Wieści z terenu

Narada

Narada

Całkiem jeszcze niedawno Lokalny Informatyk pracował w państwowym przedsiębiorstwie. Wiele tam było narzekań na organizację, sposób załatwiania spraw i niesprawiedliwości różne. Oj, gdyby ci narzekający znaleźli się w firmie, do której trafił obecnie Lokalny, doceniliby wreszcie, jaki święty żywot mają, tak jak i on docenił zalety swego byłego miejsca pracy - niestety - poniewczasie.

Zawsze lubił narady produkcyjne, gdzie ścierały się różne poglądy, ale w miarę konstruktywnie można było rozwiązać wiele nurtujących problemów lub choćby zasygnalizować istnienie takowych. Teraz też by lubił nasiadówki, gdyby Zarząd, po pierwsze, je robił, a po drugie, gdyby tenże Zarząd cokolwiek rozumiał z przedstawianych problemów. Pojawiły się bowiem pierwsze jaskółki reformowania stylu zarządzania firmą, które przyleciały na skrzydłach Szefa. A było to tak.

Po wakacjach Szef rzekł do kierowników: "Od dziś zmieniamy styl zarządzania. Firma jest zbyt duża, aby sprawy jak dawniej załatwiać na telefon lub w przelocie. Od dziś co tydzień mamy zebrania o stałych porach". "Fajnie" - pomyślał Lokalny Informatyk - "wreszcie będę mógł dorwać się do głosu i na forum ogólnym przedstawić i wyjaśnić wiele spraw". Nie cieszył się jednak zbyt długo. Już na drugiej naradzie wyszło szydło z worka, czyli niefachowość Lokalnego. "To są kpiny!" - wykrzykiwał Zarząd. - "Przy takim stanie awaryjności sprzętu nie wejdziemy w nowy rok rozliczeniowy!". "Jaka tam znowu awaryjność" - bronił się Lokalny. - "Owszem, w jednym komputerze zepsuł się dysk, ale pozostałych kilkadziesiąt działa. To, że jedna panienka postawiła siatkę z zakupami na okablowaniu i rozłączyła klawiaturę, nie jest awarią. Albo inna obróciła monitor i jej zgasł". "To co - nie można już na przewodach nic postawić?!" - pieklił się Zarząd w dalszym ciągu. "Właśnie przygotowałem wam instrukcję postępowania ze sprzętem, aby uniknąć podobnych sytuacji" - uzupełnił Lokalny rzeczowo, wręczając obecnym przygotowany dokument. "A to co takiego?!" - Zarząd wskazywał pytająco na ostatnią sekwencję w dokumencie, która wyglądała mniej więcej tak: "w razie niemożności samodzielnego usunięcia awarii, dzwonić do serwisu pod numerem ???". "To gdzie jest ten serwis?" - pytał się Zarząd. - "Przecież ty jesteś informatykiem". "Znaki zapytania są, bo nie przedłużyliście umowy z Serwisowym i nie mamy obecnie wsparcia" - wyjaśniał Lokalny. "A co nas to obchodzi! Ty jesteś tu informatykiem i masz zorganizować. A Serwisowy niech idzie do diabła. Miał za długi czas reakcji" - pieklił się nadal Zarząd. "W końcu był tylko na zlecenie, bo nie chcieliście dać środków na stały etat. Ja nie mogę zorganizować, bo nie mam na to pieniędzy" - bronił się Lokalny resztkami sił. "A co nas to obchodzi" - Zarząd udowadniał, że pracownik powinien z wdzięczności coś zrobić dla firmy i współfinansować ich przedsięwzięcie. - "A poza tym, to kto mówił, że nas nie stać? Przedłużymy więc Serwisowemu umowę o parę miesięcy". Lokalny wyszedł z narady zupełnie sfrustrowany ze wstępnymi objawami schizofrenii. Jak później dowiedział się od Serwisowego (który notabene nie chciał dłużej pod tym sztandarem służyć), że Szef łagodnie prosił go, aby jeszcze choć o parę miesięcy przedłużył świadczenie dla nich usług. Czy Państwo coś z tego rozumiecie? Ja ani krztyny. Niemniej dowiedziałem się od Lokalnego, że Zarząd poszukuje informatyków i serwisantów. I tu uwaga - tworzą się nowe miejsca pracy w firmie opisanej powyżej. Okazja!

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200