Zaczątki poczty elektronicznej

Chwilowo 23, a w najbliższym czasie 47 miast, wybranych jako pilotażowe dla reformy administracyjnej (polegającej m.in. na przywróceniu powiatów), zostanie wyposażonych w jednostanowiskowy system poczty elektronicznej. Składać się on ma z komputera PC 486SX (4 MB RAM, HDD - 120 MB), karty modemowej i telefaksowej oraz sprzęgu karty X-25. Standardowe oprogramowanie tego zestawu to: DOS 6.0., Windows 3.1 (polska wersja), edytor QR-Tekst, program do obsługi faxu Win-Fax, program obsługi modemu oraz program biurowy napisany specjalnie dla URM.

Chwilowo 23, a w najbliższym czasie 47 miast, wybranych jako pilotażowe dla reformy administracyjnej (polegającej m.in. na przywróceniu powiatów), zostanie wyposażonych w jednostanowiskowy system poczty elektronicznej. Składać się on ma z komputera PC 486SX (4 MB RAM, HDD - 120 MB), karty modemowej i telefaksowej oraz sprzęgu karty X-25. Standardowe oprogramowanie tego zestawu to: DOS 6.0., Windows 3.1 (polska wersja), edytor QR-Tekst, program do obsługi faxu Win-Fax, program obsługi modemu oraz program biurowy napisany specjalnie dla URM.

W zamkniętym przetargu uczestniczyło 11 firm, przy czym komisja uznała, iż warunki wstępne spełniły: ComputerLand, IBM - Polska, Techmex, CSBI, Soft-tronik, ICL, przedstawiające ofertę kompleksową oraz Silcon - oferta na UPS i Intertrading - oferta na drukarki OKI. W ostatecznej "rozgrywce" uczestniczyły już jednak tylko ComputerLand i Soft-tronik, oferujące najniższe, nie przekraczające 7 tys. USD za stanowisko, ceny. Wygrał Soft-tronik, zapewniając szybszy termin dostawy. Oznacza to zarazem, że stanowiska zostaną wyposażone w komputery Hewlett-Packarda. Warto dodać, że instalacja stanowisk pilotażowych finansowana jest z funduszu PHARE i będzie istotnym testem dla całego przedsięwzięcia wymiany informacji i dokumentów między jednostkami administracyjnymi i samorządowymi za pośrednictwem poczty elektronicznej. Przewiduje się, że wliczając urzędy centralne, liczba takich stanowisk wyniesie w przyszłości ok. 350.

Optimus ante portas

Wiele wskazuje na to, że firma "Optimus", której gościem z okazji otwarcia nowej fabryki była niedawno premier Hanna

Suchocka, zostanie pierwszym polskim producentem sprzętu komputerowego, z którym Biuro Informatyki Rządu podpisze umowę generalną. Dotychczas na przeszkodzie w zawarciu takiej umowy, stało nieposiadanie przez "Optimus" certyfikatu normy ISO 9000, co - jak pamiętamy - stanowiło warunek sine qua non ubiegania się o taką umowę. Jak stwierdził w rozmowie z dziennikarzem ComputerWorld przedstawiciel Biura Informatyki Rządu, Krzysztof Gliński - montaż przez nowosądecką firmę komputerów IBM-Optimus i WYSE-Optimus daje gwarancję, iż używane komponenty spełniają normy ISO 9000, a ponadto obie zachodnie firmy, wyrażając zgodę na używanie ich znaku firmowego na komputerach montowanych w Polsce, zobowiązały się do prowadzenia stałego monitoringu ich produkcji. Stwarza to szczególną sytuację, którą Biuro Informatyki jest - jak się wydaje - skłonne uwzględnić. K. Gliński przyznał, że ewentualne podpisanie umowy z Optimusem byłoby, z formalnego punktu widzenia, pewnym naruszeniem obowiązującej dotąd zasady. Z drugiej strony jednak, z punktu widzenia interesów polskiej gospodarki istotne jest, aby rodzima firma również miała szanse uzyskania preferencji, jakie umowy generalne zapewniają zwłaszcza, że praktycznie jest ona zdolna sprostać wymogom jakościowym.

Nasz komentarz:

Drzwi do przetargów

Jak już informowaliśmy, wydatki budżetowe na systemy informatyczne w centralnej i lokalnej administracji wyniosą

w tym roku według wstępnych, choć być może obarczonych błędem (brak odrębnej rejestracji tych wydatków) szacunków ok. 400 mln USD. Utrzymuje się więc ich wzrost, oceniany na ok. 30% rocznie. Można sądzić, że w przyszłym roku budżet wyda na informatyzację co najmniej 520 mln USD. Mamy więc do czynienia z poważnym rynkiem, choć dziś trudno powiedzieć, jak szybko dojrzewać będą podstawowe centralne projekty informatyczne (ich listę opublikowaliśmy w CW nr 34) i w jakim tempie wejdą do realizacji. Hasło, jakim posługuje się dotychczasowa, nadal niekoordynowana instytucjonalnie i narażona na zawirowania budżetowe, polityka informatyczna to

- jakość produktów. Jest w tym wiele racji. Doświadczenie wielu instytucji uczy, że lekceważenie norm jakościowych

nie tylko produktów ale również określonych w ramach ISO 9000 zasad organizacji pracy i warunków produkcji, dostaw, odpowiedzialności za wady, zaopatrywania odbiorców w części zamienne, dostępności produktu na rynku i wreszcie serwisu i supportu, miało katastrofalne niekiedy skutki. Piszemy o nich często w naszym cyklu " Na tropach list rankingowych".

Problem, jak uniknąć podobnych wpadek, jawił się więc jako jeden z najbardziej istotnych. Równocześnie potrzebne było rozwiązanie szybkie. Tworzenie własnych systemów oceny byłoby nie tylko kosztowne, ale również długotrwałe. Jak wygląda zaplecze techniczne polskich instytucji normalizacyjnych i jak uciążliwa jest procedura uzyskiwania atestów wiedzą dobrze ci, którzy musieli je uzyskać. Z tego punktu widzenia zasada, że głównymi partnerami do kontraktów informatycznych, opłacanych z pieniędzy podatników, mogą być firmy spełniające warunki norm ISSO, wydawała się jedynym sensownym rozwiązaniem.

Rzecz w tym, że takich firm w Polsce nie było. Zapewne też - biorąc pod uwagę stan polskiej elektroniki - jeszcze długo nie będzie producentów (podkreślam producentów, nie montażystów) hardware'u na światowym poziomie. Odstaliśmy za daleko.

Czy jednak była to decyzja jedynie słuszna, czy też może najwygodniejsza i najprostsza? Odpowiedź na to pytanie nie wydaje się łatwa. Być może należałoby je postawić tak: czy istotnie nie możemy oprzeć się na rodzimych siłach, gdy mówimy o integracji systemów i polskim firmom powierzyć inicjatywę? Odpowiedzi na tak postawioną kwestię nie ma, bowiem nikt tak jej nie postawił. Wprawdzie w umowach generalnych, zawartych z zachodnimi firmami, w imię

zagwarantowania jakości, znalazł się z reguły zapis o współpracy z polskimi partnerami, zwłaszcza w dziedzinie

tworzenia oprogramowania, ale ma on charakter intencjonalny.

Wszystko to być może nie miałoby większego znaczenia gdyby nie praktyczne konsekwencje. W każdym przetargu liczy się najbardziej to, kto uzyskał do niego dostęp i do kogo należy inicjatywa. Jest to ważne zwłaszcza wówczas, gdy przetarg ma charakter zamknięty, a takie w obrębie jednostek budżetowych zdecydowanie przeważają. Formalnie rzecz biorąc umowy generalne nakładają na jednostki budżetowe jedynie obowiązek zaproszenia do przetargu sygnatariuszy tych umów. Nie ograniczają zaś w żaden sposób możliwości włączenia firm, które umów tych nie podpisały. Mimo to praktyka wskazuje, że choćby ze względu na zmniejszenie pracochłonności procedury

przetargowej, po wyczerpaniu listy obligatoryjnej (sygnatariuszy umów), mało kto decyduje się na jej znaczące

rozszerzenie. Trudno się zresztą temu dziwić. Określona odgórnie procedura przetargowa nakłada bowiem obowiązek badania kondycji finansowej oferenta, jego zdolności kredytowej i wielu innych elementów, dotyczących samej firmy. Ogłaszający przetarg zwolniony jest jednak od takich obowiązków w odniesieniu do firm, które mają podpisane umowy generalne. I tu jak się wydaje leży sedno sprawy.

Powstaje więc pytanie, czy nie było innej metody osiągnięcia wspomnianego ważnego celu, a więc zapewnienia jakości? Czy w podobnie skuteczny sposób nie zadziałałaby np. zasada, że integrator systemu, bez względu na proweniencję, obowiązany jest dostarczyć sprzęt lub posłużyć się narzędziami programistycznymi producenta, spełniającego normy ISO 9000?

Myślę, że intencje decydentów były jak najlepsze. Nie zmienia to faktu, że dziś mamy do czynienia z sytuacją, w

której firmy zachodnie, mające przedstawicielstwa w Polsce, przejęły w istocie inicjatywę. W ich rękach znalazł się

dobór partnerów, dostawców, programistów i integratorów. Jeżeli potraktują rzecz poważnie może mieć to bardzo

pozytywne konsekwencje, np. zaowocować zasileniem kapitałowym polskich twórców software'u, przyczynić się do

przepływu wiedzy, zwłaszcza dotyczącej projektowania dużych systemów. Może, ale nie musi. Nie ma bowiem - moim zdaniem - rynkowego mechanizmu, który takie działania byłby zdolny wykreować.

Warto więc chyba zastanowić się nad rozszerzeniem formuły umów generalnych tak, aby preferowała ona najważniejszy potencjał informatyczny, jaki nam pozostał - potencjał intelektualny.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200