Wojna pozycyjna (cz. 2)

Sytuację w sektorze publicznym najlepiej opisuje znany cytat z "Przygód Dobrego Wojaka Szwejka" - sytuacja na froncie jest generalnie dobra, ale nie beznadziejna.

Marszałek Województwa Pomorskiego i Wojewoda Pomorski wspólnie przedsięwzięli budowę Zintegrowanego Systemu Ratownictwa (ZSR). Oryginalność koncepcji polega na tym, iż dotychczas samorządy wojewódzkie nie kwapiły się do finansowania zadań własnych terenowej administracji rządowej. Wszak to Wojewoda odpowiada de iure za zarządzanie kryzysowe na poziomie województwa. Szczęśliwie koncepcja ZSR przewiduje punktowe wsparcie dla podmiotów istotnych z punktu widzenia bezpieczeństwa regionalnego - od szpitali powiatowych, poprzez jednostki Ochotniczych Straży Pożarnych, aż po Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa. O ile oczywiście zgłoszą wnioski w konkursach procedowanych wg zasad Regionalnego Programu Operacyjnego. Zarząd Województwa Pomorskiego przeznaczył nań ok. 11 mln euro.

Gdy opowiadamy o tym firmom teleinformatycznym, widać jak zaszłości historyczne - albo, jak kto woli,

wyuczone odruchy i zakodowane stereotypy - powodują, że ich przedstawicielom jawi się wizja ogromnego przetargu, który rozstrzygnie, kto zbuduje hierarchiczny system za okrągłą sumkę. Nic bardziej błędnego! Skończyły się czasy wielkich projektów. Pomorscy samorządowcy uznali, że trzeba przyjąć filozofię Web 2.0, wzmacniając autonomiczne elementy systemu i ucząc się zarządzać ich kompetencjami i przepływami informacji. Gdy się coś wydarzy, odpowiednio doposażone służby, mądrze zarządzane, przystąpią do akcji w ramach swoich kompetencji, zaś po niej wrócą do baz. Słowem, zadziała logika pszczelego roju.

Szkoda, że przemysł teleinformatyczny, ale i media nie dostrzegły postępujących zmian w sektorze publicznym i metodach zarządzania nim. Wciąż wszyscy szykują się do wojny, która już była. Jak w I wojnie światowej czy wojnie z bolszewikami w 1920 r. znaczenie miała kawaleria, tak nasi stratedzy - łącznie z Marszałkiem Józefem Piłsudskim - przekonywali potem, że nie warto inwestować w samoloty i czołgi, skoro wystarczy ułańska szabla. Firmy teleinformatyczne nie chcą się wsłuchiwać w potrzeby sektora publicznego uważając, że ich rozwiązania naprawią Rzeczpospolitą. Tylko Polskę z jakiej epoki? Z początku lat 90., a może z 2002 r., kiedy jeszcze nie byliśmy członkiem Unii Europejskiej?

W większości przemysł teleinformatyczny nie ma nic ciekawego do zaoferowania sektorowi publicznemu. "Kup Pan cegłę" - słyszymy zewsząd. Ale dlaczego my, podatnicy, mamy płacić za przeterminowany towar lub powiedzmy wprost: za intelektualne buble, które wciska się urzędnikowi?! Walka o wynik kwartalny zabija ten rynek. Urzędnicy, wsparci przez naukowców, potrafią więcej zdziałać dla rozwoju tzw. społeczeństwa informacyjnego niż lata korporacyjnej propagandy. Od ośmiu lat trwa batalia o upowszechnienie podpisu elektronicznego. Nie pomagają argumenty, że należy stosować podpis kwalifikowany wyłącznie w kluczowych sprawach, jak np. zakup domu czy też zawarcie umowy spółki. Wszędzie indziej można się obyć bez e-podpisu lub stosować podpis zwykły. Ale taka filozofia działania uderza w interesy firm, które tutaj zainwestowały i liczą wreszcie na zarobek. Na szczęście co i rusz słyszymy o uruchomieniu usługi publicznej online nie wymagającej e-podpisu. Najgłośniejszy dotyczy Ministerstwa Finansów. Jak tak dalej pójdzie - vide koncepcja, że to urząd skarbowy wyśle nam PIT do weryfikacji - to pomysły sektora publicznego zdominują rynek i odeślą w niebyt zmanierowane firmy informatyczne.

Wyzwaniom związanym z wykorzystaniem systemów informacyjnych w zarządzaniu państwem oraz roli transferu wiedzy i technologii dla rozwoju regionów będzie poświęcona VI Konferencja Computerworld "Państwo w mikro- i makroskali". Tym razem zapraszamy do Tarnowa w dniach 25-26 lutego 2010 r.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200