Wieża Babel

Można powiedzieć, że tworzeniem polskiej terminologii informatycznej rządzi Microsoft - firma ta ma tak ogromną przewagę na rynku, że inni, lokalizując swoje programy, dostosowują się do niej. Niestety, propozycje giganta nie zawsze są zgodne z zasadami języka polskiego. Na szczęście, w tworzenie polskiej terminologii coraz śmielej angażują się także inne firmy, tłumacze, dziennikarze i informatycy.

Można powiedzieć, że tworzeniem polskiej terminologii informatycznej rządzi Microsoft - firma ta ma tak ogromną przewagę na rynku, że inni, lokalizując swoje programy, dostosowują się do niej. Niestety, propozycje giganta nie zawsze są zgodne z zasadami języka polskiego. Na szczęście, w tworzenie polskiej terminologii coraz śmielej angażują się także inne firmy, tłumacze, dziennikarze i informatycy.

Osoba, która pierwszy raz sięgnie po polskie czasopismo komputerowe lub książkę informatyczną, może przeżyć niemały szok. Natrafi tam na specyficzną, techniczną terminologię, przesiąkniętą zapożyczeniami z języka angielskiego, albo wręcz nieprzetłumaczalnymi wyrazami, które sprawiają wrażenie żargonu dla wtajemniczonych. W reklamach przeczyta: "Superpies - to ja, do usług! Kliknij mnie, kiedy będziesz potrzebował pomocy", albo "Agenci SNMP współpracujący ze standardowymi aplikacjami zarządzania sieciami". Kiedy zaś w końcu zacznie pracować na komputerze, efekt swojej pracy w jednym programie będzie "zachowywał", a w drugim "zapisywał". Za ujednolicenie terminologii informatycznej zabrały się firmy komputerowe.

Łindołs czy Windows?

Wiadomo że przeciętny użytkownik pracuje lepiej, jeżeli może używać oprogramowania w ojczystym języku. Istnieją oczywiście takie systemy, jak Unix, których producenci raczej nie lokalizują (wiążą się z nim zbyt silne przyzwyczajenia użytkowników do wersji angielskojęzycznej). Decyzja o lokalizacji programu zależy też od opłacalności. Dlatego tylko najwięksi producenci decydują się na ten krok. Co innego z materiałami szkoleniowymi i instrukcjami. Tutaj każda firma stara się zadbać o to, aby klient mógł przeczytać po polsku o oprogramowaniu lub sprzęcie.

Na pierwsze miejsce wśród firm, które angażują się w lokalizowanie swojego oprogramowania, wysuwa się Microsoft. Mamy więc Windows 3.11 po polsku i Windows 95, jak i również Microsoft Office 97. Procedura lokalizacji w Microsofcie zaczyna się w dublińskim Centrum Lokalizacji Oprogramowania. Wytypowany program trafia do wyspecjalizowanej firmy komputerowej, która zajmuje się jego tłumaczeniem. Na rynku polskim są to warszawska firma Delta Software i gdański Gambit. Przetłumaczony program jest testowany w Dublinie. Po pomyślnym zdaniu testów i ewentualnych poprawkach produkt trafia na rynek.

Programy lokalizowane przez Microsoft są doskonałym przykładem, jak działalność dużej firmy wpływa na ujednolicenie terminologii komputerowej. Firmy translatorskie, które współpracują z koncernem Billa Gatesa, np. Delta Software, wychodzą z założenia, że wiele aplikacji niezależnych producentów bazuje na terminologii tworzonej dla oprogramowania firmy Microsoft. W związku z tym użytkownicy korzystający z różnych aplikacji powinni posługiwać się takimi samymi terminami we wszystkich aplikacjach, niezależnie od tego, czy są to programy jednej firmy, czy wielu.

Podstawą mogłyby stać się uniwersalne terminy, o ile w kolejnych wersjach programów dany termin przerodzi się w termin globalny.? Tym należy tłumaczyć odgórne zarządzenie Microsoftu, aby pozostawiać w wersji oryginalnej angielskie wyrażenia jak "on-line" czy "e-mail". Nie są już one terminami lokalnymi i wszędzie znaczą to samo. Skoro przyjęły się w mowie potocznej, to można oczekiwać, że szybko trafią do słowników. Podobnie wygląda sytuacja wyrazów typu: router, routing, spooler, które nie doczekały się poprawnych odpowiedników. "W sytuacji gdy nie jest łatwo dokonać spolszczenia terminu angielskiego ani podać odpowiednika polskiego, który zostanie zaakceptowany, pozostawia się termin w wersji oryginalnej" - pisze w opracowaniach Delta Software.

Delta Software stara się przestrzegać w tłumaczeniach kilku zasad. Nowo tworzony termin powinien być jak najbardziej zbliżony znaczeniowo do terminu oryginalnego, a jednocześnie musi być możliwie ogólny, aby można go stosować w wielu różnych aspektach. Spolszczony termin angielski musi charakteryzować się poprawną odmianą (np. bufor - buforu). Przy tłumaczeniach szuka się również polskiego odpowiednika i rozszerza jego znaczenie. Przykładem jest słowo "plik", który pierwotnie oznaczał nie uporządkowany, luźny zbiór kartek papieru, a teraz zapis wyniku pracy w programie komputerowym.

Marketing wygrywa z profesorami

O ile powyższe założenia są ogólnie zgodne z zasadami gramatyki polskiej, to niekiedy zachodzi konflikt między zasadami językowymi a polityką marketingową Microsoftu. Koncern odgórnie ustalił, że małe programy typu "agent", "klient, "kreator" należy odmieniać w formie osobowej np. agent - agenci; klient - klienci, kreator - kreatorzy. Gigant zbytnio się nie przejął, że polska gramatyka wymaga w takich przypadkach odmiany bezosobowej np. kreator - kreatory; klient - klienty. Przecież nikt, komu poprawność językowa leży na sercu, nie powie, że "AND I NOT to operatorzy logiczni"!

Krzysztof Kolczyński, odpowiedzialny w polskim oddziale Microsoftu za lokalizację oprogramowania, uznał takie rozwiązanie za celowe, bo personifikuje bezduszne programy. W koncepcji marketingowej pakietu Microsoft Office 97 leży spopularyzowanie animowanych pomocy użytkownika, uosabianych przez postać Superpsa.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200