Sieć za Wielkim Murem

Internet w Chinach ma 10 lat i nie mniej niż 100 mln użytkowników. Wciąż jednak nie wiadomo, w którą stronę potoczy się jego dalszy rozwój.

Internet w Chinach ma 10 lat i nie mniej niż 100 mln użytkowników. Wciąż jednak nie wiadomo, w którą stronę potoczy się jego dalszy rozwój.

Co jakiś czas opinię publiczną świata zachodniego bulwersują doniesienia na temat restrykcyjnych działań władz chińskich wobec użytkowników sieci. Jednym z takich posunięć było np. niedawne wprowadzenie cenzury na gry komputerowe - w maju br. chińskie Ministerstwo Kultury powołało specjalny komitet cenzorski, który ma wydawać pozwolenia na import tylko takich zagranicznych gier, które będą zgodne z historią państwa i nie będą negatywnie oddziaływały

na zdrowie psychiczne młodzieży. Powszechnie znane są działania polegające na kontroli zawartości serwisów internetowych, blokowaniu dostępu do stron zawierających niepożądane treści czy zamykaniu kafejek internetowych. Nierzadkie są też przypadki aresztowania za korzystanie z sieci w sposób uznany za sprzeczny z interesami chińskiego rządu.

Według badań przeprowadzonych w ub.r. przez Jonathana Zittraina i Benjamina Edelmana z Uniwersytetu Harvarda Chiny stworzyły najbardziej rozbudowany i niemający sobie równego w innych państwach na świecie system internetowej cenzury. Cały ruch sieciowy przechodzi przez kontrolowane przez władze serwery i specjalny system "zapór ogniowych". Jest cały czas monitorowany, a w razie potrzeby następuje blokada dostępu do wybranych stron.

Atrakcyjne perspektywy

Z drugiej strony, dynamiczny rozwój chińskiego Internetu sprawia, że staje się on rynkiem coraz bardziej atrakcyjnym, przyciągającym wielu inwestorów. W olbrzymim tempie przybywa w Państwie Środka użytkowników sieci, rośnie liczba umieszczanych w niej stron i serwisów. Wśród chińskich internautów, tak jak i na całym świecie, dominują ludzie młodzi, wykształceni, z dużych miast, pracujący w filiach międzynarodowych koncernów - generalnie z tych środowisk, które najszybciej odczuwają korzyści z dostępu do sieci, czy to dla celów komunikacyjnych, czy też poznawczych, edukacyjnych.

Tak jak wszędzie na świecie, coraz bardziej palącym problemem dla chińskich użytkowników Internetu jest zalew spamu, chociaż sam rynek reklamy online nie jest jeszcze dostatecznie dobrze rozwinięty. Jego wartość w ub.r. szacowana była na 130 mln USD, co stanowi zaledwie 1% wartości całego światowego rynku w tej dziedzinie.

Inwestorzy pozytywnie jednak oceniają potencjał rozwojowy chińskiego rynku internetowego i coraz więcej światowych potentatów z tej branży chce być na nim obecnych. Firma Yahoo! uruchomiła niedawno nowy, chiński serwis wyszukiwawczy Yisou.com. Jej największy konkurent, Google, też nie zasypuje gruszek w popiele. Nabył niedawno mniejszościowy pakiet akcji spółki Baidu.com, prowadzącej jedną z najpopularniejszych chińskich wyszukiwarek. Zagranicznym przedsiębiorcom nie przeszkadza, że inwestycje tej branży są kontrolowane przez władze w Pekinie. Tajemnicą poliszynela jest, że firmy chcące zaistnieć na chińskim rynku godzą się na ustępstwa wobec rządu chińskiego i niejednokrotnie przystają na jego warunki.

Olbrzymi, warty wiele milionów dolarów rynek generowany jest też przez same działania restrykcyjne Pekinu wobec rodzimych internautów. Firmy zajmujące się bezpieczeństwem sieciowym dostarczają władzom chińskim wiele rozwiązań służących do monitorowania, filtrowania i blokowania treści. Kontrakty na tego typu zamówienia są o wiele bardziej intratne niż sprzedaż technologii pozwalających na omijanie blokad, szyfrowanie przesyłanych informacji czy zachowanie anonimowości w sieci. Władze w Pekinie dysponują o wiele większymi funduszami niż chińscy decydenci dążący do eliminacji internetowej cenzury.

Rozdwojenie jaźni

Postawa chińskiego rządu wobec Internetu nie sprowadza się jednak tylko i wyłącznie do cenzury i działań restrykcyjnych. Władze bardzo dobrze zdają sobie sprawę, że rozwój i modernizacja chińskiej gospodarki czy całego państwa nie mogą się odbywać bez udziału sieci. Korzystanie z niej jest wymogiem związanym nierozerwalnie z otwarciem na świat, z uczestnictwem w światowej gospodarce. Pekińscy dygnitarze mają twardy orzech do zgryzienia: jak zapewnić rozwój Internetu, zaspokoić popyt na związane z nim usługi, nie tracąc jednocześnie monopolu na informacje, nie pozwalając, by sieciowa zawartość wymknęła się spod kontroli. Wpisuje się to w specyficzną dla Chin drogę łączenia zasad gospodarki kapitalistycznej z ideologią komunistyczną. "W tej chwili w obszarze chińskiego Internetu trwa swoiste przeciąganie liny" - ocenia Józef Pawłowski z Zakładu Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Przedstawiciele rządzącej Komunistycznej Partii Chin dobrze wiedzą, że trudno dzisiaj myśleć o zajęciu znaczącej pozycji na arenie międzynarodowej bez rozwoju nowych technologii. Stąd też coraz mocniej podkreślana jest konieczność tworzenia przez państwo własnego, silnego zaplecza naukowo-technicznego. Ma to być jeden z najważniejszych składników tzw. "kompleksowej siły państwa" decydującej o jego mocarstwowości w XXI w., w którym technologie będą odgrywać kluczową rolę we wszystkich niemalże dziedzinach życia. Innymi, kluczowymi jej wyznacznikami mają być m.in.: odpowiedni poziom skolaryzacji społeczeństwa czy informatyzacji państwa oraz dostęp do światowego dorobku kulturowego i cywilizacyjnego, czy wreszcie odpowiedni odsetek PKB przeznaczany na wydatki na rozwój zaawansowanych technologii itp.

Kluczem do osiągnięcia zakładanych celów ma być edukacja, dostęp do wiedzy. Władze chińskie zdają sobie sprawę, że w takiej sytuacji konieczna staje się możliwość korzystania z informacji ze świata. Coraz częściej w odniesieniu do Internetu dają się zauważyć działania zmierzające bardziej w stronę manipulowania informacjami, a nie blokowania dostępu do treści w zachodnich zasobach. Można np. korzystać z zachodnich serwisów informacyjnych, ale gdy tylko pojawią się w nich wiadomości niekorzystne dla Chin, natychmiast uruchamiana jest w sieci wzmożona kampania propagandowa mająca na celu zdyskredytowanie obcych doniesień i przekonanie do oficjalnej, rządowej wersji.

Mały może więcej

W początkowej fazie rozwoju chińskiego Internetu wielu analityków uważało, że niekontrolowany przepływ informacji w sieci przyczyni się do obalenia komunistycznych władz. Dzisiaj widać, że władze potrafiły sobie dobrze z tym zagrożeniem poradzić - nie tylko bowiem kontrolują Internet, ale też wykorzystują go do własnych celów. Czyżby więc w państwach o charakterze autorytarnym sieć traciła przypisywaną jej w kręgu zachodnim moc generowania przestrzeni swobodnej, wolnej wymiany myśli? Znane są przypadki wycofywania się opozycji czy środowisk dysydenckich z obecności w Internecie ze względu na większą niż w świecie rzeczywistym łatwość inwigilacji po trudnych do zatarcia elektronicznych śladach.

Znawcy problematyki chińskiej twierdzą, że - paradoksalnie - szansą na ożywienie procesów demokratyzacji w tym kraju będzie obecność w globalnej sieci grup o charakterze lokalnym. To m.in. poprzez sieciową aktywność różnego rodzaju stowarzyszeń, fundacji, organizacji charytatywnych i religijnych, ukierunkowanych na osiąganie konkretnych, niezwiązanych z dążeniem do przejęcia władzy celów, będą się tworzyć zręby chińskiego społeczeństwa obywatelskiego. Czy te zapowiedzi okażą się prawdziwe? Czas pokaże.

Wciąż więcej i więcej

Liczba użytkowników Internetu w Chinach wzrosła z nieco ponad miliona w 1997 r. do ponad 30 mln w 2002 r. i nadal szybko się zwiększa. W ciągu ostatniego roku przyrost był ponad 100-proc. i pod koniec 2003 r. było to już ok. 80 mln osób regularnie korzystających z sieci. Według rządowych prognoz w tym roku liczba internautów ma wzrosnąć do 110 mln. Dzięki technologii WAP dostęp do Internetu ma też wkrótce uzyskać 70 mln posiadaczy telefonów komórkowych. Planowane udostępnienie połączeń z siecią przez telewizję kablową może zwiększyć liczbę chińskich internautów o kolejne 100 mln. Chiny zajmują obecnie pod względem liczby internautów drugie miejsce na świecie po Stanach Zjednoczonych, gdzie dostęp do sieci ma ok. 200 mln obywateli.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200