Tytanom nowego zarządzania

Mogłoby się wydawać, że gospodarka polska, w miarę postępu reform, ujawnia coraz więcej pokrewieństw ze zdrowymi gospodarkami zachodnimi i coraz mniej jest miejsc, które zaskakują starym podejściem do organizacji i zarządzania.

Mogłoby się wydawać, że gospodarka polska, w miarę postępu reform, ujawnia coraz więcej pokrewieństw ze zdrowymi gospodarkami zachodnimi i coraz mniej jest miejsc, które zaskakują starym podejściem do organizacji i zarządzania.

Jednak uważna obserwacja nasuwa wniosek, że w miejsce znikających praktyk rodem z minionej epoki menedżerowie pracowicie tworzą nowe, rządzone tą samą logiką.

Zawsze fascynował mnie szczególny rodzaj optymalizacji procesu sprzedaży biletów na wielkomiejskich dworcach. Otóż, kiedy kolejki do kas dworcowych niebezpiecznie maleją i czas czekania skraca się do 5 min, jedna bądź kilka kas jest po prostu zamykanych, w wyniku czego ten czas znowu się wydłuża. Praktykę tę obserwowałem wielokrotnie, w różnych miastach i o różnych porach, ale zawsze była jednakowo konsekwentna i skuteczna. Jeśli dobrze się zastanowić, ma to swoją logikę. Klient, który nie zmęczy się staniem w kolejce, może chcieć dokładnie obejrzeć bilet, przeliczyć resztę albo - nie daj Boże - zakwestionować jakość obsługi. Ale osoba, która od kilkunastu minut nerwowo spogląda na zegarek, nie będzie miała ochoty na awantury. Chwyci bilet, pieniądze i pospieszy na peron, modląc się, by pociąg nie odjechał.

Dziwię się, jak w nawale obowiązków menedżerowie PKP znaleźli czas na tak przemyślną organizację. Muszą być przecież bardzo zajęci. Na przykład w dworcowej toalecie można zapoznać się z urzędowym cennikiem usług, pod którym znajdują się aż dwa podpisy i pieczątki, w tym jedna dyrektorska.

Na szczęście PKP nie jest odosobnione. Niezawodna TP SA w ub.r. znowu wydrukowała w Poznaniu za mało książek telefonicznych (któryś rok z rzędu, zresztą). Gdy po kilku dniach znikły one z rynku, a lokalna prasa zaczęła na pierwszej stronie drukować adresy urzędów pocztowych, w których książki telefoniczne "rzucili", TP SA wydała oświadczenie, z którego wynika, że książek było pod dostatkiem, tylko wykupili ohydni spekulanci. Jak nietrudno zgadnąć, o dodruku nie ma mowy, bo przecież nie może być tak, żeby rynek określił popyt lepiej od specjalistów Telekomunikacji.

Chcąc opłacić prenumeratę ulubionego tygodnika menedżerów i informatyków, podążyłem do świątyni z marmuru i szkła, potocznie zwanej bankiem. Za wpłatę gotówkową na konto wydawnictwa (prowadzone w innym oddziale tego samego banku) zażądano ode mnie 3 zł. Ponieważ wydało mi się to prowizją zbyt wygórowaną, poszedłem do sąsiedniego oddziału, należącego do innego banku. Tutaj prowizja wynosiła 2 zł. Z ciekawości odwiedziłem jeszcze pocztę i tam dokonałem wpłaty, płacąc 1,90 zł prowizji. Nietrudno zauważyć, że wielkość prowizji jest odwrotnie proporcjonalna do skomplikowania całej czynności - najprościej jest przecież dokonać operacji w banku, nieco trudniej transferu międzybankowego, a największe koszty tworzy wpłata na poczcie.

W filmie Stanisława Barei Miś prezes klubu sportowego Tęcza (Stanisław Tym) robi krótki wykład ekonomii socjalizmu zaprzyjaźnionemu reżyserowi - Krzysztofowi Kowalewskiemu. Czasami mam wrażenie, że jest to jedyny wykład z zarządzania, jaki zaliczyła część polskich menedżerów. Proponuję więc ustanowienie nagrody im. Stanisława Barei, przyznawanej tytanom nowego-starego zarządzania. W kapitule mogłyby zasiąść uznane autorytety w tej dziedzinie, jak Sławomir Mrożek i Michał Ogórek. Jako pierwszych kandydatów do tego zaszczytnego wyróżnienia proponuję TP SA, PKP i polski system bankowy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200