Wieści z terenu

Prawda ekranu

Prawda ekranu

Też sobie wymyślili! Chyba na złość Lokalnemu Informatykowi, a może nawet bardziej niż jemu, Zarządowi na złość. Nie miał jeden z drugim kapitalista przebrzydły co robić, to sobie usiadł, pomyślał i wymyślił Internet. Jakby bez tego mało problemów na świecie było. A teraz Zarząd ma problemy i rozterki - nie dość, że własne, to mu jeszcze wstręty robią przez Internet. A dokładniej, było tak.

Lokalny chciał podwyższyć parametry łącza internetowego firmy, zaczął więc koło sprawy chodzić. Może nawet potrzeba poprawienia parametrów linii dzierżawionej nie leżała na sercu tak bardzo jemu, jak użytkownikom, których przybywało, przez co transmisje danych nieco się ślimaczyły. W każdym razie efektem rozeznawania sprawy modernizacji był krótki projekcik. A, żeby tam projekcik - pół strony papieru z paroma opcjami. Zarządowi trzeba sprawę wyjaśniać zwięźle i najlepiej w tabelce, aby nie doznał szoku. Była więc tabela, a w niej parę opcji z cenami, na podstawie czego Zarząd miał dokonać wyboru. I było wiadomo, że wybiorą najtańszą! Lokalny - stary wyjadacz - dokładnie to przewidział i w związku z tym nie przedstawił rozwiązań jeszcze tańszych i - jego zdaniem - niewydolnych.

Przy okazji modernizacji łącza do sprawy dołączył jeszcze jeden aspekt, jakim jest udostępnianie informacji o firmie na witrynie internetowej. Otóż firma ma swoją stronę 3W ulokowaną na zewnątrz, to znaczy na serwerze dostawcy usług Internetu. Tak jest bezpieczniej, bo nikt nie autoryzowany nie wtargnie do systemu w budynku firmy. I nawet Zarząd (skąd o tym wiedzą?) wykazał dużą znajomość tematu w tym względzie. "Wiesz, informatyku, może przy okazji poprawiania jakości łącza przenieślibyśmy stronę firmy do naszego serwera?" - zagadnął Szef i kontynuował - "bo ktoś o nas w Internecie napisał jakieś niepochlebne rzeczy". Lokalny znał sprawę i nawet oglądał witrynę umiejscowioną na jednym z darmowych serwisów, jakich w kraju bez liku. Informacja była niepochlebna, trudno ukryć. Rozumiał więc troskę Szefa o image instytucji. Trudno wszakże ukryć, że informacja była prawdziwa. Niemniej Szef nie czepiał się, że była prawdziwa, tylko gnębiło go, że w ogóle była. Szef postrzegał świat jako wirtualną jedność, wnosząc, iż skoro witryna firmy jest poza fizycznym zasięgiem opiekuńczych skrzydeł Zarządu, to ten fakt umożliwia innym ludziom tworzenie własnych stron. "Nie, Szefie, to nie ma żadnego znaczenia" - Lokalny rozjaśniał umysł laika. - "W kraju istnieje wiele serwerów, także darmowych, i ludzie mogą na nich umieszczać prawie wszystko. Nawet gdybyśmy odłączyli się zupełnie od Internetu i nawet gdybyśmy nie mieli w firmie ani jednego komputera, nie miałoby to najmniejszego wpływu na informacje zamieszczane przez osoby trzecie. Taki przykład - gdy zrezygnujesz z telewizora w domu, to wcale nie oznacza, że telewizja przestała emitować programy, które oglądają inni".

Twarz Szefa wyrażała szczere zmartwienie. Lokalny jako człowiek dobroduszny, mimo wielu krzywd doznanych wcześ-niej ze strony przełożonych, potrafił chrześcijańsko wybaczać. Ulitował się więc nad zmartwionym Szefem i chcąc jakoś dodać mu otuchy, rzekł: "Zawsze jest wyjście z sytuacji. Wystarczy, że zaczniecie działać prawidłowo i mądrze firmą zarządzać, a ludzie przestaną mieć powody ku publicznemu żaleniu się".

Obecnie Lokalny żałuje swych niezbyt przemyślanych porad i chyba długo jeszcze niczego nie powie. Nie, żeby nie chciał pary z gęby puścić. On po prostu nie może, gdyż przeszkadza mu opuchlizna na szczęce.

Piotr Schmidt(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200