Szerokopasmowa ścieżka wśród lasów i jezior

Internet uczy Szwedów że można korzystać z technologii dla własnej przyjemności bez przymusu państwa. Zarazem wprawia władze w zakłopotanie, jak opodatkować handel elektroniczny.

Internet uczy Szwedów że można korzystać z technologii dla własnej przyjemności bez przymusu państwa. Zarazem wprawia władze w zakłopotanie, jak opodatkować handel elektroniczny.

Kiedyś Szwecja jawiła się wielu Polakom jako raj na ziemi. Szczególnie tym, którzy we wczesnych latach 70. w ciągu dwóch miesięcy zbierania truskawek i malowania Szwedom domków letnich wyrabiali swoje dwuletnie polskie pobory pracownika naukowego. Tym, którzy w latach 80. pracowicie wiosłowali przez Bałtyk albo przepełnionym "Antkiem" śmigali po wymarzoną wolność tuż nad grzbietami fal. Wreszcie tym, którzy boleśnie zetknąwszy się z realiami wczesnej gospodarki rynkowej w pierwszej połowie lat 90., usiłowali wciąż bredzić o możliwości "trzeciej drogi" do dobrobytu; drogi, która w wymarzonej Szwecji właśnie wtedy ostatecznie doprowadziła do bolesnego załamania gospodarczego i niechętnej, ale jednak dość głębokiej, rewizji ideałów "państwa opiekuńczego".

Kapitał z ryzykiem

Dziś, uzbrojonych w nowo nabytą pewność siebie po latach wspaniałego rozwoju i zasmakowaniu rozkoszy wczesnego kapitalizmu, wielu Polaków - nie bez racji - nabrało w stosunku do szwedzkiej specyfiki nieco krytycznego dystansu. Nadal jednak Szwecja jawi się nam jako dość mało dynamiczny kraj solidnych samochodów, wysokich podatków, niemal prohibicji i wszechwładzy związków zawodowych.

Wszystko to prawda, ale jest też inna prawda, przez lata przytłumiona: Szwecja to kraj przedsiębiorczości, pod pewnymi względami - nie do wiary - najbardziej "amerykański" z krajów Europy. Symbolicznymi przykładami mogą być tu dwa nowe zjawiska: fantastyczny w ciągu ostatniego roku przyrost giełdowej wartości tzw. firm internetowych oraz pojawienie się autentycznego kapitału wysokiego ryzyka niczym venture capital w samej Kalifornii.

Pieniądze na rozwój obiecującego przedsięwzięcia, których pomysłowy młodzieniec z kolczykiem w uchu nie ma raczej szans pożyczyć od zasuszonego urzędnika bankowego w Niemczech ani we Francji, w Szwecji - jak w Silicon Valley właśnie - czasem uda się wydobyć od venture kapitalisty w zamian za solidny pakiet chwilowo niewiele wartych akcji. Czy to jest przejaw, czy warunek powstania społeczeństwa informacyjnego?

Co jest bowiem wyznacznikiem społeczeństwa informacyjnego? Infrastruktura technologiczna? Razem z Finlandią i Norwegią Szwecja jest w pierwszej trójce na świecie pod względem liczby telefonów komórkowych przypadających na jednego mieszkańca: ok. 60% ludzi dysponuje nimi, wliczając w to starców i niemowlęta, czyli praktycznie "komórkę" ma każdy dorosły. Światłowodowe łącza szerokopasmowe dostępne są dziś dość tanio prawie wszędzie.

Poczciwi staruszkowie, którzy czterdzieści lat temu wierzyli w świetlaną przyszłość marksizmu, na walnych zebraniach licznych w Sztokholmie małych spółdzielni mieszkaniowych głosują za podłączeniem budynku spółdzielni do infostrady - oto paradoks historii! Mimo że dostęp do Internetu nie jest jeszcze tak powszechny, jak w Stanach Zjednoczonych, to na zebraniu rodziców spółdzielczego przedszkola (też kilka lat temu nie do pomyślenia, przedszkola musiały być dawniej państwowe) wszyscy wymieniają się adresami e-mail. Dla zwiększenia skuteczności, podaje się często oba adresy: prywatny i służbowy.

e-Szwecja

Tak niepostrzeżenie od platformy technologicznej przeszliśmy do obyczajowego wymiaru społeczeństwa informacyjnego. Jasne, że taka liczba ludzi z dostępem do internetowej przeglądarki i do sieci powinna stanowić punkt wyjścia do gwałtownego rozwoju internetowego handlu i usług. Ale pod tym względem Szwecja nie jest Ameryką. Przykładowo, bokus.se, skandynawski odpowiednik amazon.com, nie przyjmuje zapłaty kartą kredytową, tylko wysyła książki za zaliczeniem pocztowym. Każde liczące się przedsiębiorstwo turystyczne albo duża sieć sklepów ma oczywiście swoją internetową witrynę, ale tak na dobrą sprawę to można sobie przez nią najczęściej pooglądać ofertę albo zamówić katalog. Rzadko można coś naprawdę kupić lub załatwić. Parę dużych sklepów w Sztokholmie oferuje wprawdzie dostarczanie codziennych zakupów żywnościowych, zamówionych przez Internet, wprost pod drzwi, lecz ten rodzaj usług nie jest zbyt popularny.

Wyjaśnienia są dwa. Po pierwsze, szwedzki rynek jest bardzo mały: raptem 9 mln mieszkańców tyle, ile liczy sobie Londyn. W pozostałych krajach skandynawskich - Norwegii, Finlandii i Danii - mieszka 3-4 mln ludzi. Mały rynek nie tworzy oferty, co kieruje potencjalnych klientów w stronę firm zagranicznych. Tutaj pomaga powszechna znajomość angielskiego. Morderczy szwedzki VAT - 25% - jest dodatkową zachętą (można wprawdzie oberwać czasem VAT-em na zamawiane z zagranicy towary, ale to dotyczy nieznacznego procentu paczek).

Po drugie, kultura usługowa jest w Szwecji mizerna. Społeczeństwo przez wieki chłopskie, biedne i surowo protestanckie, w ciągu ostatniego stulecia z hakiem dokonało wielkiego skoku w dochodzie narodowym głównie dzięki przemysłowi i eksportowi jego produktów. Na to nałożyła się 50-letnia dominacja zgrzebnej ideologii socjalistycznej urawniłowki. Stąd powszechne, nie zawsze nawet świadome, poczucie, że człowiek człowiekowi "usługiwać" nie powinien. No a VAT plus koszmarne stawki podatkowe na każdą legalnie wykonaną pracę powodują, że na zakup "luksusowych" usług typu przyniesienie zakupów pod drzwi nie każdego stać. Tak oto struktura internetowej oferty odzwierciedla - jeśli porównać np. Szwecję i Stany Zjednoczone - strukturę oferty "tradycyjnej".

Tę regułę potwierdza szeroka oferta internetowych usług w bankach, które w Szwecji tradycyjnie oferowały niezłą jakość usług drobnym klientom. W banku bywa się rzadko, w zasadzie wszelkie transakcje już od dawna można było wykonywać przez bankomat i telefon.

Wolnościowa zaraza

Szwecja - niegdyś społeczeństwo chłopskie, sprzymierzone z królewską władzą przeciwko ciemiężącej poddanych arystokracji - ma stare tradycje zaufania do państwa i jego instytucji. Z drugiej strony ciężkie warunki życia na ubogiej północy spowodowały wykształcenie się mentalności wyżej stawiającej kolektyw niż jednostkę. Doprowadziło to w szczytowym momencie - w latach 60. i 70. - do państwa groźnie wszechwładnego, do demokracji ignorującej prawa jednostki i mniejszości, do terroru rozpanoszonych przepisów, organizacji i związków. Komputeryzacja wszelkich rejestrów państwowych, policyjnych i instytucjonalnych wydawała się wówczas - nie bez racji - dalszym zagrożeniem swobód indywidualnych, prowadzącym w kierunku wizji wręcz orwellowskiej.

Na tym tle Internet wydaje się technologią z natury służącą wolności i liberalizmowi. Są takie przesłanki, ale są też zagrożenia, o których nie wolno zapominać. Trudno jest śledzić kogoś, kto czyta zakazane książki, ale względnie łatwo - istnieje ku temu niedroga technologia - tego, kto odwiedza niedozwolone domeny internetowe. Wśród entuzjazmu nad nowym, informatycznym społeczeństwem nie należy tracić zdrowego rozsądku i czujności.

--------------------------------------------------------------------------------

Bogdan Bereza-Jarociński jest konsultantem projektów informatycznych w szwedzkich przedsiębiorstwach.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200