Zadyszka konkurencji

W Polsce obserwuje się pewne schizofreniczne zjawisko: rosnące uznanie dla ciągłego uczenia się i podnoszenia kwalifikacji występuje równolegle z wciąż obecną selekcją negatywną na stanowiska menedżerskie w gospodarce, życiu społecznym i polityce.

W Polsce obserwuje się pewne schizofreniczne zjawisko: rosnące uznanie dla ciągłego uczenia się i podnoszenia kwalifikacji występuje równolegle z wciąż obecną selekcją negatywną na stanowiska menedżerskie w gospodarce, życiu społecznym i polityce.

Nie powinno ono budzić wielkiego niepokoju tylko pod warunkiem, że jest to relikt przeszłości. Wszak przywykliśmy, że dyrektorzy są raczej z politycznego (partyjnego) nadania niż z powodów merytorycznych. I za jednym - ustrojowym - zamachem nie da się tego zmienić. Ale to, że nowemu pokoleniu decydentów chce się doskonalić, należy traktować jako zapowiedź nowych czasów. Wiele jednak wskazuje, że selekcja negatywna wcale nie jest zasadą odchodzącą w przeszłość, w miarę jak przybywa wykształconych menedżerów i ludzi wielkiego formatu, chcących realizować społeczne i polityczne zadania. Raczej wygląda na to, że mamy do czynienia z dwoma zjawiskami, które niezależnie od siebie pogłębiają w naszym kraju obszary niekompetencji i nieuczciwości. Po pierwsze, wydaje się, że chęć uczenia się ma niewiele wspólnego z chęcią doskonalenia. Po drugie, reguły gry gospodarczej i politycznej nie nagradzają ludzi z niekonwencjonalną wizją i wolą działania w interesie nie tylko własnym, ale i firmy, regionu, czy wręcz całego kraju.

To brzmi jak herezja, dzisiaj, w czasach, w których tyle się mówi o zarządzaniu strategicznym, o motywowaniu kadry menedżerskiej, o programach lojalnościowych, o powiązaniu efektów firmy z indywidualnymi zyskami. Odnoszę jednak wrażenie, że są to - w większości wypadków - retoryczne zwroty, czasem jakieś nieudolne działania, a tak naprawdę, to zdecydowanej większości obecnych i przyszłych decydentów zależy tylko na własnej kieszeni i pokonaniu swoich kompleksów przez udowodnienie sobie samym, że są "KIMŚ". To nie ma nic wspólnego ani z samodoskonaleniem się, ani z myśleniem strategicznym. Ludzie wykształceni i uczciwi, zawstydzeni takim rozwojem wypadków, nie wychylają nosa z własnych spraw.

Chęć uczenia się istotnie występuje coraz powszechniej. Oczywiście, chodzi mi nie o wypełnianie obowiązku szkolnego z ochotą i poświęceniem, ale o nabywanie nowych umiejętności w wieku dojrzałym lub bliskim dojrzałego. Chodzi o zaakceptowanie faktu, że wyuczony w młodości zawód nie jest na całe życie i że ciągle trzeba uzupełniać kwalifikacje i zdobywać nowe umiejętności. Niestety, to wszystko nie oznacza, że wraz z poszerzaniem swojej wiedzy zawodowej stajemy się ludźmi dojrzałymi, mądrymi, odpowiedzialnymi, jednym słowem ludźmi wielkiego formatu. Jest w zasadzie jedna przyczyna tego stanu rzeczy. Otóż uczenie się w dzisiejszym wydaniu jest nakierowane wyłącznie na nabywanie wiedzy użytecznej, a co więcej, użytecznej doraźnie, w najbliższym okresie, tak aby złapać w żagle wiatr dziejących się aktualnie przemian, potrzeb, trendów. Mało kto uczy się, żeby wiedzieć, co przeżywa, jaki jest sens jego życia, jego losu, kim jest wobec historii czy ludzkości. Uczenie się ma podnosić wartość człowieka na rynku, a nie w jego własnych oczach czy w kategoriach ponadczasowych.

Ta małość uczenia się - aż boli to zestawienie słowa "małość" ze słowem "uczenie się" - niestety świetnie współgra z niszczącą nasz kraj zasadą negatywnej selekcji. Na stanowiska menedżerskie są w wielu przypadkach awansowani ludzie nie tyle kompetentni i zatroskani o los firmy, organizacji czy państwa, ile ludzie sprytni, zapobiegliwi i wyćwiczeni w technikach socjotechnicznych. Dzięki tym cechom potrafią zawsze zrobić dobre wrażenie na początek i uchylić się od konsekwencji złych decyzji podejmowanych później. Podejmują działania obliczone na doraźny efekt i nigdy nie wychylają się z projektami, które dałyby korzyści znacznie większe, ale po latach. Nie mają skrupułów - wszak, jak wspomniałam wcześniej, kształcili się w umiejętnościach zawodowych, a nie w uszlachetnianiu charakteru - zatem nigdy honorowo nie przyznają się do błędów, nie nagradzają prawdziwych autorów sukcesów i nie promują ludzi rzetelnych i zdolnych.

Oba te zjawiska - prymitywizm w uczeniu się i selekcja negatywna na ważne stanowiska - mają jedno wspólne źródło. Jest nim źle pojęta konkurencja. Jeśli kraj, organizacja, przedsiębiorstwo ma zdrowe podstawy - to znaczy zasoby i prawidłowe, wydajne struktury, zasady i procesy - to konkurencja sprzyja jego rozwojowi. Jeśli jednak kraj, organizacja, przedsiębiorstwo wymaga naprawy, restrukturyzacji czy wręcz zbudowania od nowa to konkurencja w nim jest rzeczą zgubną, bowiem z natury premiując działania nastawione na efekty krótkoterminowe, niszczy ich przyszłość, umacnia postawy egoistyczne i asekuranckie. Cokolwiek stawiając od podstaw, trzeba zapomnieć o konkurencji, a zacząć od solidarności i dobra wspólnego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200