Zamiast wielkich kroków
- Antoni Bielewicz,
- 20.09.2004
Spoglądając na dużych inwestorów rozważających budowę centrów badawczo-rozwojowych i usługowych, polski rząd nie może tracić z oczu firm, które planują wiele mniejszych, ale co najmniej równie wartościowych inwestycji w Polsce.
Spoglądając na dużych inwestorów rozważających budowę centrów badawczo-rozwojowych i usługowych, polski rząd nie może tracić z oczu firm, które planują wiele mniejszych, ale co najmniej równie wartościowych inwestycji w Polsce.
Założę się, że nie ma wśród czytelników tygodnika Computerworld nikogo, kto czytając informację o planach inwestycji HP nie pomyślał: "A jednak warto było obstawać przy amerykańskim koncernie w czasie realizacji systemu IACS". 1500 nowych etatów, które mają powstać w ramach budowy centrum usługowego - a ile dodatkowych miejsc pracy pojawi się przy obsłudze centrum i wśród mniejszych dostawców - to godziwa zapłata za zdecydowanie i nieugiętą wolę w realizacji dużego systemu nie przez wykonawcę europejskiego, a zza oceanu. Inwestycja HP - jeśli oczywiście dojdzie do skutku - może przyczynić się do ściągnięcia do Polski kolejnych międzynarodowych koncernów. Większość z nich, podejmując takie decyzje, kieruje się nie tylko rzetelną analizą, ale i pewnym "instynktem stadnym" - inwestują przede wszystkim tam, gdzie zainwestowali ich partnerzy i konkurenci. Dzięki temu wspólnie czerpią korzyści z inwestycji i wspólnie ponoszą ewentualne ryzyko nieprzewidywalnych zdarzeń społeczno-politycznych, które mogą zajść w krajach, gdzie otwierają swoje ośrodki.
Ile dać, komu dać?
Zdaniem osób zajmujących się finansowaniem i koordynacją podobnych inwestycji polskie prawo jest w tym względzie mocno niedopracowane. Podstawowym błędem jest silne uzależnienie potencjalnych inwestorów od arbitralnych decyzji rządu. To on w dużej mierze decyduje o charakterze i zakresie wsparcia, a także jego warunkach. To od jego woli i rozstrzygnięć zależy w największym stopniu powodzenie bądź niepowodzenie inwestycji.
Obowiązujące prawo narzuca nam patrzenie na ten problem z perspektywy wielkich inwestycji: fabryk podzespołów; zakładów produkujących sprzęt AGD czy ostatnio wielkich kilkusetosobowych centrów usługowych, takich jak to planowane przez HP czy Philipsa. Co gorsza - sądząc z doniesień prasowych - nowy projekt ustawy o finansowym wspieraniu inwestycji o dużym znaczeniu dla gospodarki powiela ten błąd. Wszyscy zaczynamy patrzeć na tego typu przedsięwzięcia przez pryzmat renomy inwestora i skali jego zaangażowania. Słysząc o firmie HP, zaczynamy zastanawiać się, czy na równie dużą inwestycję zdecyduje się IBM. Słysząc o 1500 etatów, zastanawiamy się od razu, kto i kiedy "przebije tę ofertę".
Mniejsi, zdolniejsi
Tracimy przez to z oczu problem mniejszych firm i dokonywanych przez nie inwestycji. Tymczasem - zwłaszcza w teleinformatyce - mają one ogromne znaczenie. Nie tylko tworzą nowe miejsca pracy, ale również przyczyniają się do podnoszenia poziomu kadr, wspierają polskie uczelnie i sprzyjają rozwojowi całego sektora IT w Polsce.
Ze społecznego punktu widzenia mają często większą wartość niż inwestycje w wielkie centra usługowe, gdzie praca ogranicza się do ścisłej realizacji pewnych procesów i procedur. Z punktu widzenia korzyści dla Polski znacznie lepszym rozwiązaniem jest powstanie dziesięciu, średniej wielkości spółek zatrudniających po 50 osób, ulokowanych w różnych regionach kraju, niż tworzenie jednego, 500-osobowego "molocha", który może zostać zamknięty na skutek jednej, nawet nie do końca przemyślanej decyzji centrali koncernu.
Właśnie w dziedzinie wspierania małych i średnich przedsiębiorstw prawodawca ma wiele do zrobienia. Mniejsi inwestorzy borykają się bowiem z tymi samymi problemami, z którymi styka się każdy polski przedsiębiorca - niewydolne działanie ZUS, problemy z rejestracją firmy, obciążenia fiskalne pracodawcy, a przy tym nie mogą liczyć na żadną "specjalną pomoc" ze strony państwa. Często odczuwają frustrację, słysząc, do jakich ustępstw wobec "wielkich" zdolny jest polski rząd, i konfrontując to z szarzyzną codzienności gospodarczej w Polsce.
Finanse i nauka głupku!
Co może zrobić Sejm i rząd, aby przyczynić się do zwiększenia skali inwestycji zagranicznych w Polsce? Przede wszystkim dążyć do stworzenia klarownego prawa, które w niemal równy sposób traktowałoby wszystkich inwestorów zdecydowanych na otwarcie swoich placówek w naszym kraju. Stworzyć mechanizmy ułatwiające finansowanie inwestycji w teleinformatykę, np. za pośrednictwem funduszy venture capital, chociażby zmniejszając ograniczenia w możliwość bezpiecznego inwestowania w przedsięwzięcia tego typu ze strony funduszy emerytalnych. I wreszcie - last but not least - wypracować efektywne metody finansowania nauki polskiej, po to by zapewnić dalszy dopływ wysoko wykwalifikowanych kadr i po to by potencjalni inwestorzy nie patrzyli na Polskę jedynie przez pryzmat wysokości stawek CIT i VAT i nigdy nie stracili z oczu podstawowego atutu naszego kraju - świetnych specjalistów.