Za a nawet przeciw

Można się zastanawiać, czy dyskusja o tzw. patentach na oprogramowanie ma sens w ogólności, a w warunkach polskich w szczególności.

Można się zastanawiać, czy dyskusja o tzw. patentach na oprogramowanie ma sens w ogólności, a w warunkach polskich w szczególności.

Na łamach Computerworld, na wielu forach wirtualnych i realnych, a także w niektórych warszawskich kawiarniach rozgorzała Wielka Narodowa Debata o Tak Zwanych Patentach na Oprogramowanie. Spierają się informatycy i juryści ich wspierający. Stowarzyszenia wydają płonące żywym ogniem oświadczenia. Cenieni specjaliści udzielają licznych wywiadów. Wypowiada się Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji, a w Sejmie organizuje się wiec poparcia.

Cios i unik. Petycje do ministrów. Delegacje zaniepokojonych stanem rzeczy przedstawicieli branży. Trwa lobbing wśród posłów i senatorów. Padają wielkie słowa. Wolność i niewola. Emocje sięgają zenitu.

Czy było tak, czy może nie...

Ejże? Naprawdę? Czy ta sprawa jest aż tak ważna? Nie przekonują mnie ci, którzy głoszą całkowity upadek informatyki po wprowadzeniu patentów. Bo jeśli tak, to czemu od dziesięciu z górą lat nie upadła informatyka amerykańska obciążona patentami na One-Click czy Ctrl+Alt+Del? Dlaczego nie kwitnie informatyka europejska, gdzie patentów nie ma?

Nie przekonują mnie przeciwnicy patentów, którzy głoszą wyjątkowość informatyki nad innymi dziedzinami ludzkiej inwencji. W każdej dziedzinie innowacja oznacza wykorzystanie praw fizyki, chemii czy matematyki dla stworzenia pewnego konkretnego do tej pory niestosowanego wynalazku. A jeśli tamte rodzaje ludzkiej aktywności nie wykoślawiły się w wyniku obecności patentów, to dlaczego miałoby się to przydarzyć informatyce?

Nie przekonują mnie przeciwnicy patentów retoryką, która naciągając słowa na swoją korzyść (w europejskiej propozycji nie mówi się o patentach na oprogramowanie, ale o zdolności patentowej wynalazków realizowanych za pomocą komputera i od razu zaznacza się, że "program komputerowy jako taki nie może stanowić wynalazku posiadającego zdolność patentową") tworzy apokaliptyczne wizje upadku dziedziny i hord prawników Microsoftu szperających w studenckich pracach. Albo z ekranowym spinaczem podpowiadającym - "Drogi studencie! W tej linii kodu naruszyłeś patent XYZ. Jeśli w ciągu 5 min nie skasujesz tej linii, poinformujemy organa przymusu bezpośredniego, a nasza kancelaria adwokacka właśnie wysłała pozew".

Jednocześnie nie przekonują mnie zwolennicy patentów argumentacją, że inwestycje w B+R, jakie ponoszą w obszarze tworzenia oprogramowania, powinny być jeszcze przez wiele lat chronione patentami, gdyż nie jestem pewien, czy prawo autorskie nie wystarczy do realizacji tego celu.

Nie przekonują mnie zwolennicy patentów, którzy głoszą, że niemożliwe jest, by utrzymać taką różnicę w prawie patentowym pomiędzy Europą a Japonią czy USA (w tym patenty nie tylko na oprogramowanie, ale nawet na procesy biznesowe). Nie przemawiają do mojego przekonania argumenty zwolenników patentów pełne skomplikowanych prawniczych terminów, paragrafów i uczonych wywodów, bo wietrzę w tym podstęp i chęć pomnażania zysków. A już hipokryzją śmierdzą ci, co w USA patentują ile wlezie, a w Europie grają niewinne białe lilie.

... niepewne to i nie wie nikt

Świat wydaje mi się być bardziej kolorowy niż w przyjętej w tej debacie tonacji zero - jedynkowej. Nikt bowiem, ani zwolennicy, ani przeciwnicy patentów, nie potrafi powiedzieć, co się stanie, jeśli propozycja dyrektywy zostanie (lub nie zostanie!) przyjęta. Jakie będą skutki ekonomiczne? Konkretnie tu i teraz w Polsce? Czy powstaną nowe miejsca pracy? Ile ich będzie? A Europa? Czy ośrodki badawczo-rozwojowe zostaną przeniesione do USA? Czy nakłady na B+R związane z oprogramowaniem zostaną ograniczone? Czy IBM-y, Microsofty i Nokie będą egzekwować swoje patentowe prawa od każdego (oczywiście, że nie, bo egzekucja praw się często nie opłaca)? Czy Siemensy, Alcatele i Intele będą dochodzić swoich praw od każdego patentu? Dlaczego - pomimo patentów - ciągle nie upada ruch Open Source w Ameryce?

Wszystkie dotychczasowe wypowiedzi nie przedstawiają tego jasno. Gra się tutaj moimi emocjami, a nie odwołuje do mojego rozumu. Mam uwierzyć, że w wyniku zgody na patenty upadnie bazarowy model wolnego oprogramowania? Mam uwierzyć, że w pół roku trafię do kieszeni pana Gatesa? Czy mam z kolei uwierzyć, że nagle pojawi się (cud!) prężny przemysł oprogramowania na Mazowszu, jeśli tylko odeślemy patenty do diabła? Albo że Ericssony i SAP-y przeniosą cały swój R+D poza Europę, obawiając się o swoje inwestycje?

Nie wierzę wam, drodzy panowie! Nikt takiego oczywistego scenariusza nie przedstawił i - co więcej - przedstawić nie może. Bo te wszystkie wasze "co będzie jeśli" są czystą spekulacją.

Moja robocza hipoteza brzmi następująco - to, czy Unia Europejska przyjmie nową dyrektywę, czy też tego nie zrobi, nie będzie miało żadnego znaczącego wpływu na dalszy rozwój informatyki. "Patents do not matter" - parafrazując słynny artykuł Nicholasa Carra z Harvard Business Review. Ale, ale... Dochodzimy właśnie do bardziej interesującego zagadnienia - jak na to wszystko spojrzeć z pozycji Polski? Zacznijmy od bardzo stanowczego stwierdzenia.

... jak bajki tej bieg...

W Polsce - w co trudno uwierzyć, patrząc na doroczne wręczania nagród za zasługi podczas licznych kongresów - nie ma przemysłu informatycznego (przemysłu produkcji oprogramowania w szczególności). Powtarzam: przemysłu. Są firmy informatyczne i działają programiści, ale przemysłu nie ma. Jeśli największy producent oprogramowania na półkę (Matrix) chwali się 60 mln zł rocznego obrotu w tym towarze, a największy eksporter software (YDP) raptem 21,5 mln, to jak to się ma do wielkości całego rynku IT w Polsce? Do trzynastu miliardów złotówek z dużym hakiem? A do rynku UE? Śmiech na sali...

Celowo pomijam tych producentów, którzy piszą oprogramowanie pod jednego klienta lub wymagające rozbudowanego wdrożenia do potrzeb odbiorcy. Ich oczywiście także można (teoretycznie) złapać na naruszeniu jakiegoś patentu, ale prawdziwa gratka dla "ścigaczy" to schwytanie Microsoftów czy Oracli, bo tam liczba sprzedanych egzemplarzy idzie w miliony. Zatem także na miliony można szacować potencjalne odszkodowanie (by przywołać sprawę sądową firmy Eolas kontra Microsoft). Przemysł ściga przemysłowe wykorzystanie patentów, a nie studentów czy jednostkowe aplikacje. Za kim będzie uganiał się w Polsce?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200