Wieści z terenu

Lustereczko

Lustereczko

Szef przystanął przed lustrem i spojrzał na swe odbicie. Naszła go chwila refleksji, jak co dzień zwykła go nachodzić. Lubił przynajmniej raz dziennie utwierdzić się w prawdzie o sobie. Nikt przecież obiektywniej niż on sam nie byłby w stanie tego uczynić. Co wiedział, tego był pewien. Nikt z podwładnych nie doceniał jego mądrości, dobroci i starań wszelakich. Jedyną ostoją było lusterko i nieskazitelne sumienie, osądzające uczynki na najwyższym poziomie, stawiające go na piedestale pod względem cnót wszelakich na równi z największymi tego świata.

Patrzył i niemal oczom nie wierzył. Widział w lustrze osobę nieskalaną o dobrotliwym wyrazie twarzy. Bruzdy na czole odzwierciedlały lata trosk w walce o jakość i potęgę firmy. Podkrążone oczy - świadectwo męczeństwa za rzesze pracowników - trwały ślad nie przespanych nocy, spędzonych nad rozmyślaniami o świetlistej przyszłości, jaką chciałby zgotować podwładnym. Zmęczenie zresztą nie wynikało li tylko z rozmyślań, ale także z nocnej aktywności, suto zakrapianej trunkami na bankietach, do uczestnictwa w których był zmuszany okolicznościami wyższej natury, a wszystko w imię walki o lepsze jutro. Nie, nie dla siebie, a dla personelu. Bo gdyby nie bywał i nie przepijał do kogo trzeba, rychło wypadłby z układów, co nie zwiastowałoby złotego okresu dla firmy. I co wówczas uczyniliby jego pracownicy, gdyby musieli szukać innej roboty? Przecież on robi to wyłącznie dla nich. Sam pieniędzy ma po dziurki w nosie, że do końca życia mógłby nic nie robić. Ale musi prowadzić interes, bo przecież ludzie tego oczekują i są mu wdzięczni za to, bo nie cierpią głodu i mogą czynsz opłacić. Widział w lustrze posiwiałe skronie - oznakę życiowej mądrości i doświadczenia.

Wyznawał te prawdy sam sobie, czasami parę razy dziennie. Nikt inny jakoś nie kwapił się, aby utwierdzić go w jego przekonaniach. Być może pracownicy wstydzili się lub nie chcieli okazywać natarczywości w obwieszczaniu prawdy obiektywnej Szefowi. Niemniej wiedział, że cieszy się wielkim mirem wśród personelu, bo kłaniają mu się nisko i ledwo zdanie potrafią sklecić ze wzruszenia, gdy ich czasami o coś zagadnie. A ręce wręcz im się trzęsą, kolana uginają i nie wiedzą, gdzie wzrokiem uciec. Traktuje ich zresztą po ojcowsku, często karę wymierzając, gdyż wie, że to najlepsza metoda na zmiękczenie serc ludzkich i poruszenie umysłu.

Niestety, nagany tylko ustne może dawać, bo teraz takie głupie czasy, że jakieś prawa człowieka obowiązują. Najchętniej wymierzałby rózgi, aby bezmózga załoga wreszcie przyjęła do wiadomości to i owo. Sam był tak wychowany i wie, że codzienne baty najlepiej wpływają na rozwój osobowości i pobudzenie krążenia mózgowego. W zamian chłoszcze personel słowem, za to takim, przy którym trąby jerychońskie okazałyby się trelami słowików w gaju. Ostre słowo siłę ma. Używane z dużą częstotliwością zmiękcza najbardziej zatwardziałe charaktery. Nie zwraca przy tym uwagi na płeć osoby, której wymierza karę. W końcu jest równouprawnienie i kobiety mają takie same prawa i takie same uszy do słuchania. Zresztą po diabła owijać w bawełnę. Krótko, a dosadnie - jak na budowie. Majster klnie i od razu domy wyrastają jak grzyby po deszczu. Tak, budowa to dobry przykład.

I nieprawdą jest to, co ludzie wypisują na niego w toalecie. Wie, bo pyta się swego lusterka, które jeszcze nigdy go nie okłamało.

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200