Wieści z terenu

Wykrywacz prawdy

Wykrywacz prawdy

Był maj i wcześnie rozwinięta wiosenna soczystość zieleni kierowała myśli w stronę planów urlopowych. Trzeba więc było rozejrzeć się za rezerwacją jakiegoś lokum na krajowe wakacje. Biorąc do ręki gazetę z ogłoszeniami, mamy ofert do wyboru, do koloru - domki, wczasy, namioty - w Rowach i pod mostem. Problem, kiedy to całe towarzystwo obdzwonić, aby wybrać najlepiej i najtaniej. W pracy nie bardzo można, bo przełożeni krzywo patrzą. U Lokalnego Informatyka jest centrala z komputerową rejestracją - zarząd ma więc jak na dłoni wszelkie jego telekomunikacyjne posunięcia. Co prawda nigdy nie zgłasza pretensji o jego połączenia, najczęściej z sieciami komórkowymi, ale Lokalny woli nie nadużywać. Tym bardziej że z telefonu służbowego stara się rzeczywiście korzystać zgodnie z jego przeznaczeniem, a sprawy osobiste załatwiane tą drogą są marginalne i do pominięcia.

U żony Lokalnego z kolei sytuacja jest komicznie tragiczna. Swego czasu telefon znajdujący się w sekretariacie był blokowany za pomocą kłódki, aby nikt poza dyrekcją nie mógł z niego korzystać. Gdy dyrekcja poszła sobie do domu, a w szkole wydarzył się wypadek i pogotowie trzeba było wzywać, okazało się, że telefonu trzeba poszukać w mieście. Obecnie już chyba nie jest zablokowany, ale i tak nie sposób z niego skorzystać, bo dyrekcja okupuje go na okrągło, dzwoniąc beztrosko do znajomych za granicę, po czym "ochrzania" personel za wysokie rachunki.

Pozostaje więc aparat domowy w godzinach pozasłużbowych, czyli wieczorem. Dzwonisz więc pod numery z ogłoszeń, a tam w najlepszym razie automatyczna sekretarka, która - jako mało inteligentna - nie potrafi udzielić odpowiedzi na podstawowe pytania. Koniec końców jest jeden dzień w tygodniu, kiedy człowiek od rana w domu siedzi i odpoczywa - niedziela. Jeśli pod numerem nie kryje się biuro podróży, istnieje duże prawdopodobieństwo zasięgnięcia języka. I dzwoniła tak żona Lokalnego w pewne niedzielne przedpołudnie, dowiadując się szczegółów u poszczególnych oferentów. Pod jednym z numerów otrzymała taką oto reprymendę: "Co to, z Moskwy pani dzwoni? W niedzielę pani pracuje? Komunistka jedna!". Małżonka była tak zaskoczona nietypowym potraktowaniem, że bez słowa odłożyła słuchawkę. Po chwili jednak nieco do równowagi powróciwszy i zebrawszy myśli, ponownie wykręciła tenże numer - chyba w celu wzięcia odwetu. Natychmiast po uzyskaniu połączenia po drugiej stronie dało się słyszeć: "Komunistka!" i trzask odkładanej słuchawki. Pośmiali się małżonkowie z owego zdarzenia. Jednak Lokalny zaczął jak zwykle głębiej temat drążyć. Już od dawna podejrzewał żonę o konszachty z diabłem. Bodaj dwa razy zdarzyło się, że chciała robić pranie w niedzielę i za każdym razem pralka się zepsuła. A więc Opatrzność czuwa. Wówczas nie bardzo kojarzył fakty. Teraz już jest pewien.

Opowiastkę tę dedykuję wszystkim pracującym - nie tylko informatykom - w niedzielę.

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200