Zagadkowy banał

Wielokrotnie przekonałam się, że poziom informatyzacji przedsiębiorstwa jest wprost proporcjonalny do kultury organizacyjnej firmy i kultury osobistej jej pracowników.

Wielokrotnie przekonałam się, że poziom informatyzacji przedsiębiorstwa jest wprost proporcjonalny do kultury organizacyjnej firmy i kultury osobistej jej pracowników.

Ostatnio przekonałam się o tym, telefonując do kilkunastu firm branży motoryzacyjnej. Chciałam odnaleźć te, które mają perspektywy rozwoju, co w tej branży oznacza spełnianie trudnych wymagań jakościowych. Wielu zapewne pokiwa głową i powie, że nie ma nad czym się rozwodzić, bo ta zależność jest oczywista. Ja też to wiem, ale zastanawiam się ciągle od nowa, jak działa ten mechanizm. Jak to jest, że jeśli w recepcji siedzi nieuprzejma pani, jeśli osoba umówiona na telefoniczną rozmowę jest o wyznaczonej godzinie nieobecna, jeśli jeden rozmówca odsyła mnie do następnego, tenże do kogoś, a ten jeszcze do kogoś innego, aż w końcu wracam do pierwszej osoby wyraźnie poirytowanej faktem, że na nią spada trudne zadanie rzeczowego poinformowania o prowadzonym projekcie czy rozwiązywanym problemie - to ze stuprocentową pewnością wiadomo, że są tam nieliczne wyspy informatyczne o dosyć marnej jakości i nikt nie ma planów strategicznych w tej kwestii? Przecież na dobrą sprawę uprzejmość ludzi nie ma nic wspólnego z ich kompetencją techniczną czy inną, zawodową? A może jednak ma?

Kiedy ostatnio przeżyłam taką wątpliwej atrakcyjności przygodę, postanowiłam - na własny użytek - wyjaśnić, jak to jest naprawdę. Do firmy skutecznie zraziły mnie trzy elementy zaistniałej sytuacji. Po pierwsze, sekretarka dyrektora, nie wiedząc, czy zgodzi się on na rozmowę ze mną czy nie, powiedziała do słuchawki, że pójdzie sprawdzić, czy dyrektor w ogóle jest obecny - tak jakby go nie widziała przez drzwi - i udała się na konsultację z nim, której fragmenty docierały do mnie przez odłożoną słuchawkę. Dyrektor nie czuł się na siłach rozmawiać o informatyce z tak opiniotwórczą gazetą, zasugerował więc, żeby skierować mnie do marketingu. Sekretarka powiedziała, że dyrektor wyjechał służbowo, ale w marketingu wszystko wiedzą. Dyrektor tchórz - pomyślałam - a sekretarka głupia. I bynajmniej nie chodziło mi o odwagę informatyzowania. Po drugie, w marketingu zamiast naświetlić mi interesującą mnie kwestię, natychmiast zadano mi pytanie, a kto panią do nas skierował, wszczynając śledztwo w szerokim kręgu podejrzanych. Po moim wyjaśnieniu, usłyszałam w słuchawce westchnienie, a w oddali głos innego pracownika marketingu, komentującego, że jak w finansach czegoś nie wiedzą, to odsyłają do nas, znaczy do marketingu. Pomyślałam, że każdy interesant jest dla tej firmy pretekstem do wewnętrznych rozgrywek, ustalania ciągle na nowo hierarchii, sprawdzania swojego i cudzego zakresu obowiązków. Klient zapewne jest wrogim przybyszem z obcego świata, bo żąda porzucenia wewnętrznych swarów na rzecz swoich spraw. Po trzecie, pani przy słuchawce kazała mi zadzwonić o 15.30. Zatelefonowałam, ale nikt nie podnosił słuchawki. Albo pracownik, który był ze mną umówiony nie miał nic do powiedzenia, bo sprawy szły tak źle, albo miał w nosie wizerunek własnej firmy, albo zrobił na złość swojemu szefowi, owemu strachliwemu dyrektorowi. Naraził go też na koszty, albowiem ten wysyłał potem kwiaty do redakcji, żeby zatrzeć złe wrażenie. Nic to nie dało, bo i tak więcej z tą firmą się nie skontaktuję, a zdanie mam o niej jak najgorsze.

A swoją drogą, firma rzeczywiście ma jedynie własnej roboty systemy finansowo - księgowe i kadrowe, jest daleko w ogonie w swojej branży, nie jest w stanie realizować dokładnie i na czas zamówień, traci więc klientów. Oczywiście, że dyrektor martwi się fatalnymi wynikami, ale załoga martwi się tym jedynie w kontekście swoich wynagrodzeń. Zgodnie z filozofią działania tej firmy wszyscy w niej martwią się, jak dzielić kurczący się przychód, a nie jak go zwiększać. Nie inwestują, nie rozwijają się, nie mądrzeją. A więc i nie zwiększają wykorzystania informatyki. A wszystkiemu złemu winien grzech pierworodny: te firmy i wszyscy ich pracownicy mają wektory uwagi zwrócone do wewnątrz, funkcjonują dla zaspokojenia swoich potrzeb, świat zewnętrzny (klientów, partnerów), traktując jako intruzów zakłócających rytm wewnętrznych rozgrywek.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200