Wieprzowina - Węgiel - Wódka

Bez odpowiedzi musi na razie pozostać pytanie, jaki jest, czy też może być w najbliższym czasie, ciężar gatunkowy polskiej informatyki. Gdyby powiedzieć, że będzie ona kołem zamachowym gospodarki to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

Bez odpowiedzi musi na razie pozostać pytanie, jaki jest, czy też może być w najbliższym czasie, ciężar gatunkowy polskiej informatyki. Gdyby powiedzieć, że będzie ona kołem zamachowym gospodarki to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

Tytuł tego szkicu jest trochę przewrotny, ale wydaje się dość adekwatny do stanu polskich umysłów. W analizach polskiej transformacji na czoło wysuwa się na ogół czynniki polityczne i gospodarcze, czyli budowanie demokracji i reformy rynkowe. Nie ulega wątpliwości, że motorem zmian były wielkie grupy społeczne: robotnicy wraz z ich nową reprezentacją związkową, a także kościół i reformatorski nurt w obozie rządzącym.

Nie docenia się jednak wpływu nowych technologii. Struktury społeczne zmieniają się we własnym rytmie, nowe wynalazki nie zawsze przekładają się pozytywnie na szybkie zmiany życia społecznego, ale ich wpływ jest ewidentny. Twardy determinizm techniczny jest naiwny. Z drugiej wszakże strony mają rację teoretycy modernizacji, zdaniem których (m.in. Everetta E. Hagena), jeśli nie zmienia się technologia, narzędzia, to zmiany są nieznaczne, albo w ogóle się nie pojawiają w następujących po sobie pokoleniach. Zmiany społeczne wywoływane przez technologie są nieuchronne, choć jak dowodzi inny socjolog amerykański William Ogburn, w swej znanej hipotezie opóźnienia kulturowego, nie następują one natychmiast, a z pewną zwłoką, ale w końcu następują.

Wpływ sektora teleinformatycznego w ciągu ostatnich 15 lat na przemiany polskiego społeczeństwa nie został socjologicznie spenetrowany; więcej wiadomo o jego roli w rozwoju biznesu. Na początku nie był czynnikiem sprawczym, ale w miarę zmian nabierał na znaczeniu.

Od społeczeństwa transportowego do informacyjnego

W obecnej fazie teleinformatyzacja wywiera olbrzymi wpływ na zmianę cywilizacyjną w Polsce, a będzie mieć jeszcze większy. Trudno to ilościowo wyważać, ale gołym okiem widać, że większe zasługi ma tu ta część sektora, która kryje się w członie "tele". Chodzi oczywiście o rewolucję w telefonii komórkowej. W kraju, w którym jeszcze przed 15 laty mieliśmy raczej społeczeństwo transportowe niż informacyjne (w tysiącach wsi nie było telefonu, ale za to były samochody), 15 mln abonentów telefonów komórkowych to nowa jakość nie tylko w modelu komunikacji społecznej. Przecież jeszcze tak niedawno system polityczny był zaprogramowany na więzi pionowe, bo poziome były dlań niefunkcjonalne i mogły mu zaszkodzić. To jeden z powodów, dla których telefon jako technologia wolności nie był delikatnie mówiąc pożądany. Dziś łącznie z telefonami stacjonarnymi jest to ponad 25 mln przyłączeń. Infrastrukturalnie stajemy się społeczeństwem sieciowym (choć daleko nam jeszcze do czołówki europejskiej, a nawet środkowoeuropejskiej). Ale już to, co jest, to bardzo dużo. Prawda, nie ma badań, albo ja o nich nie wiem, co z tego wynika dla zmian. Sądząc po doświadczeniach innych krajów, telekomunikacja była bardzo ważnym czynnikiem zmiany ekonomicznej i kulturowej, a także - choć nie u nas - politycznej (e-government). Ta rola będzie rosnąć w miarę rozwoju naziemnej telefonii i radiofonii cyfrowej.

Ujmowanie roli tego czynnika w zbitce "sektor teleinformatyczny" jest jednak mylące, ponieważ nie obrazuje ona roli obu podsektorów: telekomunikacji i informatyki. Oba idą ręka w rękę, mają swoją Izbę, ale pojęcie branży teleinformatycznej niewiele informuje o szansach "czystej" informatyki. Wprawdzie telekomy, komputery i sieci są zrośnięte jak syjamskie bliźnięta, jedno pobudza drugie, ale "tele" ma więcej z "info" niż odwrotnie. Firmy telekomunikacyjne nie dzielą się z komputerowymi i internetowymi zyskami z nawigowania w sieci, bez której nie byłoby tak wielkiego zapotrzebowania na usługi telekomunikacyjne. Coraz większą pojemność pożerają stałe łącza, wykorzystywane między innymi na sieciowe gry komputerowe (ok. 50% zdolności przesyłowych w Korei Płd., 30% w USA), na które jest coraz większy popyt (na gry i na łącza - jedno napędza drugie).

W epoce przedcyfrowej komputery i telekomunikacja szły trochę osobnymi ścieżkami. Dziś wraz z integrowaniem się wszelkiego rodzaju mediów, przemysłów wiedzy i kultury oraz innych content providerów rośnie na naszych oczach potężny kompleks. W skali światowej jest to najdynamiczniej rozwijający się sektor wytwórczości i usług, kierowane są doń bowiem największe inwestycje. Jest to przepastny rynek, który będzie nabierał dynamiki, bowiem w miarę cyfrowej konwergencji w ciągu najbliższej dekady ulegnie wymianie ok. 80% elektroniki użytkowej. Cykl życia produktów w tej branży jest o wiele krótszy niż urządzeń w erze mechaniki.

Bez odpowiedzi musi na razie pozostać pytanie, jaki jest, czy też może być w najbliższym czasie ciężar gatunkowy polskiej informatyki. Gdyby powiedzieć, że będzie ona kołem zamachowym gospodarki to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Oczywiście wcześniej czy później informatyzacja kraju będzie prowadzić do zmian w strukturze społecznej. Ale dużo wody jeszcze w Wiśle upłynie, zanim na czele stanie nowa elita reprezentująca sektor high tech, badania, wysoko kwalifikowane usługi intelektualne, centra tworzenia nowej wiedzy i in.

Dotyczy to nie tylko Polski, ale w różnej skali także innych krajów europejskich, w tym tych najbardziej rozwiniętych. Europa nie ma informatycznej ikony, jaką jest dla Ameryki i dla świata Bill Gates. Trudno sobie wyobrazić fenomen europejskiego Gatesa i - co za tym idzie - sukces Strategii Lizbońskiej.

Potrzeba do tego wymiany pokoleniowej. Nasze - proszę wybaczyć przesadę w tym określeniu - elity polityczne to dziedzictwo PRL-u, które słabo się odnawia. Przemawia do przekonania sceptycyzm nieżyjącego już polskiego socjologa, Edmunda Mokrzyckiego. Jego zdaniem jeszcze długo odbijać się nam będą czkawką układy interesów i konflikty odziedziczone po PRL-u, w których aktorami będą schyłkowe klasy: robotnicza i chłopska, a nie mikra klasa średnia, która byłaby najlepszym promotorem sektora teleinformatycznego podłączonego do świata i dająca szansę kooperowania i konkurowania z nim.

Rozwój enklawowy

Pisałem niedawno na łamach Computerworld (nr 12/2005), że złożoność polskich uwarunkowań budowy takiego społeczeństwa polega na konieczności uporania się z wielkimi dysproporcjami rozwojowymi związanymi ze współwystępowaniem różnych epok historycznych. To ukazuje ogrom wyzwania, przed jakim stoi Polska: państwo, gospodarka, społeczeństwo, kultura. Strukturalne ramy naszego bytu są wyznaczane przez prawa rozwoju społeczeństwa o "trzech prędkościach" odpowiadających trzem etapom: przedprzemysłowemu, przemysłowemu i poprzemysłowemu. Jesteśmy krajem rolniczo-przemysłowo-informacyjnym, w którym dwa pierwsze sektory, zwłaszcza rolniczy, wymagają głębokiej restrukturyzacji. W minionym dziesięcioleciu został nią objęty przede wszystkim sektor przemysłowy. Istota tych problemów leży w tym, że z trzech prędkości nie da się utworzyć jednej średniej, akceptowanej przez wszystkie grupy, ponieważ byłaby ona za duża dla najwolniejszych, a za mała dla najszybszych. Szanse Polski zależą od "trzeciej prędkości", czyli technologii, badań, wiedzy i wysoko kwalifikowanych usług. Trzeba jednak pamiętać, że szybkość całego konwoju - jeśli można użyć takiej metafory w odniesieniu do Polski - to szybkość najwolniejszego okrętu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200