Waldek

Mam na imię Waldek. Jestem informatykiem z bardzo dużym doświadczeniem, przez co należy rozumieć nie pięć lat stażu, lecz lat trzydzieści.

PROFILE

Mam na imię Waldek. Jestem informatykiem z bardzo dużym doświadczeniem, przez co należy rozumieć nie pięć lat stażu, lecz lat trzydzieści.

Oznacza to jednocześnie, że jestem gościem w średnim wieku o ugruntowanych raczej poglądach. I co? - młodzi czytelnicy zdziwieni, że "dziadek" informatyką może się parać? A tak! I coraz więcej takich będzie - weteranów komputerowych.

Człowiek szuka w życiu ideałów, bo zazwyczaj lepiej do czegoś dążyć niż nie dążyć. Zmierzanie ku doskonałości może przybierać przeróżny wymiar oraz intensywność. Pomyślałem, że wskazane byłoby dopracowanie się wzorca informatyka - szablonu, do którego chciałaby dorównać co ambitniejsza młodzież oczarowana światem komputerów. Do tej pory wzorce, jakimi nas obdarzano, były postaciami z filmów okraszonych licznymi przygodami, osnutymi na kanwie bzdur z pogranicza techniki przyszłości i fantazji. Niestety, zaciążyło to na wizerunku informatyka, którego laicy wyobrażają sobie jako wątłego facecika w okularkach, z szybkością błyskawicy przełamującego za pomocą klawiatury przypadkowego terminalu kody zabezpieczeń supertajnych systemów bankowych lub obronnych. W tym miejscu chciałbym autorytatywnie zaprzeczyć tak ukształtowanym wyobrażeniom, albowiem znam informatyków grubych i chudych, małych i dużych, mądrych i głupich, w okularach i bez. Znam ich bardzo wielu i żaden nie potrafiłby złamać kodu, gdyby nie dysponował oprogramowaniem do tego służącym. Znam też takich, którzy gdyby nawet dysponowali stosownym oprogramowaniem, nie potrafiliby go uruchomić - chociaż otoczenie nazywa ich informatykami, z czym tylko wypada się pogodzić, aby nie wzburzać opinii społecznej. Zresztą większość informatyków ma problemy z przedostaniem się przez własne hasła, że o cudzych nie wspomnę.

Na szczęście telewizja przychodzi ostatnio w sukurs, oświecając społeczeństwo i prezentując coraz częściej w programach publicystycznych, dotyczących tematyki komputerowej, osoby o znanych w branży nazwiskach. Okazuje się, że nie są to chłystki, lecz ludzie dojrzali, wykazujący się ugruntowaną wiedzą.

Co prawda od czasu do czasu przemknie jeszcze na ekranie jakiś krostowaty młodzian, zabawiający publikę opowieściami o czatach i czymś tam jeszcze, czego ja, jako informatyk, zrozumieć nie potrafię, ale też wcale nie zaliczam siebie do grupy tych mądrych.

I tak oto pęka zasłona ciemności - ludzie mający coś do powiedzenia o informatyce to faceci z brzuszkami i łysinami. Panie - na razie jeszcze - nie afiszują się w roli ekspertów na ekranach telewizorów, ale gdyby tylko się pojawiły, skłonny jestem sądzić, że prezentowałyby zgoła odmienne cechy fizyczne.

Szukamy wzorców, aczkolwiek nie zawsze wiemy, gdzie ich szukać. Popełniamy błąd, utożsamiając się z wzorami wykreowanymi przez innych, podsuwanych nam na srebrnej tacy. Nazbyt często zapominamy o wartościach naturalnych, uniwersalnych, nie wyrastających na bazie takiej czy innej mody. Wzorcem informatyka - podobnie jak lekarza, prawnika, robotnika i śmieciarza - powinien być człowiek. Człowiek czujący, z bijącym sercem w środku.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200