Trójkąt: Ameryka-Europa-Japonia

BATALIA O FORTECĘ EWG W poprzednim numerze „CW (PL)" zamieściliśmy korespondencję IDGNews z Brukseli pt. „Zdrajca" o wykluczeniu International Computers Ltd z europejskiego forum komputerowego (European Roundtable Esprit-ERE). Przyczyna bezprecedensowej decyzji ERE stało się przejęcie większości akcji tego czołowego w Wielkiej Brytanii i Europie koncernu komputerowego przez japońską korporację Fujitsu. Doniesienie to sygnalizuje jedynie wierzchołek góry lodowej, jaką również na rynku elektroniki tworzą problemy walki ekonomicznej wewnątrz trójkąta najbardziej rozwiniętych krajów Ameryki, Europy oraz Japonii.

BATALIA O FORTECĘ EWG

W poprzednim numerze „CW (PL)" zamieściliśmy korespondencję IDGNews z Brukseli pt. „Zdrajca" o wykluczeniu International Computers Ltd z europejskiego forum komputerowego (European Roundtable Esprit-ERE). Przyczyna bezprecedensowej decyzji ERE stało się przejęcie większości akcji tego czołowego w Wielkiej Brytanii i Europie koncernu komputerowego przez japońską korporację Fujitsu. Doniesienie to sygnalizuje jedynie wierzchołek góry lodowej, jaką również na rynku elektroniki tworzą problemy walki ekonomicznej wewnątrz trójkąta najbardziej rozwiniętych krajów Ameryki, Europy oraz Japonii.

Gdy przed 15 laty pracował w Nowym Jorku, profesor Uniwersytetu Columbia Zbigniew Brzeziński (wkrótce miał zostać doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego) wystąpił z propozyqą utworzenia Komisji Trójstronnej, obejmującej właśnie kraje owego globalnego trójkąta. Działo się to jeszcze w czasach, kiedy oddziaływanie ideologiczno-militarne Związku Radzieckiego zwłaszcza na kraje tzw. trzeciego świata nie stanowiło dla Moskwy większego problemu. Celem Trilateral Commission było stworzenie lobby na rzecz harmonijnego rozwoju krajów szeroko rozumianego Zachodu. Komisja spełniła swoje zadanie w tym sensie, że utorowała drogę do utrwalenia instytucji szczytów ekonomicznych „grupy siedmiu", czyli spotkań przywódców najbardziej uprzemysłowionych państw. Nie wpłynęła (bo i nie mogła) na rozładowanie sprzeczności między interesami korporacji narodowych i ponadnarodowych grup regionalnych.

Teraz, kiedy straszak sowiecki przestaje być już tak groźny, a prof. Brzezińskiemu proponowano kandydowanie do Belwederu, Komisja Trójstronna uwiędła do reszty. Nie bez znaczenia był tu fakt, że w ciągu tych 15 lat Japończykom lało się zachwiać pozycjami Amerykanów również na ich własnych rynkach i na dobre .sadowić się w USA w takich dziedzinach wytwórczości jak produkcja stali, przemysł narzędziowy, samochodowy czy elektronika. Amerykańskim kapitałom nie pozostawało więc nic innego jak zwiększyć nacisk na Europę Zachodnią. Po II wojnie światowej Wujek Sam zainwestował w przemysł europejski, jak się szacuje, przeszło 150

mld dolarów. IBM, Ford czy General Motors zbierają obecnie większe żniwa finansowe w Starym niż Nowym Świecie. Również dziś w związku z przechodzeniem EWG do decydującej fazy integracji (rok 1992) Europa Zachodnia staje się najbardziej obiecującym terenem dla wielkiego kapitału. „Dwunastka" jest już największym rynkiem samochodowym i elektroniki. Wkrótce stanie się również największym rynkiem komputerów.

SAMURAJE ANTE PORTAS!

ten okrzyk trwogi, rozlegający się najprzenikliwiej z Francji, jest właściwie nieco spóźniony. Japończycy tkwią już w zachodniej części naszego kontynentu od pewnego czasu, choć na razie zainwestowali tu „tylko" 54 mld USD. Nie kryją, że również dla nich jest to obecnie główny kierunek strategiczny. Sprawia to, że resentymenty antyamerykańskie tak silnie wzniecone za czasów De Gaullea nikną nawet wśród Francuzów. W niektórych dziedzinach elektroniki Japończycy mocno obsadzili kluczowe pozycje, np. w strukturach półprzewodnikowych (moduły pamięci) mają zdecydowane prowadzenie. W rękach Europejczyków pozostało, jak podaje amerykański BUSINESS WEEK, zaledwie 38% ich własnego rynku. Amerykanie z kolei utrzymują prym w mikroprocesorach. Japończycy zdobyli również przewagę na rynku kopiarek. W sprzedaży komputerów prowadzenie należy wprawdzie nadal do Amerykanów (IBM, Compaq, Digital, HewlettPackard) ale Fujitsu, Hitachi i Toshiba stale rozszerzają zakres operacji. Dzieje się to oczywiście kosztem Groupe Bull, Philipsa czy Olivetti. W dziedzinie telefonów bezprzewodowych synowie Krainy Wschodzącego Słońca popiera szykują się do szturmu. Po 1992 r. w miejsce 6 różnych systemów telefonicznych, używanych dotychczas w krajach „12", obowiązywać będzie jednolity standard. Gra jest więc warta świeczki.

AMERYKANIE OBSERWUJĄ

nie bez niepokoju owo przenoszenie się punktu ciężkości globalnej batalii. Uważają, że ignorowanie zasady laissezfaire jest główną przyczyną słabości przemysłu europejskiego, a roztaczanie nad nim parasola ochronnego przez niektóre rządy wiedzie tylko do katastrofy, powodując utratę konkurencyjności. Prasa amerykańska wytyka blisko 10-letnie dofinansowywanie przez rząd flagowego producenta

francuskich komputerów Groupe Bull. Mimo tych wysiłków, czynionych kosztem podatnika, Bull zamknął ostatni roczny bilans deficytem (1,2 mld USD). Niemiecki Siemens z kolei wspierany jest ogromnymi zamówieniami rządu. Brytyjski THE ECONOMIST obliczył, że w wyniku różnego rodzaju działań protekcyjnych, Europejczycy musza płacić za komputery osobiste 50% drożej,niż klienci w USA

W Wielkiej Brytanii rząd Margaret Thatcher miał od początku dość tej sytuacji i w ubiegłym roku zezwoli! Fujitsu i Mitsubishi na nabycie większości akcji ICL i Apricot. Rząd francuski też osiągnął kres możliwości i zdecydował się na sprzedaż znacznej części (do 49%) akcji firm, należących do państwa. Jest prawdziwą tragedią -zauważył amerykański COMPUTERWORLD, że wprowadzenie leseferyzmu przychodzi tak późno. Gdyby jego zasady zastosować wcześniej, może udałoby się uratować znaczną część przemysłu komputerowego w Europie".

Europejczycy bronią się tradycyjnie: przy pomocy ograniczeń importowych na auta, opłat antydumpingowych na sprzęt wideo, zamówieniami oraz dotacjami rządowymi na rozwój badań nad najnowszą techniką. Działania te mają jednak drugą stronę medalu. Sprzyjają skostnieniu i zachowywaniu przestarzałych form organizacyjnych. Okazują się niewystarczające, nawet jeśli kampanii „obrony starego kontynentu przewodzi nowy premier Francji, pani Edith

Cresson, która otwarcie głosi: „musimy przeciwdziałać japońskiej strategii opanowywania głównych dziedzin naszego przemysłu".

Przejawem tych nastrojów jest wspomniana na wstępie decyzja ERE, która zdaniem Amerykanów jest jedynie potwierdzeniem, że „Europejczycy nie w pełni wyciągają wnioski ze zmieniającej się sytuacji".

Obronę utrudnia niebagatelny fakt, że poszczególne szańce fortecy Wspólnego Rynku nie są jednakowo i jednoznacznie antyjapońskie. Anglia, zahartowana w ekonomicznym lesefe-ryźmie blisko 12-letnich rządów „Żelaznej Lady", inaczej patrzy na krucjatę z Nipponu. Ok. 40% dotychczasowych swych inwestycji w EWG Japonia ulokowała właśnie w Zjednoczonym Królestwie. Nikt tu nie rozdziera szat z tego powodu. Przeciwnie w magazynach na Bond Street, u Harrodsa czy u krawców w Saville Row pojawiły się napisy: „Mówimy po japońsku". Również Niemcy, których korporacje są lepiej zorganizowane, łagodniej patrzą na japońskich rywali.

Japończycy mają swoje sposoby przecierania dróg i dróżek do Europy. Wchodzą w porozumienia ze słabszymi ekonomicznie i technologicznie przedsiębiorstwami, ratując renomowane ale upadające firmy różnych branż. Udziałowcy z Nipponu stają się przykładnymi obywatelami na nowych dla nich terenach Europy i lokalnymi dobroczyńcami. Finansują w Europie katedry uniwersyteckie^uzea, biblioteki a nawet drużyny piłki nożnej. Przede wszystkim jednak w rejonach depresji gospodarczej (o które nietrudno przy utrzymującej się recesji) zapewniają to, co najcenniejsze, miejsca pracy. Dochodzi nawet do takich paradoksów, jak przyznanie w grudniu ubiegłego roku, przez Komisję EWG, 8 mln USD dotacji dla Mitsubishi Electric Corp. na budowę pod Akwizgranem dużej fabryki układów pamięci DRAM. Stało to się pod wpływem desperackiej petycji władz tego miasta, szczególnie dotkniętego bezrobociem w tym górniczym rejonie Niemiec. Większość nakładów na budowę tych zakładów (350 mln USD) ponosi strona japońska.

Potwierdza się więc stara prawda, że świat jest współzależny, a założenia polityczne trzeba korygować w stosunku do możliwości ekonomicznych. Nam zaś, obserwującym problemy bogatych krajów Europy Zachodniej, pozostaje westchnąć: kiedy Japończycy poważnie zainteresują się polską gospodarką?

Zbigniew Boniecki PS. Już po napisaniu tego artykułu, w połowie lipca w Paryżu okazało się, że również banki francuskie zdają się szczerbić. Premier Francji Edith Cresson wyraziła zgodę na na przejęcie przez japońską firnę NEC 4,7% udziałów firmy Bull. Procent to niewielki, ale wyłom psychologiczny niewspółmiernie duży.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200