę", podmieniając odpowiednie wartości w kodzie. Powstało już dużo programików, tłumaczących jeden zapis polskich liter na inny. Ale byłoby o wiele wygodniej, gdyby to robić w jednolity sposób.

Dlaczego więc nie wymyślić nowego standardu kodowania polskich liter?

Obecny system ASCII jest zbyt mocno zakorzeniony na świecie, aby to zmienić.

Lecz w Polsce w końcu dojrzewa myśl, aby za standard kodowania polskich znaków przyjąć normę ISO 8859-2 (tzw. Latin 2). Nawet Microsoft godzi się z tą myślą! Czy to już nie wystarczy?

Ale co z tego, kiedy piszemy listy elektroniczne bez znaków diakrytycznych, "po polskawemu"! Zresztą pan też tak do mnie napisał....

Nie wiedziałem, jaki system Pan stosuje.

A widzi pan! Strony kodowe są rozwiązaniem koniecznym w pracy, której efektem będzie wizualizacja. Lecz chciałbym do pana wysłać wiadomość, zaznaczywszy w jakiś sposób nasze "ą" czy "ę", nie martwiąc się, czy pański program pocztowy potrafi poprawnie je rozkodować. Chciałbym, żeby była oficjalna transkrypcja tych kilku liter na 26-literowy alfabet. Niech to będzie oboczna forma tradycyjnej pisowni.

Przejdźmy do przykładów. Weźmy na warsztat słowo "źdźbło". Jaką transkrypcję tego wyrazu Pan zaproponowałby?

Można napisać "zdzblo", licząc, że człowiek inteligentny będzie wiedział o co chodzi. Można inaczej: "z'dz'blo", zaznaczając zmiękczenia (jak to czynią Rosjanie, oznaczając w transkrypcji zmiękczenia, np. bat'ko) i pozostawiając domyślności czytelnika odczytanie "l" jako "l z kreska". Można by też spróbować tak: "/xd/xb/lo", jak napiszą użytkownicy systemu TeX. To jednak sprawa prywatnej umowy, a nie istniejącej normy. Pewien kolega przekonywał mnie, aby wykorzystać nie używaną kombinację liter "zh" na oznaczenie "ż". Wtedy słowo "żaba" moglibyśmy pisać jako "zhaba".

Panie Profesorze! To herezja! Katastrofa dla wszystkich istniejących komputerowych słowników ortograficznych!

To jest tylko jedna z propozycji. Chciałbym podkreślić, że ustalenie obocznej pisowni polskich znaków diakrytycznych nie jest problemem kluczowym dla języka polskiego, lecz sprawą naszej wygody i wejścia w świat alfabetu łacińskiego.

Jakie byłyby cele takiego uzusu językowego?

Aby pozwolić wygodnie pisać znaki diakrytyczne i używać obocznych form zgodnie z przyjętą normą, nie tylko w języku komputerowym, lecz również np. w pismach do urzędów czy wydrukach bankowych. Przede wszystkim posiadanie oficjalnej transkrypcji ułatwiłoby komunikację w języku polskim ze światem. Uczeni (np. lingwiści) chcieliby przesyłać swoje wypowiedzi wiernie, cytując frazy polskie, aby można je było umieszczać w publikacjach naukowych. Trudno wymagać od Amerykanów, żeby zainstalowali polskie czcionki i stworzyli program, który symulowałby odpowiednią stronę kodową, a są wśród nich slawiści, którzy chcieliby zapoznać się z polskimi tekstami.

A strony WWW?

To tylko kwestia oprogramowania, które zresztą szybko dostosowuje się do narodowych stron kodowych. Można już na ekranie zobrazować i japońskie ideogramy, i cyrylicę. Także nasze litery, lecz niestety ciągle trwa konflikt między użytkownikami ANSI 1250 (Windows 3.11 i Win95) a ISO 8859ü2 (Unix), że nie można być pewnym, czy ściąganą stronę zobaczymy w poprawnej interpretacji. Chodzi o coś więcej niż oprogramowanie, o możliwość uniwersalnego reprezentowania znaków naszego języka. Kiedyś nas to jeszcze mało obchodziło, lecz dzisiaj, kiedy np. współpracujemy z drukarnią w Singapurze poprzez Internet i przesyłamy tam do druku nasze publikacje w języku polskim, pojawia się nieustannie problem poprawnego zaznaczania polskich liter. Być może w bliższej lub dalszej przyszłości Rada Języka Polskiego zajmie konkretne stanowisko w tej sprawie. Powtarzam jednak, że sprawa ta, interesująca wielu informatyków, nie jest chyba tak ważna dla Rady. Na razie to są moje luźne uwagi i przekonanie, że coś z tym trzeba zrobić i opracować ten system, na zasadzie oboczności, abyśmy, pisząc do siebie listy elektroniczne, nie czuli się źle.

Dziękuję Panu za rozmowę. Będę chciał Panu podesłać ten tekst w liście, lecz...

Tak, tak! Będzie to musiał być tekst okaleczony, bez znaków diakrytycznych, bo nie mam innej mozliwości jego odczytania...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200